niedziela, 31 marca 2013

11- To była pomyłka.


W przejściu nagle pojawił się Sykes. Nie spodziewał się żadnego ruchu ze strony swojego przyjaciela, co było błędem. Max podszedł do niego i złapał chłopaka za koszulkę.
-Powaliło cię?- krzyknął szatyn.
Max wbił wbił wzrok w jego zielono-niebieskie tęczówki i puścił go.
-Powinienem zapytać o to ciebie.
Zdezorientowany Tom odciągnął George'a od najmłodszego z nich i pociągnął na bok. Zaczął wypytywać go o to, co się stało, ale ten nie słuchał go, tylko nadal przypatrywał się Nathanowi.
-Nathan, powiesz im?
Sykes prychnął i ruszył do kanapy, omijając przyjaciela szerokim łukiem. Usiadł na swoim poprzednim miejscu i kompletnie nie przejmując się niczym, wrócił do oglądania filmu. Max wyrwał się Tom'owi i stanął na przeciwko reszty zespołu.
-No dalej, przyznaj się, że nie jesteś solidarny z grupą, tylko skarżysz Scooterowi.

***

Nathan czuł na sobie wzrok reszty zespołu. Na słowa wypowiedziane przez Max'a poderwał głowę i ze skupieniem wpatrywał się w wyraz twarzy przyjaciela, który teraz był pozbawiony emocji. W mieszkaniu zapanowała cisza, której nikt nie odważył się przerywać. To była sprawa między Max'em, a Nathanem, dlatego chłopacy nie chcieli się w to mieszać. Czekali na jego odpowiedź, bo ciekawiło ich, czy to jednak on był tym sławnym informatorem Scooter'a.
-Nawet jeśli, to co?- wykrztusił.
-To, że powinieneś być z nami, a nie przeciwko nam.- zarzucił mu.
Sykes bez słowa wstał i chwycił swoją kurtkę, powieszoną na wieszaku. Obrzucił wzrokiem swoich przyjaciół, a następnie pokręcił głową i złapał za klamkę.
-Violetta i tak by ciebie nie chciała, dobrze wiesz, że nie chce być z żadnym z nas. Tylko ci pomogłem.- po tych słowach trzasnął drzwiami i wyszedł na spacer.

-Dobrze, na dzisiaj koniec!- rozbrzmiał krzyk, który rozszedł się echem po ogromnej sali.
Lynsey ostatni raz uśmiechnęła się do fotografa, po czym zeszła do swojej garderoby. Usiadła na przeciwko lustra, zwilżyła wacik mleczkiem do zmywania makijażu i przejechała nim po lewym oku. Chwilę później jej twarz była nieskazitelnie czysta, za to waciki pozostały czarne od tuszu, cieni i różnych kredek. Poszła do łazienki odświeżyć się, a kiedy już to zrobiła, przebrała się w swoje ciuchy. Gdy z powrotem usiadła na miejscu i chwyciła tusz do rzęs, usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości.
Przestraszyła się, kiedy zobaczyła, że nadawca sms'a był nieznany. Przełknęła ślinę i niepewnie nacisnęła "Otwórz"
"Twój chłopak zdradza Cię z ich nową menadżerką."
Zszokowało ją to, więc szybko odłożyła telefon. Spojrzała w swoje odbicie w lustrze i z niedowierzaniem wpatrywała się w kolor swoich oczu.
Przecież mi obiecał, myślała.
Dokończyła make-up, chwyciła torbę i szybkim krokiem wyszła z garderoby. Co chwilę mijała kogoś, kto żegnał się z nią, a ona przywdziała na usta serdeczny uśmiech i dzieliła się nim z kolegami. Po paru minutach doszła do końca budynku i mocno pchnęła ciężkie drzwi. Na zewnątrz uderzyło w nią zimne powietrze. Rozejrzała się dookoła i przy jednym z samochodów ujrzała swojego chłopaka, Nathana. Na jej widok uśmiechnął się i spokojnym krokiem zmierzał w kierunku Lynsey. Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi i teatralnie przewróciła oczami.
-Co się stało?- spytał, muskając wargami policzek brunetki.
Kutcher położyła dłonie na jego klatce piersiowej i delikatnie odepchnęła się od szatyna.
-Co cię łączy z Violettą?- zapytała.
Nathana zdziwiło to pytanie. W pierwszej chwili nie wiedział co powiedzieć, jednak zaraz po tym nabrał powietrza do płuc.
-Absolutnie nic.
Westchnęła wtulając się w niego mocno. Nie wierzyła mu, ale nie zamierzała siłą wyciągać z niego niczego. Złapali się za ręce i z uśmiechem udali się do samochodu.

-Niall, Leon, wyjdźcie z kuchni!- zaśmiała się Violetta.
-Nie!- usłyszała krzyk Irlandczyka.-Obiecaliśmy, że ci pomożemy.
Dziewczyna ułożyła się wygodnie na miejscu i oparła się nogami o blat stołu.
-Tylko mi kuchni nie spalcie.- mruknęła pod nosem.
Chłopacy bardzo dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Krzątali się po pomieszczeniu i szukali potrzebnych im składników, co było trudne. Pierwszy raz znajdowali się w mieszkaniu dziewczyny od tej strony. Nie wiedzieli, gdzie powkładane były szklanki, talerze i inne potrzebne im akurat rzeczy. Postanowili przygotować coś prostego, coś co obydwoje potrafili ugotować, by kogoś nie zatruć. Niall zajął się gotowaniem makaronu, a Leon odgrzewał sos. Mimo że praca ta była łatwa, w kuchni już panował bałagan.
-Violetta nas zabije.- mruknął Horan.
-Nie, jeżeli obiad będzie jej smakował.- uśmiechnął się, dosypując czegoś zielonego do gęstej cieczy, którą odgrzewał.
Braun była strasznie ciekawa, co chłopacy przygotowali, dlatego wstała i cicho podeszła do pomieszczenia, w którym przebywali. Delikatnie wychyliła się i uśmiechnęła na widok dwóch pracusiów, którzy starannie przygotowywali posiłek. Chciała odwrócić się, ale ręką strąciła wazon, który z hukiem spadł na ziemię. Niall jako pierwszy okręcił się i podszedł do blondynki.
-Nie ładnie tak.- pogroził palcem. Starał się wyglądać groźne, ale na jego usta wkradł się uśmiech.-Wracaj do salonu.
-Ale ja chcę wam pomóc.- jęknęła.
-Mowy nie ma!- krzyknął Leon.-Marsz na kanapę, panno Braun.
Swój wzrok zwróciła na przyjaciela z naprzeciwka, dlatego nie zauważyła Niall'a zmierzającego w jej stronę. Chłopak złapał Violettę na ręce i odniósł dziewczynę na poprzednie miejsce. Nie sprzeciwiała się, bo wiedziała, że nic by to nie dało.
W momencie, gdy Irlandczyk odstawił Braun, ktoś z hukiem wparował do mieszkania.
Florence na wejściu przeprosiła za to, że weszła bez pukania, ale miała powód. Nie pytając chwyciła przymkniętego laptopa Violetty, wpisała coś w Googlach, poklikała trochę, a następnie położyła go na kolanach przyjaciółki.
Violetta odgarnęła grzywkę, która opadała jej na oczy i spojrzała na zdjęcie. Na początku nie doszło do niej to, co tam zobaczyła. Obudził ją dopiero głos Niall'a.
-Całowałaś się z Sykes'em?
Wtedy zakręciło jej się w głowie. Przed sobą miała fotografię z parku. Domyślała się, że któryś z czujnych paparazzi przyłapał ich na pocałunku, ale gdzieś tam miała nadzieję, iż żadnemu nie udało się uchwycić chwili, która według niej, była jedną z najkrótszych w jej życiu.
-To on zaczął.- wyjąkała.
-Ale to nie wszystko.- powiedziała Flo, a Niall westchnął i ruszył do Leona.-Razem z Lynsey zrobili twitcam'a.- mówiąc to, weszła na Twittera Nathana.- Zadają im strasznie dużo pytań na wasz temat.
-Czyli ona wie?- spytała zszokowana.-I nawet nie pokłóciła się z nim?
Blanco pokręciła głową, nawet nie patrząc na swoją przyjaciółkę.
-Dziwne, prawda?
Odstawiła laptopa na stoliczek przed nimi. Chwilę poczekały, zanim filmik załadował się, a kiedy widziały już parę, zaczęły czytać pytania. Rzeczywiście, co drugie dotyczyło zaistniałej poprzednio sytuacji. Nathan razem z Lynsey usilnie ignorowali je, a zajęli się mniejszością.
-Nie widać, żeby miała mu cokolwiek za złe.- powiedziała Violetta bardziej do siebie.
-Nie widać też, żeby czegokolwiek żałował.- spojrzała na blondynkę.-Nie rozumiem go.
-Jest zwykłym chamem i tyle.- wystawiła rękę, chcąc zamknąć laptopa, jednak Flo powstrzymała ją.
-Poczekaj.- poprosiła.-W końcu muszą odpowiedzieć na pytanie. Nie mogą tego odwlekać w nieskończoność.
Westchnęła, oglądając z uwagą to, co widziała na ekranie. Z każdą mijającą sekundą bała się, że Florence miała rację. Tak naprawdę nie chciała usłyszeć żadnej odpowiedzi z jego strony.
-Dziewczyny, obiad!- zwołał Leon z kuchni.
Blanco spojrzała na Violettę, a następnie westchnęła. Młodsza dziewczyna pierwsza podniosła się z miejsca i ruszyła ku jadali, gdzie Niall z Leonem właśnie stawiali jedzenie. Zrezygnowana Flo chciała wstać, kiedy powstrzymały ją słowa wypowiedziane przez Nathana.
-Wiele z was zadaje nam pytanie na temat naszej nowej menadżerki i zaistniałej sytuacji.- zawahał się, a dziewczyna pociągnęła Braun z powrotem na miejsce.-Odpowiem, bo was kocham i nie chcę mieć przed wami tajemnic. Ten pocałunek tak naprawdę nic nie znaczył. To ona go zaczęła...To po prostu była pomyłka.
Wypowiedziane przez szatyna słowa wprawiły Violettę w osłupienie. Nie wiedziała co powiedzieć, więc tylko zamknęła laptopa.
_________________________________________________
trolololo. 
to taki mój "prezent" na święta, bo wiele osób skarżyło się, że skończyłam w "złym" momencie. C: dla mnie był dobry, ale uważajcie, bo tamto zakończenie to było nic, w porównaniu do tych co dopiero będą. :3 
ja wcale nie chciałam powiedzieć, że to jest beznadzieje (napisałam tylko, że ja sama tak uważam, co jest powszechnie znane. :3), bo obiecałam, że nie będę wyrażała się na temat rozdziałów. C: piszę to jakby dla Was, bo to Wy chcecie czytać, tak? c; 
♥♥ Moniś ♥♥- ankieta była, ale zagłosowały tylko cztery osoby, więc ją usunęłam, bo to jeszcze bardziej mnie dołowało. postanowiłam, że przestaję patrzeć na ilość wyświetleń, obserwujących i komentarzy (chociaż komentarze to taka mała motywacja do dalszego pisania.). nie mogę niczego wymuszać. 
berry.- hahahahha, Twój komentarz skojarzył mi się z takim "Przypadek? Nie sądzę." wiesz, dużo obrazków teraz jest z tym w internecie. :D ale Ty jesteś jakimś jasnowidzem, więc wiesz, boję się Ciebie. ;o (wcale nie mówię, że masz rację, ja po prostu mówię, że się boję. :D) + huhuhuhu, brawo, bo skapnęłaś się jako jedyna, ale to i tak nie oznacza, że to Sykes jest wielbicielem. :D
no. to mam nadzieję, że pierwszy dzień świąt Wam się udał. C: i jakieś prezenty też. :D ja tam dostałam tylko kasę, której i tak nie mogę wydać. ;_;
DOBRA, NIE PRZEDŁUŻAM.
Do następnego. 


nie wiem, czy ktoś się ucieszy [stawiałabym na obojętność raczej], ale tego bloga postanowiłam [kobieta zmienną jest] doprowadzić do końca. tak więc macie moje pozwolenie na jakieś dręczenie mnie etc., gdybym chciała go usunąć. C: [zawieszenie nie wchodzi w grę, zawiesić mogę. :D]

piątek, 29 marca 2013

10 -Nie musisz być takim chamem.


Tom wysypywał chipsy do miski i zastanawiał się nad Violettą. Wiedział, że ktoś dawał jej prezenty i miał nadzieję, że chociaż jeden był od Max'a. Teraz robił za swatkę. Za wszelką cenę chciał ustawić ich nową menagerkę ze swoim przyjacielem. Kiedy tak o tym rozmyślał, ktoś podbierał mu jedzenie z miski. Oburzony walnął przyjaciela w rękę.
-Gdzie?- odsunął miskę na bok.- Poczekaj, aż wszyscy przyjdą.
George ze zrezygnowaniem skinął głową i poszedł do salonu, gdzie wygodnie rozsiadł się na kanapie. Chwilę później ktoś zapukał do drzwi, a uradowany Tom pobiegł otworzyć. W przejściu ujrzał Jay'a. Uśmiechnął się do niego i bez słowa zabrał zgrzewkę piwa z jego rąk. Loczek zaśmiał się, a następnie usiadł obok Max'a.
-Ej, mam niezłą nowinę.- szturchnął chłopaka.-Nie żebym robił za plotkarę, czy coś...
-Gadaj już, a nie przedłużasz.- Max przekręcił oczami.
-No więc, Nathan dzisiaj całował się z Violettą.
Usłyszeli chorobliwie kasłanie za nimi. Przestraszeni odwrócili się i zobaczyli Tom'a, który krztusił się chipsem.
-Już dobrze!- krzyknął, podnosząc ręce go góry.- Żyję.
Nikt nie zdążył mu odpowiedzieć, ponieważ do mieszkania weszli Nathan z Sivą. Uśmiech zszedł im z ust, kiedy ujrzeli spokojnych przyjaciół. Nie było to do nich podobne, więc lekko przestraszyli się.
-Całowałeś się z Violettą?- wypalił Parker.
Nathan oblał się rumieńcem. Nie lubił o tym wspominać, dlatego tylko wzruszył ramionami, nerwowo przeczesując dłonią włosy. Szatyn skrzyżował ręce na piersi i z uwagą przyglądał mu się.
-Odpowiesz?- dociekał.
-Ona zaczęła.- odpowiedział, rzucając się na kanapę, po czym zmierzył Jay'a chłodnym wzrokiem. Nie rozumiał dlaczego Loczek wygadał się.
Siva westchnął i postąpił podobnie jak kolega.
-Zadzwonię do niej.- zaproponował McGuiness.- Niech tu przyjdzie, może się lepiej poznamy.
Wszyscy oprócz Nathana skinęli. Naburmuszony dwudziestolatek zsunął się w dół i wpatrywał się w telewizor. Usilnie próbował ignorować zaciekawione spojrzenia innych, szczególnie Tom'a, który był strasznie ciekawy, a zarazem zaniepokojony. Bał się, że Sykes mógł wygryźć Max'a, jeżeli chodziło o Braun.
-Niestety nie przyjdzie.- po chwili usłyszeli głos Jay'a, który wychodził z kuchni.- Ma skręconą kostkę, lekarz kazał jej siedzieć w domu.
-Max, może do niej pójdziesz?- Parker poklepał przyjaciela w ramię.
-Jak kto skręciła kostkę?- zapytał zszokowany Nathan.
-No normalnie.- wzruszył ramionami.-Wtedy w parku, kiedy na ciebie wpadła.
George energicznie podniósł się z miejsca i obdarzył wszystkich ciepłym uśmiechem.
-To ja do niej pójdę.- po tych słowach chwycił swoją skórzaną kurtkę i wyszedł z pomieszczenia.
Jeden z nich przeprosił i wyszedł do łazienki. Spojrzał w odbicie swoich oczu i głęboko westchnął. Nie chciał ranić swojego przyjaciela, ale musiał być uczciwy w stosunku do Scooter'a. Wyciągnął telefon i zaczął pisać nową wiadomość tekstową.
" Nie powinienem mówić, ale Max umówił się z Violettą u niej w mieszkaniu. "

Violetta właśnie pożegnała się z Niall'em, który pomógł jej wysprzątać mieszkanie, bo nie chciał, by dziewczyna zrobiła sobie jeszcze większą krzywdę. Kiedy tylko Irlandczyk wyszedł, zaczęła przygotowywać obiad. Ledwo co chodziła przez opatrunek, ale musiała się przyzwyczaić. Niedługo mieli mieć ważne spotkanie, na którym musiała się stawić. Taka rola menagera sławnego boysband'u.
Schyliła się, by wyjąć garnek, a kiedy podnosiła się, uderzyła głową o wystający blat. Przeklęła cicho a po mieszkaniu rozległ się odgłos dzwonka do drzwi. Niechętnie wyprostowała się i ruszyła otworzyć. Przed sobą ujrzała Max'a, który trzymał w ręku czekoladę. Warto dodać, że była to jej ulubiona czekolada, którą ostatnio dostała od swojego tajemniczego wielbiciela.
-Cześć.- uśmiechnął się niepewnie.-Słyszałem, że miałaś mały wypadek.
Skinęła delikatnie, wciąż zapatrzona na pudełko trzymane przez George'a. W porę zorientowała się i uchyliła drzwi szerzej, zapraszając chłopaka do środka.
-Tak, Florence próbowała namówić mnie do jazdy na deskorolce.- posłała mu uśmiech.- Chcesz coś do picia?
-Herbatę. Pomóc ci?
Pokręciła głową, okręciła się, a następnie ruszyła do kuchni, skąd miała dobry widok na Max'a. Wyjęła dwie szklanki, do jednej nalała soku jabłkowego, a do drugiej wsadziła torebkę herbaty i czekała aż woda się zagotuję. W tym czasie w jej głowie krążyła jedna i ta sama myśl, które dotyczyły chłopaka. Nie mogła uwierzyć w to, że to jednak on był jej adoratorem. Obudziło ją dopiero gwizdanie, sygnalizujące zagotowanie wody. Zalała herbatę wrzątkiem, po czym powoli ruszyła ze szklankami do salonu.
Max zauważył wychodzącą Violettę, dlatego pośpiesznie podszedł do niej i z uśmiechem zabrał trzymane rzeczy. Violetta nie protestowała, bo wiedziała, że nie doszłaby z tym do stolika.
-Skąd się dowiedziałeś o mojej skręconej kostce?- spytała, gdy już usiadła.
-Jay nam powiedział.- wzruszył ramionami.-Długo lekarz kazał ci nie chodzić?
-Tylko parę dni.- uśmiechnęła się.-Przepuszczam, że za dwa dni będę jak nowa.
Dziewczyna chwyciła do ust rozpakowaną już czekoladę. George zaczął nagle się śmiać, a Braun zalała się rumieńcem, nie wiedząc o co chodziło. Chwilę później wyjaśnił, że była brudna. Przejechał kciukiem po jej policzku, wycierając plamę po czekoladzie i wtedy usłyszeli huk.
Przestraszona odsunęła się od Max'a i odruchowo podniosła się z kanapy. Przed nimi stał wściekły Scooter. Skrzyżował ręce na piersi i wyglądał na takiego, który oczekiwał wyjaśnień.
-Wiedziałem, że tu będziesz, Maximilianie.
-Niby od kogo?- spytał zszokowany. Podobnie jak Violetta wstał i postąpił krok w kierunku bruneta.
-No i co cię to obchodzi?- Braun wyprzedziła swojego wujka, pchając George'a do tyłu.-Tak w ogóle kto ci to powiedział?
-Zamierzaliście się pocałować.- wypalił, nie spuszczając wzroku ze swojej siostrzenicy.
Blondynka zaśmiała się donośnie, chociaż była wściekła na Scooter'a i informatora. To był już drugi raz, kiedy narobił jej kłopotów z własnym wujkiem.
-Wcale nie, po prostu byłam brudna.- wytłumaczyła, a speszony Max zaczął kiwać głową jak szalony.
-Zabroniłem ci spotykać się z którymkolwiek z nich, a już szczególnie całowania się z nimi.- mówił dalej twardo.
Chciała mu odpyskować, ale z jej gardła wyrwał się cichy jęk. Nagle przypomniało jej się o dzisiejszym zdarzeniu w parku. Tam, gdzie całowała Nathana. Bała się, że skoro Scooter teraz zamierzał zrobić jej taką aferę, to zastanawiała się co zrobi, gdy dowie się o pocałunku.
-Powtarzam, nie całowałam się z Max'em i nawet nie zamierzałam tego robić.

Chłopacy siedzieli w salonie u Tom'a, oglądając jakąś komedię. Co jakiś czas, jeden z nich wybuchał śmiechem. Jedynie Parker myślami błądził przy Max'ie i Violettcie. Zastanawiał się, czy między nimi zaiskrzyło.
-Ej, nie powinniśmy iść odwiedzić Violetty?- wypalił nagle Siva.
-Nie.-zaprzeczył szybko Nathan.-Przecież jest z Max'em, nie przeszkadzajmy im.
-Wiem, że jej nie lubisz, ale błagam cię. Nie musisz być takim chamem w stosunku do niej.- powiedział Tom.
Szatyn wzruszył ramionami, wstał z kanapy i ruszył do łazienki. W tym samym momencie do mieszkania najstarszego z nich wszedł wściekły Max. Przeszukał wzrokiem pomieszczenie, a następnie zatrzymał się na Jay'u.
-Gdzie Nathan?- zapytał zły.
McGuiness kiwnął głową w danym kierunku, a w przejściu nagle pojawił się Sykes. Nie spodziewał się żadnego ruchu ze strony swojego przyjaciela, co było błędem. Max podszedł do niego i złapał chłopaka za koszulkę.
-Powaliło cię?- krzyknął szatyn.
Max wbił wbił wzrok w jego zielono-niebieskie tęczówki i puścił go.
-Powinienem zapytać o to ciebie.
Zdezorientowany Tom odciągnął George'a od najmłodszego z nich i pociągnął na bok. Zaczął wypytywać go o to, co się stało, ale ten nie słuchał go, tylko nadal przypatrywał się Nathanowi.
-Nathan, powiesz im?
Sykes prychnął i ruszył do kanapy, omijając przyjaciela szerokim łukiem. Usiadł na swoim poprzednim miejscu i kompletnie nie przejmując się niczym wrócił do oglądania filmu. Max wyrwał się Tom'owi i stanął na przeciwko reszty zespołu.
-No dalej, przyznaj się, że nie jesteś solidarny z grupą, tylko skarżysz Scooterowi.
___________________________________
Jojojo. Nawet jeżeli to Nathan jest tym informatorem (a bardzo możliwe, że nie jest :D), to nie jest jednoznaczne z tym, że ten ktoś musi być wielbicielem Violetty.
Prawdopodobnie to dwie różne osoby, tak tylko mówię. C: 
No i wiecie co? Coraz mniej podoba mi się to pisanie blogów. Coraz mniej osób czyta, a ja nadal myślę, że jestem beznadziejna, ale cóż. Życie. C: 
Wiecie co? 
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO. <3
mówię to teraz, bo rozdział dodam prawdopodobnie po świętach :3 (o ile w ogóle) 
NO I TYCH TAKICH JAJECZEK W KOSZYKU, ŻEBY WAM ŻADEN GŁUPI MINISTRANT NIE ZWALIŁ KOSZYCZKA, GDZIE PÓŹNIEJ BĘDZIE WSZYŚCIUTEŃKO W SOLI (-.-), NO I OCZYWIŚCIE SPEŁNIENIA MARZEEŃ (matko, jakie to oklepane) NO I TAK OGÓŁEM WESOŁYCH, WESOŁYCH. <3
tym razem nieśnieżnych, ŚWIĄT. <3
Kocham Was. <3
Do następnego. <3


serduszka, serduszka wszędzie, lol. 

wtorek, 26 marca 2013

9- Nazywam się Horan. Niall Horan.


Violetta upadła tak pechowo, że za pierwszym razem przypadkowo musnęła usta swojego podopiecznego. Leżała na chłopaku i czuła jego gorący oddech na swoim policzku. Delikatnie uniosła głowę i spojrzała na niego zszokowana. Nie wyglądało na to, żeby któreś z nich zamierzało się podnieść.
-O ile idziesz, że się pocałują?- Jay wystawił dłoń w kierunku Florence.
-Violetta mu na to nie pozwoli. Dziesięć funtów?- chwyciła wystawioną rękę kolegi.
-Stoi. Szykuj już kasę.- uśmiechnął się.
Zdążyli odwrócić się i już wiedzieli, kto wygrał zakład zawarty dosłownie przed sekundą.

***
-Dziesięć funtów poproszę.- Jay wystawił dłoń w kierunku zszokowanej Florence.
Nathan z pasją zaczął pocałunek. Zachęciły go do tego iskierki pożądania, które widział w oczach Violetty. Delikatnie uniósł głowę i przejechał palcem po jej policzku. Czuł gorący oddech dziewczyny i wilgotne usta na swoich, co spodobało mu się. Violetta czuła, jak chłopak uśmiechał się przez pocałunek. Kiedy tylko zorientowała się, że właśnie całowała się z Nathanem, natychmiastowo odsunęła się. Nim zeszła z chłopaka, spojrzała zdezorientowana prosto w jego oczy. On tylko jęknął, sam nie wiedział co miał powiedzieć. Braun zsunęła się i usiadła obok. Wpatrywała się w swoje zniszczone trampki. Miała wyrzuty sumienia. Nathan pośpiesznie wstał i podszedł do przyjaciela, klepiąc go w ramię.
-Chyba już pójdziemy.
-Poczekaj.-odepchnął go lekko od siebie.-Nie musisz mi tego dawać.- powiedział, oddając banknot z powrotem w rękę dziewczyny.-Możesz mi się odpłacić w inny sposób.- uśmiechnął się.
-Niby w jaki?- skrzyżowała ręce na piersi.
-Może umówisz się gdzieś ze mną?
Florence czuła, jak na jej policzki wstępował rumieniec. Zawstydzona spuściła wzrok i bała się z powrotem spojrzeć w jego niebieskie tęczówki, bo wiedziała, że zarumieni się jeszcze mocniej. O ile było to możliwe.
Otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale między nich wtrącił się Sykes.
-Tak, tak.- przerwał jej.-Romeo przyjedzie po ciebie dzisiaj o ósmej wieczorem, pasuje?
Zszokowana zdążyła tylko kiwnąć głową. Jay posłał jej przepraszający uśmiech, po czym ruszył w stronę, w którą ciągnął go przyjaciel. Flo westchnęła i podeszła do przyjaciółki.
-Boli cię coś?
Blondynka zaprzeczyła ruchem głowy. Za pomocą dziewczyny uniosła się do pionu i otrzepała spodnie z piachu. Zgarnęła wszystkie swoje kosmyki włosów na bok i śmiałym krokiem ruszyła do przodu. Kuśtykała trochę, ale dobrze tuszowała to, chociaż bolała ją kostka. Bała się, że ją skręciła.
-Umówiliście się?- spytała, kiedy Florence dobiegła do niej.
-Chyba tak.- wzruszyła ramionami.-Na pewno dobrze się czujesz?
-Dam radę, spokojnie.
Dziewczyny przez całą drogę nie odzywały się do siebie. Blanco widziała, że Violetta była na siebie zła za ten pocałunek. Ale była tylko człowiek, każdy w końcu ulega pokusom.

Chłopak szwendał się po galerii, a jego wzrok natrafił na punkt jubilerski. Rozejrzał się ostrożnie dookoła, po czym pewnym krokiem wszedł do środka. Założył kaptur na głowę, ponieważ nie chciał, żeby ktoś rozpoznał go i zaczął przyglądać się złotej biżuterii. Każda kolejna bransoletka była piękniejsza od poprzedniej. Nie patrzył nawet na to, że im bardziej przesuwał się tym ceny były większe. Liczyło się tylko to, żeby uszczęśliwić Violettę.
-Pomóc w czymś?
Przestraszony podskoczył i złapał się za serce, które zaczęło mocno łomotać. Mężczyzna zauważył, że przestraszył klienta, dlatego szybko przeprosił.
-Interesuje mnie jakaś ładna biżuteria dla dziewczyny.- wzruszył ramionami.
-Dlaczego nie kupi pan pierścionka?
Odwrócił się i ujrzał jednego ze swoich przyjaciół, który właśnie wszedł do środka. Pośpiesznie pokazał palcem na bransoletkę, która według niego była najładniejsza i poprosił o nią. Blondyn przed nim skinął i zaprowadził chłopaka do kasy. Ten coraz mocniej zaciągał kaptur na twarz.
Siva poszukiwał pierścionka zaręczynowego dla swojej ukochanej. Twierdził, że miał ciężki orzech do zgryzienia, dlatego podszedł do mężczyzny, który obsługiwał jego przyjaciela. Mulat na początku nie zorientował się, kto przed nim stał, jednak im bardziej przypatrywał się towarzyszowi, tym bardziej był pewien, że go znał.
-Co ty tu robisz...- zaczął zszokowany.
-...Cicho.- przerwał mu.-Nikt nie musi wiedzieć kim jestem.- podziękował kasjerowi, a następnie okręcił się.
Kaneswaran nie chciał dać za wygraną, dlatego ruszył za przyjacielem.
-Powiedz mi chociaż co tam robiłeś.- upierał się.
Chłopak pokręcił głową i starał się ignorować dociekliwych pytań Mulata. Po paru męczących minutach brunet zmienił temat, zaczynając rozmawiać o Violettcie. To poskutkowało rumieńcem, który oblał twarz przyjaciela. Siva zatrzymał się i pstryknął palcami w nagłym olśnieniu.
-To ty jesteś tym wielbicielem Violetty?
Zatrzymał się i zsunął kaptur z głowy. Przysunął się bliżej do Sivy, nie chcąc, by ktoś usłyszał ich rozmowę.
-Nawet jeśli, to co?
-To Scooter cię zabiję.- odpowiedział mrużąc oczy.
-Nic mi nie zrobi.- wzruszył ramionami.-Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz.
Kaneswaran westchnął, ale po dłuższej chwili namysłu zgodził się.

Kiedy tylko Florence zniknęła za progiem swojego mieszkania, Violetta odwróciła się i powoli zeszła po schodach. Kostka nadal ją bolała, dlatego zamierzała pójść do lekarza. Droga do pobliskiego szpitala, ku jej niezadowoleniu, prowadziła przez park. Nadal zastanawiała się dlaczego pocałowała Nathana, ale bardziej dziwiło ją to, że to on zaczął pocałunek. Czuła się nieuczciwa wobec Lynsey. Chociaż nie lubiła Sykes'a, postanowiła nic nie mówić dziewczynie szatyna. Z pewnością sam potrafił narobić sobie u niej kłopotów, Violetta nie musiała się w to mieszać.
W pewnym momencie poczuła się tak, jakby ktoś podłożył jej nogę. Jęknęła przeciągle i starała się utrzymać równowagę. I to poszło na marne. Sekundę później wylądowała na ziemi. Przeklęła pod nosem i z nadzieją patrzyła w niebo nad nią. Nie miała nawet siły wstać. Nieoczekiwanie ujrzała przed sobą uśmiechniętego blondyna, który wystawił dłoń w jej stronę. Niepewnie odwzajemniła uśmiech i przyjęła pomoc. Kiedy już stanęła na nogach, zmierzyła chłopaka wzrokiem. Przypominał jej kogoś, a on chyba zauważył, że nie potrafiła go skojarzyć.
-Nazywam się Horan.- zabawnie poruszył brwiami.- Niall Horan.
-Ten z One Direction?- spytała, a on kiwnął głową.- Violetta Braun.
Irlandczyk z zakłopotaniem uśmiechnął się, a następnie wbił wzrok w ziemię. Pierwszy raz nie wiedział, co powinien powiedzieć. Sam się zdziwił, przecież zawsze był wygadany.
-Może pomogę ci dojść do szpitala?- zaproponował w końcu.-Wydaję mi się, że do niego zmierzałaś. A nawet jeśli nie, to i tak cię zaprowadzę, bo widzę że ledwo chodzisz.
Dziewczyna zaśmiała się, dziękując Bogu za to, że na niego trafiła. Kiwnęła potwierdzająco i zanim zdążyła cokolwiek zrobić, Niall chwycił jej prawe ramię i przełożył za głowę, na bark. Posłał jej kolejny uśmiech, kiedy spojrzała na niego zszokowana. Pośpiesznie wytłumaczył, że chce pomóc.
-Co się stało?- zapytał niepewnie.
-Ktoś próbował namówić mnie do jazdy na desce. Nie skończyło to się dobrze.
Mówiąc ostatnie zdanie tak naprawdę nie miała na myśli tylko skręconej kostki. Nadal dręczyła ją sprawa z pocałunkiem.
-Przypominasz mi kogoś.- zaczął zamyślony.
Dziewczyna niekontrolowanie wybuchnęła śmiechem. Domyślała się, co chciał powiedzieć.
-Scooter'a Braun'a w damskiej wersji? Wszyscy mi to mówią.
-Jesteście spokrewnieni, czy coś?- spytał.
-Zawsze zadajesz tyle pytań?- zaśmiała się.- Tak, Scooter to mój wujek.
Chwilę później znaleźli się pod szpitalem miejskim. Niall pomógł Violettcie wejść po schodach na górę, a następnie poszedł z nią zarejestrować się do lekarza. Nie chciała zostać sama, dlatego poprosiła blondyna o pomoc.
Kiedy siadali na krzesłach, Braun spadła torebka, a z niej wypadł zeszyt. Gdy Horan podnosił go, zauważył wystające zdjęcie. Odruchowo wyjął je i z uwagą przyjrzał się jemu.
-Który ci się podoba?- uśmiechnął się w jej stronę.
-Żaden.- powiedziała, wyrywając fotografię z rąk Niall'a.-Dlaczego wszyscy mi to sugerują?
-Rumienisz się.- stwierdził, kolejny raz zabawnie poruszając brwiami.
Violetta wbiła wzrok w zdjęcie, które trzymała w dłoniach. Zastanawiała się nad słowami Irlandczyka i Florence. Musiała przyznać się przed sobą, że wśród tych pięciu chłopaków znajdował się jeden, który był w jej typie. Jednak wciąż pozostawała przy swojej wersji- w żadnym nie zauroczyła się. Po prostu twierdziła, że ktoś był przystojny.
-Teraz twoja kolej.- blondyn dźgnął koleżanką w bok.
Poderwała głowę i spojrzała na gabinet, z którego właśnie ktoś wychodził. Wstała i chciała iść, ale przez chwilę zawahała się.
-Pójdziesz ze mną?- poprosiła.- Nie lubię lekarzy.
Niall zaśmiał się i ruszył za koleżanką. Kiedy tylko drzwi za nimi trzasnęły, Braun głośno przełknęła ślinę. Bała się, ale Horan ciągle rozśmieszał ją, za co później mu dziękowała.
_____________________________________________
Jeżeli są jakieś błędy- przepraszam. 
Przyznaję, że nie bardzo byłam skupiona, kiedy dodawałam rozdział, ponieważ ludzie z mojej klasy spamią mi na Fb. ;d Dodasz jeden komentarz do postu i nagle 13421 powiadomień na sekundę. xd
Nooo. To, że był pocałunek, nie oznacza że to Nathan jest wielbicielem. :3 Ja mam inny typ na to miejsce. <3 
Ale ja nic nie mówię, ciii. ;d 
Wszystko jest u mnie możliwe, więc gdzieś tam może być ta nadzieja, że to Sykes. 
Albo Dariusz, jak to niektórzy proponowali. ;d 
Żebyście się nie zdziwili. :3 
Do następnego. <3


niedziela, 24 marca 2013

8- O ile idziesz, że się pocałują?


Jay bez celu chodził po swoim mieszkaniu, kiedy usłyszał dźwięki pianina. Była to zupełnie nieznana melodia, dlatego na jego usta wkradł się uśmiech. To oznaczało jedno- Nathan pisał piosenkę. Pośpiesznie narzucił na siebie pierwszą lepszą bluzę, wyszedł ze swojego mieszkania i bez pukania wszedł do swojego przyjaciela. Sykes wiedział, że Loczek przyjdzie. Zawsze tak robił, dlatego nie odwrócił się, tylko z uśmiechem na ustach grał dalej.
Szatyn przysiadł obok Młodego i z uwagą wpatrywał się w nuty. Odchrząknął, chcąc coś powiedzieć, ale Nathan nagle zabrał palce z klawiszy.
-Dalej nic nie mam.- spojrzał na niego.
McGuiness skinął w zamyśleniu, ale uznał, że czegoś mu brakowało. Energicznie odwrócił się w stronę Nathana i ściągnął okulary z jego nosa, zakładając na siebie.
-Stwierdzam, iż początek jest genialny.- mówił, starając się udawać poważnego.
Szatyn uniósł brew ku górze i ze zrezygnowaniem pokręcił głową.
-Nie mów tak. To wcale nie sprawia wrażenie mądrzejszego, tylko głupszego.- zaśmiał się.
Chłopak przez chwilę udawał obrażonego. Zamknął oczy i próbował skupić się na czymś, co pomogłoby im z dalszą częścią piosenki. Szukał czegoś, co mogłoby go zainspirować. Nieświadomie zaczął myśleć o jakiejś dziewczynie. Widział jej piękny kolor tęczówek i słyszał jej dźwięczny śmiech. Nie wiedział nawet, że uśmiechał się. Uświadomił mu to dopiero Nathan, który dźgnął przyjaciela w bok.
-O czym tak myślisz?
Loczek wzruszył ramionami i wstał. Chwilę przechadzał się po pokoju. Stanął dopiero wtedy, gdy znalazł się na przeciwko przyjaciela.
-Co sądzisz o miłości od pierwszego wejrzenia?- rzucił prosto z mostu.
Nathan uniósł wzrok i przez dłuższy czas przypatrywał się szatynowi.
-Jest dobra.- powiedział, zamykając klapę od fortepianu.
-Tak zakochałeś się w Lyns?- spytał zdziwiony. Do tej pory był przekonany, że Sykes ani trochę w to nie wierzył.
-Idziemy się przejść?- pytanie chłopaka puścił mimo uszu.-Muszę się przewietrzyć. Może to mi w jakiś sposób pomoże.
Jay delikatnie skinął. Poszedł tylko do swojego mieszkania, założył kurtkę i już chwilę później zbiegł na dół. Obydwaj mieli dobry humor, dlatego też z bloku wyszli ze śmiechem. Od razu wpadli na grupkę fanów. Z przyjemnością porobili zdjęcia i porozdawali autografy. Kochali to, co robili. Czuli, że byli potrzebni, że jednak ktoś ich potrzebował.

-Nie wiem, czy to dobry pomysł, Florence.
Violetta stanęła jedną nogą na desce, a drugą ani myślała odrywać od podłoża. Nerwowo rozglądała się dookoła. W tej chwili przed sobą widziała mnóstwo przeszkód, przez które mogłaby wylądować na ziemi. Należała do tych osób, które panicznie bały się upadków.
-No ale spróbuj.- namawiała dziewczyna.-Przecież to nie boli.
Blondynka zaczęła krążyć wokół niższej Violetty. Pragnęła pokazać jej w ten sposób, że gdy tylko utrzyma dobrą równowagę, to nie spadnie z deski. Braun była nieugięta i nadal się bała.
-Połóż drugą nogę na desce.
Młodsza przegryzła wargę, patrząc na swoją koleżankę. W końcu wzięła głęboki oddech i pośpiesznie wykonała jej polecenie. Nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że zamknęła oczy. Florence zaśmiała się i podjechała do koleżanki. Złapała ją za przedramię i delikatnie pchnęła do przodu. Violetta od razu krzyknęła i zeskoczyła na ziemię.
-Nie zrobię tego, chyba jesteś chora.- powiedziała na jednym wydechu.
Blanco kolejny raz wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem. Chwyciła swoją deskę i spokojnie podeszła do blondynki.
-Przecież żyjesz.
-Ale zaraz mogę umrzeć. To przedmiot śmierci.- wzdrygnęła się.
Flo pokręciła głową, starając się powstrzymać śmiech. Ruchem dłoni wskazała najbliższą nich ławkę. Jako pierwsza podbiegła do niej i wygodnie ułożyła się. Violetta za to niepewnie usiadła z boku. Co chwilę zerkała na ludzi w oddali. Większość z nich tworzyły pary, które wyglądały na naprawdę zakochanych. I tego brakowało jej w życiu. Miłości. Chciała być kochana, nawet przez jednego członka The Wanted, ale i tak bała się swojego wujka.
-Myślisz, że Jay ma dziewczynę?
Braun wyprostowała się od razu, gdy tylko usłyszała to pytanie. Spojrzała na Florence z ukosa, która lekko rumieniła się.
-Prawdopodobnie nie. Dlaczego pytasz?
-Po prostu.- wzruszyła ramionami.- A tobie podoba się któryś?
Blondynka kolejny raz spuściła wzrok. Wpatrywała się w swoją deskę i chcąc uniknąć odpowiedzi na to pytanie, energicznie podniosła się z miejsca.
-Nie jestem tchórzem, więc spróbuję jeszcze raz.
Dziewczyna powtórzyła gest swojej towarzyszki. Gdyby mogła zabijać wzrokiem, Violetta leżałaby już na ziemi.
-Cieszę się, ale nie uciekniesz od pytania.- skrzyżowała ręce na piersi.
Westchnęła, stawiając nogę na desce. Odważyła się spojrzeć na Flo dopiero wtedy, gdy odepchnęła się i powoli jechała do przodu.
-Czy to ważne?- wzruszyła ramionami.-Nawet jeśli, to i tak nie mogę z żadnym być. I proszę, nie rozmawiajmy o tym.
Florence nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ w oddali zauważyła chłopaków otoczonych malutkim wianuszkiem dziewcząt. Zorientowała się, że Violetta też ich zobaczyła, ponieważ przeklęła pod nosem. Musiał znajdować się tam ktoś, kogo nie lubiła.
Dziewczyna jednak nie zauważyła, że przed nimi był zjazd w dół. Zanim Flo ostrzegła ją, z krzykiem zaczęła jechać coraz szybciej. Chciała zeskoczyć, jednak strach był większy. Zacisnęła powieki i nawet nie widziała dokąd jechała. Po prostu krzyczała i machała dłońmi. Jak na jej nieszczęście przystało, kierowała się wprost do dwójki przyjaciół z The Wanted. Florence biegła za przyjaciółką. Zauważył ich zszokowany Jay. Nie wiedział co robić, dlatego pchnął Nathana do tyłu. To nie pomogło, bo już sekundę później rozpędzona Violetta wjechała prosto w szatyna. Nathan nie zdążył przytrzymać ich, dlatego obydwoje runęli z hukiem na dół. McGuiness za to wystawił swoje ramiona, zatrzymując tym samym Blanco, która zanosiła się śmiechem. Jay chciał coś powiedzieć, ale ta przerwała mu, pokazując palcem na dwójkę najmłodszych.
Violetta upadła tak pechowo, że za pierwszym razem przypadkowo musnęła usta swojego podopiecznego. Leżała na chłopaku i czuła jego gorący oddech na swoim policzku. Delikatnie uniosła głowę i spojrzała na niego zszokowana. Nie wyglądało na to, żeby któreś z nich zamierzało się podnieść.
-O ile idziesz, że się pocałują?- Jay wystawił dłoń w kierunku Florence.
-Violetta mu na to nie pozwoli. Dziesięć funtów?- chwyciła wystawioną rękę kolegi.
-Stoi. Szykuj już kasę.- uśmiechnął się.
Zdążyli odwrócić się i już wiedzieli, kto wygrał zakład zawarty dosłownie przed sekundą.
____________________________________________
hłehłehłe. 
mówiłam, że nie będę się wypowiadała na temat rozdziałów, to siedzę cicho. c:
Pewni jesteście, że to Nathan jest tym wielbicielem? Na pewno powiedziałby swojej dziewczynie, że zakochał się w innej? Tak? :3 No nie wiem, nie wiem. ;d 
ale, ale. 
obstawiacie, że kto wygrał zakład? ^^ 
huhuuhuh. a następny jakoś w czwartek, kochani. <3 
nie wiem czy wyrobię się wcześniej, ale jeżeli tak to muszę mięć jakąś motywację (może w postaci komentarzy? :3), ale na razie nie mam. ;d
+ możecie mnie zabić, bo nie chce mi się tłumaczyć mojej wychowawczyni przy całej klasie dlaczego nie było mnie w piątek w szkole. c: 
To do następnegoo. <3

sobota, 23 marca 2013

7- Twój uśmiech jest ósmym cudem świata.

Chłopak kręcił się niespokojnie po biurze swojego menagera. Powoli miał dosyć tego wszystkiego. W końcu usiadł na jednym z krzeseł i tępo wpatrywał się w blat biurka. Jego wzrok przykuła ramka. Niepewnie chwycił ją do ręki i ujrzał zdjęcie Scooter'a razem z Violettą. Nie wiedział, że aż tak kochał swoją siostrzenicę. To by też poniekąd wyjaśniało, dlaczego tak bardzo bał się, że dziewczyna zakocha się w którymś z nich.
W pewnym momencie usłyszał trzaśnięcie drzwiami, a przestraszony podskoczył na krzesełku. Speszył się tym, że Braun właśnie przyłapał go na oglądaniu jego zdjęć z siostrzenicą. Bał się, że mógł pomyśleć nie wiadomo co. 
-Podoba ci się Violetta?- spytał przyglądając się chłopakowi, który powoli odkładał ramkę na swoje miejsce.
-Nie.-przewrócił oczami.-Nie martw się, mówiłem to ci już. 
Brunet skinął w zamyśleniu, po czym usiadł na swoim miejscu. Wygodnie ułożył się w fotelu, podparł się łokciami o blat i z wyczekiwaniem patrzył na swojego podopiecznego. 
-Poza tym nie przyszedłem mówić o Violettcie.- westchnął.-Przyszedłem porozmawiać o tej naszej tajemnicy. 
Scooter zmierzył go wzrokiem i oparł się o oparcie. Złożył ręce na klatce piersiowej, zastanawiając się nad doborem słów. Nie mógł teraz mu pozwolić na nic, co związane było z ich małą tajemnicą. 
-Ja tego dłużej nie wytrzymam.
-Rozumiem cię, ale musisz jeszcze trochę wytrzymać.- starał się mówić tak wyraźnie jak tylko umiał, co chłopaka denerwowało. W końcu nie był małym dzieckiem. 
-Nie mogę okłamywać chłopaków. 
Brunet westchnął, poprawiając się na krześle. Westchnął głęboko, a swój wzrok zwrócił na stos czasopism. 
-A ty mógłbyś okłamywać swoich przyjaciół?- spytał. 
Mężczyzna tym razem wstał i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu. Jak na swój wiek, jego podopieczny bywał czasami dojrzały. Tak było i w tej chwili. Mimo tego, że Scooter z całego serca pragnął mu przyznać rację, to nie mógł. Musieli trwać jeszcze trochę w tym bagnie, w które wpakowali się z własnej głupoty. Braun nie zamartwiał się tym wcześniej, ponieważ było widać, że jego podopiecznemu nie przeszkadzało to. Najwidoczniej teraz stało się coś, co zmieniło myślenie chłopaka. Coś, albo ktoś. Bał się, że tym kimś mogła być Violetta.
-Masz rację.- stanął za nim, wkładając dłonie do kieszeni.-Nie mógłbym okłamywać. Nie jestem dobrym kłamcą, przecież wiesz. -chłopak odwrócił się w jego stronę i z uwagą, a zarazem nadzieją w oczach przyglądał się swojemu menagerowi.-Ale jeszcze trochę musisz wytrzymać. 
-Bo tobie to tak łatwo mówić.- podniósł się zdenerwowany.-Ty nie masz z tym praktycznie nic wspólnego, żadna umowa cię nie wiążę. A mnie tak, chociaż wcale się do tego nie pisałem. 
-Zgodziłeś się.-przerwał kolejny potok słów, który chciał polecieć z ust podopiecznego.-To teraz nie możesz się łatwo wycofać. 
-Żebyś się nie zdziwił.- wycedził przez zęby.-Miesiąc.- uniósł ręce do góry.-Tyle jeszcze mogę wytrzymać. 
-Dwa.- brunet zaczął się targować. 
Chłopak nie miał zamiaru wdać się w większą dyskusję na ten temat. Pokręcił głową, nie tracąc kontaktu wzrokowego z Braun'em.
-Mam swoje życie, nie chcę go marnować jeszcze przez dwa miesiące.
Scooter ze zrezygnowaniem westchnął. Ostatecznie zgodził się na jego propozycję. Gdzieś tam w głębi duszy cieszył się, że jak chciał, to chłopak bywał asertywny. To mogło pomóc mu w dalszym życiu. 
-A Violetta wie?- zapytał, siadając z powrotem na swoje miejsce.
-Nie- zaprzeczył szybko.-I ma się nie dowiedzieć. 

Chmury na niebie wskazywały na to, że niedługo spadnie deszcz. Violetta przeklęła w myślach, ponieważ nie miała żadnego parasola, a nie bardzo chciała wracać do domu. Wciąż zastanawiała się nad tajemniczym wielbicielem. Analizowała po kolei każdego z chłopaków i wciąż pasował jej tylko jeden. 
Jay nie wyglądał na takiego, któremu spodobałaby się. Zachowywał się raczej tak, jakby pragnął zostać jej najlepszym przyjacielem, co dziewczynę cieszyło. 
Tom, Siva i Nathan też odpadali, ponieważ byli zajęci. Poza tym ten ostatni traktował ją chłodno, można by powiedzieć, że jej nienawidził. I to był kolejny argument dla Violetty, by wykluczyć szatyna. 
W takim razie zostawał ostatni. Tylko Max'a mogła podejrzewać, chociaż gdzieś tam w głębi siebie wiedziała, że to nie był on. Zagłuszyła ten cichy głosik i postanowiła, że przy następnej okazji sama podziękuję George'owi za wszystkie prezenty. Będzie musiała mu też wyjaśnić, że nie mogą być razem.
Chwilę później spostrzegła, że znalazła się tuż pod swoim blokiem. Doszła akurat w odpowiedniej chwili, ponieważ na ziemi zaczęły powstawać mokre plamy. Ostatni raz uniosła głowę i spojrzała w niebo, jakby szukała tam jakieś odpowiedzi. Westchnęła i mocno pchnęła drzwi wejściowe. Na klatce poczuła znajomy zapach perfum. Czuła go już kiedyś. Na pierwszym spotkaniu z The Wanted. Szybko wbiegła do góry z nadzieją, że kogoś zastanie. Chciała przyłapać wielbiciela na gorącym uczynku, ale była też możliwość, że ktoś przyszedł z nią po prostu pogadać. Jęknęła, gdy zauważyła czekoladki pod swoim mieszkaniem. Powoli podeszła i chwyciła opakowanie w dłonie. Rozejrzała się uważnie dookoła, ale nie zauważyła ani jednej żywej duszy. Na opakowaniu nie było folii, a to oznaczało, że chłopak musiał ją wcześniej otworzyć. 
Pewnie włożył kolejny liścik, myślała. 
Kiedy się odwróciła, usłyszała jak ktoś szybko zbiegał w dół. Nim zdążyła z powrotem zwrócić się w stronę schodów, drzwi wejściowe trzasnęły. 
Chłopakowi serce zabiło szybciej, kiedy ujrzał Violettę wchodzącą do góry. Wbiegł piętro wyżej, by nie spostrzegła się, kto był tym jej tajemniczym wielbicielem. Czekał tylko na to, żeby blondynka weszła do mieszkania. Ta jednak co chwilę rozglądała się, jakby czuła że był gdzieś blisko. Wtedy skarcił się za to, że tak obficie wypsikał się perfumami. Gdy Violetta zwróciła się w stronę drzwi, pośpiesznie wybiegł. Wiedział, że w ten sposób ryzykował, ale miał nadzieję, że nie zauważyła go. Nie przemyślał jednak, iż ktoś inny mógł go widzieć. Wpadł na starszą panią i szybko zaczął ją przepraszać. 
-Gdyby ktoś pytał, nie było mnie tu, dobrze?- prosił. 
Staruszka spojrzała na niego ze strachem w oczach. Z początku nie wiedział o co jej chodziło, ale później domyślił się. 
-Nie, nie zrobiłem nikomu krzywdy.- zaśmiał się.- Radzę oglądać mniej seriali kryminalnych. 
-To kto miałby pytać?
-Violetta...-nie zdążył dokończyć, ponieważ kobieta kiwnęła głową w stronę klatki. 
Bez słowa wyminęła chłopaka i delikatnie uchyliła drzwi, gestem dłoni pokazując chłopakowi by poszedł. 
-Dzień dobry.- usłyszał dźwięczny głos blondynki. Przestraszony rzucił się biegiem w stronę domu.-Czy nie mijała pani jakiegoś chłopaka?
Kobieta chwyciła dziewczynę za przedramię i prowadziła do góry. Wciąż nie była pewna, czy chłopak zdążył uciec, ale zamierzała mu pomóc. Może i była stara, ale w jego oczach widziała miłość. Nie wiedziała, czy darzył nią akurat jej sąsiadkę, ale nie wyglądał na zbójnika. 
-Owszem, mijałam.- uśmiechnęła się.- Całkiem przystojny. 
Violetta z nadzieją zaczęła grzebać w swojej torbie. W końcu wyciągnęła z niej zeszyt, w którym miała zdjęcie swoich podopiecznych. Sama nie wiedziała po co to nosiła. 
-Któryś z nich? 
Starsza pani uważnie przyjrzała się każdemu po kolei, poprawiając okulary na nosie. Kiedy trafiła na tego którego mijała, uśmiechnęła się delikatnie. 
-Tak.- potwierdziła, z powrotem wpatrując się w tęczówki dziewczyny- Ale obiecałam, że nie powiem. 
Braun spojrzała na zdjęcie. Zauważyła, że kobieta uśmiechnęła się, kiedy dojechała do końca. Tam właśnie stał Max. To ją utwierdziło w przypuszczeniach, że George był jej adoratorem. 
-Dziękuję.- powiedziała ze zrezygnowaniem.
W mieszkaniu od razu zdjęła wieko z czekoladek. Nie myliła się, przykrywała je biała kartka. Ostrożnie wzięła ją i rozłożyła. Ku jej niezadowoleniu, wielbiciel tym razem wydrukował list. 
" Witaj ponownie, Violetto.
   Nie zauważyłem uśmiechu na Twoich ustach, wręcz przeciwnie. Twój uśmiech jest ósmym cudem świata, dlatego proszę Cię, nie płacz więcej. Tylko o tyle chciałbym prosić. 
   Z tajemniczych źródeł wiem, że nie chcesz wiązać się z chłopakami z naszego zespołu (wiem, domyślasz się pewnie, iż tym źródłem jest Lynsey), tylko ja nadal nie rozumiem dlaczego. W końcu to Twoje życie. Scooter za Ciebie nie zakocha się. 
   Wiem, że nie podobam Ci się (mimo że nie wiesz, kim jestem). To smutne, ponieważ ja Ciebie uwielbiam. Cały czas myślę o Tobie i zastanawiam się, czy Ty myślisz o mnie, chociaż- tak jak mówiłem wcześniej- nie wiesz kto jest Twoim adoratorem. Zawsze istniała nadzieja, że i bez tego spodobałem Ci się. 
   Jak to mówią, nadzieja matką głupich. 
   Jednak nie przestanę wysyłać Ci prezentów. Gdybym nie dał Ci czegoś, co mogłoby wywołać uśmiech na Twojej twarzy, miałbym wyrzuty sumienia.

Adorator. xx

Tak, nadal niczego nie wymyśliłem, przepraszam. "
Tak jak wspomniał autor tekstu- na ustach Violetty wykwitł uśmiech. Chłopak był cudowny, na swój sposób. Jednak to ją dręczyły wyrzuty sumienia. Uważała Max'a tylko za swojego przyjaciela. Złożyła karteczkę, odłożyła ją tam, gdzie wylądował kolejny liścik i wzięła jedną czekoladkę. Zastanawiała się jeszcze skąd wiedział, że te czekoladki były jej ulubionymi. Uznała to za zbieg okoliczności i z apetytem zjadła ją.
____________________________________________________
berry.- tak, jesteś prorokiem. :D w ogóle chciałam zrobić tak, żeby wyszedł taki tajemniczy, ale nie wiem czy mi się udało- to już pozostawiam Wam.
W ogóle stwierdziłam, że już nie będę marudziła na temat tego bloga. xd Jak już jest, to niech zostanie (co i tak nie zmienia faktu, że smutno mi z tego powodu, że tracę czytelników.) c: 
I mam jeszcze takie jedno pytanie.
Napisałam dzisiaj cztery rozdziały (nadal w to nie wierzę. xd) i pytanie, czy chcecie ósemkę jutro, czy we wtorek? c: Jakoś mnie tak wzięło na dodawanie rozdziałów szybko, bo podobają mi się te dalsze rozdziały (w sensie wydarzeń. :D) 
No, to mam nadzieję, że ktoś odpisze xd
(nadzieja matką głupich, taaa.) 
+przypominam o ankiecie po lewej stronie. c: lubię ankiety. c: 
Do następnego. <3

piątek, 22 marca 2013

6- On się naprawdę zauroczył.


Zdenerwowana Florence błądziła po całym mieszkaniu i szukała swojej komórki. Chłopacy bali się do niej podejść, bo wyglądała na naprawdę wściekłą, dlatego siedzieli na kanapie i cicho śmieli się ze swojej siostry. Blondynka co jakiś czas słyszała chichoty braci. Postanowiła puścić to mimo uszu. Poza tym śmieszyło ją to, że kiedy tylko na nich spojrzała, ci natychmiastowo odwracali głowę i udawali, że na nią nie patrzyli. W końcu podeszła do nich i stanęła przed nimi. Oparła jedną rękę o biodro i z uwagą przypatrywała się Louisowi. Chłopczyk podkulił kolana i zasłonił się poduszką.
-Nic ci nie zrobię przecież.- powiedziała zamyślona.-Chyba wiem, co zrobiłam z telefonem.- swój wzrok przeniosła na Leona, który natychmiast odwrócił się.-Czemu wy się tak boicie?- przewróciła oczami i odeszła.
-Bo jesteś zła.- powiedział najmłodszy, stając na kanapie.
Flo zaśmiała się zakładając kurtkę. Jeszcze raz omiotła spojrzeniem salon, a następnie ze zrezygnowaniem westchnęła. Nie mogła uwierzyć, że zostawiła komórkę akurat tam. Bała się iść sama, ale nie chciała zadręczać Violetty. Z opowiadania Leona wiedziała, że dziewczyna miała już coś innego na głowie.
Pewnie szarpnęła klamką i zatrzasnęła za sobą drzwi. Zbiegła ze schodów i prawie biegiem ruszyła w stronę bloku, w którym mieszkali The Wanted. Chciała znaleźć się tam jak najszybciej, by jak najszybciej wyjść. Wzięła głęboki wdech, gdy pięć minut później znalazła się pod klatką chłopaków. Jakaś pani akurat wychodziła, więc nie musiała dzwonić domofonem, za co dziękowała. Nie pamiętała pod jakim numerem mieszkał, zapamiętała tylko gdzie. Z każdym kolejnym krokiem jej serce biło coraz szybciej, sama nie wiedziała dlaczego. Bała się, również nie wiedziała czemu.
Uniosła zaciśniętą dłoń do góry i lekko zapukała. W oczekiwaniu nieświadomie zagryzała wargę, a dłonie wsadziła do kieszeni spodni. Chwilę później ujrzała przed sobą uśmiechniętego szatyna.
-Ja tylko chciałam zapytać, czy czegoś u ciebie nie zostawiłam.
Chłopak skinął w zamyśleniu głową, a następnie szerzej uchylił drzwi. Florence niepewnie weszła do środka. Przeszła przez całą szerokość salonu i podeszła do kanapy. Na stoliku stała pół pełna szklanka. Gdy Jay zniknął w swoim pokoju, dziewczyna zorientowała się, że Loczek pił Whiskey. Jej wzrok zawędrował dalej. Przy ścianie stał mały barek, a jego zawartość była naprawdę fascynująca.
-Alkoholik?- zapytała, słysząc jak szatyn wkroczył do salonu.
-Palaczka?- położył telefon dziewczyny przed nią.-Nikt normalnie tyle się nie perfumuje.- zaśmiał się.
-Palę, kiedy muszę.- odrzekła spokojnie, chwytając komórkę do ręki.-Nie jestem nałogowcem.
-To tak jak ja. Piję, kiedy chcę.
-Czyli codziennie?- spytała, podchodząc do okna.
-Jak zwał tak zwał.- wzruszył ramionami.
Florence zauważyła znajomą parę, która zmierzała w kierunku domu. Po krótkiej chwili uświadomiła sobie, że był to Nathan z Lynsey. Uśmiechnęła się pod nosem, ponieważ wyglądali na naprawdę szczęśliwych. Jay podążył wzrokiem za Flo. On jednak skrzywił się. Nadal upierał się, iż brunetka nie była odpowiednią dziewczyną dla jego przyjaciela. Intuicyjnie spojrzał w bok, gdzie zauważył Violettę.
-Będzie burza.- zaśmiał się. Dobrze wiedział, że Nathan nie oszczędziłby dziewczynie ciętych komentarzy, szczególnie przy Lynsey.
Violetta podążała prosto ze spuszczoną głową. Naprawdę zastanawiała się nad powrotem do Manchester'u. Tylko znajdował się tu ktoś, kto ją trzymał w Londynie- jej matka. Nie mogła tak po prostu wyjechać, zostawiając jedną z najważniejszych osób kompletnie samą. Zamyślona wpadła na kogoś i natychmiastowo zaczęła przepraszać. Dopiero kiedy uniosła wzrok zaczęła żałować swoich słów. Spotkała znienawidzony wzrok Sykes'a i zdusiła w sobie westchnięcie. Domyślała się, że nie obędzie się bez przykrego komentarzu.
-Weź patrz jak chodzisz.- warknął.-Drugi raz na mnie wpadasz.
Wzruszyła tylko ramionami i spojrzała na Lynsey. Brunetka delikatnie odsunęła się od swojego chłopaka i obdarzyła Violettę ciepłym uśmiechem. Chwyciła ją za ramię i pociągnęła dalej od szatyna. Nie chciała, żeby cokolwiek usłyszał.
-Nie przejmuj się nim.- uśmiech z jej ust nie schodził.-Jest rozdrażniony. Sama nie wiem czemu.- uniosła ramiona do góry i zaraz je opuściła.
Blondynka głośno wypuściła powietrze z ust i pokręciła głową.
-Dziękuję. Tylko to nie zmienia faktu, że ja nadal nie wiem za co mnie nie lubi.
-Ja nadal nie wiem za co Jay i Max mają do mnie uraz.- skrzywiła się.-Wyglądasz na miłą osobę, na pewno w końcu przejrzy na oczy.- odwróciła się do zniecierpliwionego Nathana, który niespokojnie rozglądał się dookoła. Patrzył wszędzie, tylko nie na dwie dziewczyny stojące przed nim.-Chciałabym cię lepiej poznać. Śpieszysz się gdzieś teraz?
Braun zdziwiła się propozycją ze strony dziewczyny Sykes'a. Z jednej strony bała się gdziekolwiek z nią wyjść przez Jay'a, który naopowiadał jej przykrych wiadomości o brunetce, a z drugiej sama chciała ją poznać i wyrobić własne zdanie. Ostatecznie zaprzeczyła.
-To może pójdziemy na kawę?- zapytała z uśmiechem.
Violetta skinęła, odwzajemniając uśmiech. Lynsey podeszła do Nathana pocałowała go i powiedziała, że spotkają się później. Chłopakowi nie spodobał się ten pomysł, ale wiedział, że nie wygrałby ze swoją dziewczyną. Jeszcze raz zamknął jej usta w pocałunku, a następnie okręcił się i bez pożegnania z Violettą udał się na górę.
-Ładnie razem wyglądacie.- wypaliła blondynka.
-Dziękuję.- zarumieniła się. Było jej trochę głupio, że to usłyszała.
Dziewczyny ruszyły w drogę do kawiarni. Cały czas rozmawiały ze sobą, nie brakowało im tematów. Czuły się bardzo dobrze w swoim towarzystwie, dlatego Braun zastanawiała się dlaczego Max i Jay mieli wyrobione złe zdanie o niej. Powinni się cieszyć szczęściem przyjaciela. A na takich właśnie wyglądali. Na naprawdę szczęśliwych.
-Podoba ci się któryś?- Lynsey dźgnęła łokciem w brzuch koleżankę.
Violetta nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ kelner postawił przed nimi zamówienie. Pośpiesznie chwyciła filiżankę i upiła łyk swojej herbaty. Nie chciała odpowiadać na to pytanie. Czuła na sobie pytający wzrok Kutcher, dlatego głęboko westchnęła, odstawiając porcelanę na podstawkę.
-Nie.-odpowiedziała krótko.-Żaden z nich.
-A ja słyszałam, że spodobałaś się komuś.- kolejny raz na jej ustach wykwitł ogromny uśmiech.
-Co z tego, skoro nawet nie moglibyśmy ze sobą być?- wzruszyła ramionami.
-Nikt wam nie może zabronić. To wasze życie.
Braun kolejny raz westchnęła. Wiedziała, że Lyney miała poniekąd rację. Z miłością nie można było walczyć. To przychodziło naturalnie i było potrzebne do normalnego funkcjonowania. Ona jednak bała się złamać którykolwiek z zakazów wujka Scooter'a. Znała konsekwencje i nie ucierpiałaby tylko ona i ten drugi chłopak. Cała grupa mogłaby oberwać od bruneta.
-Wolę nie ryzykować.
-Zastanów się. On się naprawdę zauroczył.- przekonywała brunetka.- Często z nimi przebywam a on równie często o tobie mówi.
-Podziękuj mu za prezenty.- powiedziała, mieszając łyżeczką w herbacie.- I przekaż mu, że Scooter już się domyśla kto mi to wszystko daje.
-A ty?
-Byłam pewna, że to Max. Teraz już niczego nie wiem.- uśmiechnęła się, wstając.- Przepraszam, ale muszę iść.
Dziewczyny pożegnały się, a zrozpaczona Violetta poszła się przejść. Nie miała zielonego pojęcia co ze sobą zrobić. Na domiar złego wciąż zastanawiała się kim był jej wielbiciel.
______________________________________________________
Takie tam. c: 
Mam nadzieję, że jednak polubicie Lynsey, bo nie chciałam zrobić z niej wrednej baby. c: Ale wszyscy wiemy, że praktycznie nic nie idzie po mojej myśli i rozdziały wychodzą, takie jakie wychodzą. 
Na tym chyba dzisiaj skończę, bo jestem szczególnie rozkojarzona. 
No. To do następnego, kochani. <3

wtorek, 19 marca 2013

5- Miłość przezwycięży wszystko.


Biała sala, szpitalne, dziwne w dotyku pościele, niemalże niejadalne jedzenie i te kraty w niektórych oknach. Violetta czuła się tu jak w więzieniu. Próbowała robić wszystko, by dodać temu pomieszczeniu chociaż trochę życia, jednak szło to jej raczej marnie. Kiedy tylko weszła do środka, od razu rzuciła się na rolety. Podniosła je do góry, by wpadło do pomieszczeniu trochę światła, następnie uchyliła okno, na tyle, na ile te przeklęte kraty pozwalały jej. Usłyszała niemrawy śmiech po swojej lewej stronie. Odwróciła się i ujrzała kobietę, która próbowała podnieść się z łóżka. Blondynka natychmiastowo podbiegła do niej i pomogła z powrotem położyć się.
-Miałaś leżeć, mamo.- powiedziała z troską.
Szatynka zaśmiała się i wygodnie ułożyła w szpitalnym łóżku, co wcale nie było dla niej łatwym zadaniem.
-Och, nie przejmuj się tak.- uśmiechnęła się delikatnie.
Violetta powstrzymywała się od płaczu, dlatego mocno wtuliła się matkę. Jednak zapach szpitalny, który od niej wyczuwała zburzył ten twardy mur. Dziewczyna rozpłakała się jak mała dziewczynka. Przed oczami nadal miała rozmowę z lekarzem i jedno wypowiedziane przez niego zdanie "Pani matce nie zostało wiele czasu". Bała się tego, że straci kogoś bardzo ważnego. Ponownie.
-Jak tam nowa praca?- spytała, ocierając opuszkami palców łzy z policzka swojej córki.
-Jeden z nich mnie nienawidzi.- wzruszyła ramionami.-Ale chłopacy nie wyglądają na najgorszych.- uśmiechnęła się pod nosem.
-Podoba ci się któryś?
-Nie mamo.- zaprzeczyła szybko.- Pamiętasz słowa wujka Scooter'a? Dostaniesz tą pracę, jeśli obiecasz mi, że nie zakochasz się w żadnym z nich?
-Pamiętam.- kiwnęła lekko.-Ale gdybyś całe życie miała kierować się jego radami, nigdzie byś nie doszła.
-Ale to jednak dzięki niemu jestem menagerką jednego ze sławnych boysband'ów.
Kobieta nie odpowiedziała, jedynie w zamyśleniu skinęła. Nie podobała jej się ta zasada. Przecież ludźmi nie było można tak kierować, oni sami musieli polegać na swoich uczuciach. Takim czymś nie uczył ich niczego, a już szczególnie odpowiedzialności. Nie zdążyła powiedzieć o tym córce, ponieważ telefon dziewczyny nagle zadzwonił. Blondynka zerwała się z miejsca, odeszła do okna i zaczęła rozmawiać. Kiedy wróciła, wyglądała na zmartwioną.
-Muszę iść.- skrzywiła się.- Wujek zarządził jakieś spotkanie. Podobno bardzo ważne.
-Rozumiem, przecież to twoja praca.- zaśmiała się.- Poza tym nie musisz mi się tłumaczyć. Kiedyś nie byłaś to tego skora.
-Bo czuję się winna, mamo.- usiadła obok kobiety i mocno przytuliła ją do siebie.- Czuję się winna temu, że jesteś chora. Nie chcę cię stracić.
-Każdy w końcu umrze.- uśmiechnęła się blado do Violetty.-Poza tym ja nigdy cię nie zostawię.- musnęła palcem nos dziewczyny, jak to zawsze robiła, gdy chciała poprawić jej humor.-Będę w twoim sercu.
Violetta nie chciała popłakać się przy mamie, dlatego jeszcze raz szybko przytuliła ją i pożegnała się. Dopiero kiedy zamknęła za sobą drzwi od jej sali, rozpłakała się. Zwracała na siebie uwagę ludzi, współczuli jej, ale gdyby popłakała się na zewnątrz, już patrzyliby na nią inaczej, a ona była tego świadoma. Wyjęła chusteczki higieniczne z torby i już przy wyjściu zaczęła ocierać łzy. Nie zauważyła nawet, że na kogoś wpadła. Przeprosiła szybko i nie oglądając się, ruszyła do przodu. Zatrzymała się, gdy ktoś złapał ją za ramię.
-Dlaczego płaczesz?
Zdziwiła się, że akurat on zapytał ją o to. Wzruszyła ramionami. Nie chciała, by któryś z chłopaków dowiedział się, że jej mama była chora na białaczkę.
-Co ty tu robisz?-odpowiedziała pytaniem na pytanie.-Mamy teraz spotkanie.
-Wiem, ale musiałem przyjechać do szpitala. Jess złamała nogę, potrzebuje mnie.
-To nie rozmawiaj tu ze mną, tylko biegnij do siostry.- uśmiechnęła się, a szatyn odwzajemnił ten uśmiech.- Panie Sykes.
-Ja chciałem...- zaczął, ale przerwała mu jakaś brunetka, która właśnie wywaliła się przed nimi.
Chłopak przestraszony natychmiast zerwał się z miejsca, pomagając dziewczynie wstać. Violetta skrzyżowała ręce na piersi i próbowała przypomnieć sobie skąd znała tą dziewczynę. Dopiero gdy para przywitała się pocałunkiem, przypomniała sobie iż była to Lynsey. Rozluźniła ramiona, a dłonie schowała do kieszeni swoich jeansów.
-To Lyns.- Nathan wskazał na ładną brunetkę, kiedy z powrotem stanął obok blondynki.- A to Violetta. Nasza nowa menagerka.- Barun wydawało się, że wypowiadał te słowa obojętnym tonem. Nie dziwiła mu się, od początku traktował ją chłodno.
-Opiekujesz się chłopakami?- zapytała, oplatając rękoma Sykes'a.
-Nie jestem ich niańką.- skrzywiła się.- Są dorośli, myślę że dadzą sobie radę sami.
Po tych słowach bez pożegnania odwróciła się i ruszyła w kierunku biura Scooter'a. W jej głowie krążyło pełno myśli. Zastanawiała się, dlaczego Jay i Max nie lubili Lynsey. Według Violetty, wyglądała na przyjazną. Postanowiła jednak zająć się tą sprawą później.
Pchnęła ciężkie drzwi, przywitała się z ochroniarzem, który akurat stał przy wejściu i pośpiesznie ruszyła schodami na górę, gdzie mieli mieć spotkanie. Tak jak myślała- doszła spóźniona. Kiedy tylko wychyliła się z przejścia, Scooter wbił w nią chłodny wzrok. Bezgłośnie przeprosiła go i usiadła pomiędzy Jay'em a Max'em. Braun podparł się o blat stołu i z uwagą przypatrywał się całej piątce.
-Czemu nie ma Nathana?- zapytał.
-Myślałam, że do ciebie dzwonił.- powiedziała cicho.- Jest w szpitalu. U Jess oczywiście.
Mężczyzna wyprostował się i skinął w zamyśleniu. Schował dłonie do kieszeni spodni i głęboko westchnął.
-No dobrze. On nie jest nam teraz potrzebny.- mówiąc to, spojrzał na George'a oraz Loczka.-Nie dopowiedziałem czegoś na ostatnim spotkaniu.
-Że nie mamy umawiać się z Violettą?- zapytał z nutką kpiny w głosie Tom.-Powtórzyłeś to ze sto razy.- skrzyżował ręce na piersi.
-Nie o to mi chodzi.- pokręcił głową.-Chodziło mi o raczej o konsekwencje.- wbił wzrok w Max'a.-Mówiłem, relacje czysto zawodowe. Nie potrzebne nam tu romanse.
Violetta spojrzała na George'a i przegryzła delikatnie wargę. Po sposobie zachowania Scooter'a wiedziała, że ten czegoś domyślał się. Domyślał się czegoś, czego ona pewna nie była. Tak naprawdę sama nie była w stanie powiedzieć, kto kupił dla niej kwiaty.
-No ale jeśli któryś się zakocha z wzajemnością?- zapytał szatyn, spoglądając ukradkiem na swojego najlepszego przyjaciela.- Z miłością nie można walczyć.
-Jasne, rozumiem cię, Thomasie.- odpowiedział od niechcenia.-To po prostu nie rozmawiajcie z Violettą.
Dziewczyna na te słowa oburzyła się. Żeby dobrze im się pracowało, musiała z nimi rozmawiać. Podniosła się zdenerwowana i bez słowa wyszła, trzaskając drzwiami.
-Och ci młodzi.- w sali zabrzmiał śmiech Jay'a.-Coś zauważyłem, że lubią trzaskać drzwiami.
Na zewnątrz blondynka lekko ochłonęła. Rozkoszowała się słońcem, które delikatnie pieściło jej skórę i wiatrem, który rozwiewał jej włosy. Zastanawiała się nad odejściem, co było śmieszne. Dobrze nawet nie zaczęła współpracy z chłopakami, a już chciała odejść.
Ponownie pogrążyła się we własnych myślach i ponownie nie zorientowała się, że na kogoś wpadła.
-Wszystko dobrze?- usłyszała znajomy jej głos.
Odwróciła się, a na jej ustach zagościł uśmiech.
-Tak, dzięki.- odpowiedziała krótko i ponownie zwróciła się w kierunku mieszkania.
Chłopak nie dawał za wygraną i podążył za nią. Chciał dowiedzieć się, co trapiło Violettę. Nie lubił, kiedy ktoś bliski cierpiał.
-Mi możesz powiedzieć.- objął ją ramieniem.
-Wiem Leon.- zaśmiała się, kładąc swoją dłoń w jego pasie. Szli tak objęci, zwracając na siebie uwagę niektórych przechodniów. Wyglądali na ładną parę.-Chyba jednak wyjadę z Londynu i wrócę do domu.
Blanco głęboko westchnął, przyciskając mocniej Violettę. Naprawdę polubił ją, nie chciał tracić tak wspaniałej sąsiadki.
-Nie pozwolę ci. Poza tym moja siostra też cię polubiła. A uwierz mi, jak ona kogoś lubi, to tak łatwo nie dopuści do wyprowadzki.- zaśmiał się.
Blondynka delikatnie odsunęła się od przyjaciela i ze śmiechem szli dalej. Nie musieli długo iść, ponieważ mieszkanie Braun znajdowało się całkiem niedaleko studia, z którego właśnie wracała. Wystukała kod na domofonie i szeroko otworzyła drzwi, by wpuścić Leona do środka. Ich śmiech odbijał się echem po pustej klatce schodowej. Kiedy wspięli się na dane piętro, uwagę pary przykuł leżący prezent na wycieraczce, pod drzwiami Violetty. Dziewczyna od razu podeszła do opakowania, a Blanco rozejrzał się dookoła. Miał nadzieję, że chociaż zauważy zarys postaci, która sprawiała prezenty jego przyjaciółce.
-Zobacz Leon.- powiedziała, wyciągając coś ze środka.
W pierwszej chwili nie wiedział co to, ale zaraz do jego mózgu dotarła informacja, iż był to porcelanowy słonik z trąbą postawioną ku górze. Oddała mu to, a sama dalej zaczęła przeszukiwać zawartość paczuszki.
-Jest list.- wyjęła beżowy kawałek papieru, ale zaraz z powrotem wsadziła rękę do środka.- I nos klauna.- zaśmiała się.
Leon klęknął obok dziewczyny, a ta z uśmiechem na ustach założyła na jego nos czerwoną kuleczkę. Szybko podniosła się na nogi i z niecierpliwieniem rozerwała kopertę na kawałki.
" Droga Violetto. 
   Słyszałem, że ostatnio nie wiedzie Ci się dobrze. Nowa praca, wredny członek The Wanted i problemy osobiste. Wiem, że Scooter Cię drażni, nie pytaj skąd, może kiedyś Ci wytłumaczę.
   Słonie z trąbami do góry podobno przynoszą szczęście, a ja mam nadzieję, że w końcu je odnajdziesz. Nos klauna ma przypominać Ci, jak ważna jest zabawa. Tak serio, kupiłem go spontanicznie, tak samo jak spontanicznie piszę ten list. Wybacz krzywe, momentami nawet nieczytelne pismo, ale nie chcę byś w jakikolwiek sposób rozszyfrowała mnie. Dowiesz się w odpowiednim czasie.
   Mam dla Ciebie dobrą radę. Nie przejmuj się Nathanem. On bywa taki impulsywny, ma swoje powody. Mam nadzieję, że przez niego nie odejdziesz, a jeżeli tak to już przepraszam Cię za niego. 
   Scooter też nie zawsze ma rację. Bo co by nie mówić, miłość przezwycięży wszystko. Nawet jego zakazy. 
   Nie bój się, nie chcę Ci teraz pisać, że Cię kocham. To by było absurdalne, znamy się krótko. Można nazwać to głębokim zauroczeniem. 
Wiem, że chciałabyś wiedzieć kim jestem, ale nie mogę tego teraz wyjawić. 
Przepraszam.
Twój Wielbiciel. xx
Ps. Wiem, że "Twój Wielbiciel" jest słabe, postaram się wymyślić coś bardziej twórczego. W końcu jestem artystą."
Violetta uśmiechnęła się pod nosem. Leon był strasznie ciekawy treści listu, jednak dziewczyna szybko zwinęła go i wrzuciła z powrotem do torby. Ucałowała przyjaciela w policzek i pożegnała się z nim. W mieszkaniu ułożyła figurkę na honorowym miejscu, a następnie ciężko opadła na kanapę.
Kolejny raz biła się ze swoimi uczuciami. Cieszyła się, że miała adoratora, jednak była przerażona, że ktoś naginał zasady jej wujka.
______________________________________________________
No to bum!
Macie kolejny! Ktoś w ogóle czekał? 
I dziękuję Elu za ten pomysł z tym słonikiem. <3 Mówiłam, że się przyda. :D
Kogo obstawiacie na tego wielbiciela? Tak poza tym, gdyby ktoś wczytał się dokładnie w opis bohaterów (tak a propo, dodałam jednego nowego bohatera, zajrzyjcie w zakładkę. c: ), to moglibyście zdyskwalifikować przynajmniej jedną osobę, z tych waszych podanych. :D Więc nadal obstawiacie cztery potencjalne osoby, które mogłyby wysyłać takie listy Violettcie?
Leon, Max, Nathan i Tom? ^^
(tak szczerze, sama się jeszcze waham, nawet nie wiadomo, czy ten ktoś jest wymieniony w Waszych propozycjach. :3 )
Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale zapomniałam. ;__;
A od Was zależy kiedy będzie następny rozdział. Albo w piątek, albo za tydzień we wtorek. <3
Do następnego. <3

piątek, 15 marca 2013

4- Twój rozum może i wie co masz robić, ale serce i tak będzie robiło swoje.


Zniecierpliwiona dziewczynka stała pod klatką, w której mieszkali chłopacy. Co chwilę dreptała gdzieś, nie mogąc opanować emocji. Sam fakt, że rozmawiała z dziewczyną, która była blisko z jej idolami, wprowadzał ją w ekstazę. Czekała około dwudziestu minut, zanim ze środka wyskoczyła wkurzona Violetta. Kompletnie zapomniała o czekającej na nią szatynce, ale gdy zobaczyła jej łagodny wyraz twarz, na ustach Braun natychmiast zagościł uśmiech. Nie musiała nawet podchodzić do niej, bo ona sama podbiegła.
-Załatwiłam wszystkich, oprócz Max'a.- skrzywiła się.-Przepraszam nie dałam rady. A Jay podziękował ci za obrazek. Mówi, że jest bardzo ładny.- puściła jej oczko.
-Nie gadaj.- zarumieniła się.- Nie mam talentu.
Blondynka z uśmiechem podała notesik dziewczynce, a ta z piskiem rzuciła jej się w ramiona.
Sykes stał na balkonie i obserwował to wszystko z góry. Włożył ręce do kieszeni i rozkoszował się zimnym podmuchem. Kilka fanek zauważyło go, dlatego zaczęło krzyczeć, ale te krzyki nie docierały do niego. Za bardzo był wpatrzony w Violettę z ich fanką. Wyglądały prawie jak matka z córką, albo siostra z siostrą. W każdym bądź razie, ten widok według Nathana był słodki. Chwilę później na horyzoncie pojawił się Max. Dziewczyny przestawiły się z szatyna i podbiegły do George'a. Chłopak z uśmiechem rozdawał autografy, robił zdjęcia i rozmawiał. Następnie podeszła do niego Violetta i mocno uściskała, szepcąc mu coś na ucho. Domyślał się, że dziękowała mu za kwiaty.
Chwilę później poczuł, że ktoś obejmował go od tyłu. Do jego nozdrzy wdał się zapach drogich perfum. Dziewczyna mocno wtuliła się w szatyna i nie wyglądało na to, żeby zamierzała go puścić. Nathan odwrócił się i delikatnie musnął jej usta.
-Dobrze, że jesteś.- uśmiechnął się.
Max nie mógł odpędzić się od fanek, dlatego złapał Violettę za rękę i pociągnął do klatki. Tam przynajmniej mieli chwilę spokoju.
-Pewnie będą myśleć, że coś nas łączy.- skrzywiła się.
-Nie widziałem tam paparazzich.- zaśmiał się.-A nawet jeśli, my dobrze wiemy jak jest, prawda?
W tym momencie na dół zbiegła zadowolona Florence. Przedstawiła się Max'owi, po czym wyciągnęła Violettę z pomieszczenia na świeże powietrze. Nie odzywała się przez dłuższy czas, tylko z uśmiechem na ustach ciągnęła ją w stronę ich bloku. Violetta przez całą drogę próbowała dowiedzieć się o co chodziło, jednak uparta blondynka nie chciała niczego powiedzieć. Dopiero pod budynkiem mieszkalnym przystanęła i zaczęła tłumaczyć.
-Leon przygotował obiad. Wyobrażasz sobie?- pokręciła głową, śmiejąc się wesoło.- To jest po prostu cud. Zaprosił cię.
-Czuję się zaszczycona.- Violetta również zaśmiała się.
Już bez zbędnych pytań obydwie ruszyły na górę. Dziewczyny naprawdę były ciekawe co Leon upichcił, szczególnie Braun. Już na samym wejściu do ich mieszkania, poczuły przyjemne zapachy dochodzące z kuchni.
Brunet kiedy tylko usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, wyszedł z kuchni i uśmiechem przywitał dwie dziewczyny. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że na sobie nadal miał fartuch ubrudzony czymś. Nie chciał nawet myśleć czym. Wskazał dziewczynom i swojemu młodszemu bratu miejsca, po czym przyniósł obiad. Było to spaghetii, które wyglądało na przepysznie. W tym momencie Violettcie aż zaburczało w brzuchu, z czego Leon zaśmiał się cicho.
-Co złego to nie ja.- powiedział nakładając porcję makaronu Florence.- Jecie na własne ryzyko.
-Wiesz co Leon, chyba straciłem ochotę.- Louis skrzywił się. Nie dosięgał nogami do ziemi, więc machał nimi w powietrzu, co wywołało uśmiech na twarzy Violetty. -Boję się szpitali.
-On cię tylko straszy.- Flo ucałowała  brata w czoło.
Blondynce zrobiło się smutno, że ona nigdy nie miała kogoś tak bliskiego. Zawsze marzyła o rodzeństwu, jednak takie osoby mówiły, że powinna się cieszyć z tego powodu, iż była jedynaczką. Dla niej nie było to nic zabawnego. Chciałaby opiekować się kimś młodszym, kimś kogo naprawdę kochałaby.
Dziewczyna nawinęła makaron na widelec, ale zanim zdążyła wsadzić go do ust, zabrzmiał jej dzwonek telefonu. Grzecznie przeprosiła i odeszła od stołu. Jedynymi osobami, którzy mogli do niej dzwonić, to ktoś od szpitala, chłopcy z The Wanted i ewentualnie Scooter. Tylko oni posiadali jej numer telefonu, a nieodebranie połączenia łączyłoby się z tragicznym skutkiem. Okazało się, że dzwonił ten ostatni. Wujek Violetty. Niechętnie przejechała palcem po wyświetlaczu, obierając tym samym połączenie.
-Gdzie jesteś?- usłyszała po drugiej stronie.
-Cześć wujku, miło cię słyszeć.- zakpiła.- Chciałam ci podziękować za to, że wczoraj przyjechałeś.
Scooter przez chwilę nie odezwał się. Miał wyrzuty sumienia, ale nie mógł wtedy przyjechać. Jego kariera nie zależała tylko i wyłącznie od jego osoby. Nawet nad nim stały osoby wyższe, od których był całkowicie uzależniony.
-Przepraszam, Violu. Naprawdę.- wydukał.- Musimy porozmawiać i to w tej chwili. Nie ma cię w mieszkaniu, więc gdzie się zapodziałaś?
-Jestem dorosła, mogę być gdzie chcę.- wzięła głęboki oddech.- Dobrze, poczekaj.- powiedziała, gdy nie usłyszała żadnej odpowiedzi po drugiej stronie.-Zaraz będę.
Dziewczyna skierowała się do salonu i przeprosiła wszystkich, tłumacząc że wujek nie daje jej spokoju. Była to po części prawda, ciągle ją kontrolował, ale teraz czuła, że było to coś poważniejszego. Miała tylko nadzieję, że nie chodziło o jej matkę.
Kiedy tylko pożegnała się, szybkim krokiem skierowała się piętro niżej, gdzie pod jej drzwiami już stał Braun. Uśmiechnął się do niej, co zignorowała. Przekręciła zamek w drzwiach i wpuściła bruneta do środka.
-Więc słucham.- skrzyżowała ręce na piersi.- Co chciałeś mi powiedzieć?
-Słyszałem, że był tu wczoraj Jay.- zaczął, przechadzając się po pomieszczeniu. Jego wzrok natrafił na bukiet róż.- I że dostałaś jakiś prezent.
-Niby skąd?- spytała zdziwiona.
-Mam swoje źródła informacji.- wzruszył ramionami.-Pamiętasz jaka była umowa? Stosunki czysto zawodowe.
Violetta spojrzała wściekła na wujka. Gdyby tylko mogła zabijać wzrokiem, z pewnością zrobiłaby to teraz. Zastanawiała się, kto był tym całym informatorem Braun'a.
-Nie musisz mnie tak kontrolować.- skrzyżowała ręce na piersi.- Dobrze wiem co mam robić. I znam konsekwencje.
-Twój rozum może i wie co masz robić.- Scooter podszedł bliżej do dziewczyny.- Ale serce i tak będzie robiło swoje.
Blondynka zająknęła się i odwróciła głowę w przeciwną stronę. Teraz próbował wzbudzić w niej poczucie winy, by sama się przyznała, ale ona nie zamierzała tego robić.
-Owszem był tu.- powiedziała, jednak nie dała mu się cieszyć z wygranej.-Pomógł mi. Nie to, co inni.
Braun włożył ręce do kieszeni. Chciał coś odpowiedzieć, ale tutaj Violetta miała rację. Poległ na całej linii.
-Daj mi spokój i po prostu wyjdź.- poprosiła, odwracając się do wujka tyłem. Nie chciała z nim teraz rozmawiać.
Mężczyzna skinął głową, chociaż wiedział, że ona tego nie widziała. Obrócił się na pięcie, a Violetta usłyszała trzaśnięcie drzwiami. Wyciągnęła wszystkie dokumenty z torby i położyła po kolei na stoliku. Następnie podeszła do bukietu, gdzie nadal wsadzony był liścik. Za każdym razem, gdy czytała jego treść, uśmiech wstępował na jej usta. Podeszła z tym do kartek pozostawionym na blacie i próbowała porównać pismo. Musiał to być któryś z The Wanted, a ona nie była pewna tego, czy podziękowała dobrej osobie. Zagryzła wargę, kiedy nie mogła dopasować charakteru do żadnego z pism. Zastanawiała się, czy ten ktoś jeszcze raz sprawi jej prezent. Miała taką nadzieję.
____________________________________________
Szczerze Wam powiem, że ten blog stoi pod znakiem zapytania. Tamten pewnie też by stał, gdyby nie fakt, że obiecałam iż go dokończę.
Tylko mi wydaje się, że mi nie wyszło? Pytam szczerze. Nie podoba mi się ten rozdział (prawie jak każdy inny, ale ten fakt się pominie.) 
Jeśli kiedykolwiek wejdziecie w ten link i nie wyświetli się strona- przepraszam. Powiedzmy, że ostatnio mam gorsze dni i już wiele razy próbowałam usunąć tego bloga. Raz to zrobiłam, ale to też pominiemy. xd Poza tym nie wiem, czy naprawdę chcecie czytać. Bo wiecie, mogę go usunąć i będzie po problemie. 
No to powiedzmy, że do następnego. <3

środa, 13 marca 2013

3- Dla ciebie pan Sykes.


Minął cały jeden dzień od wprowadzenia się Violetty, a w jej mieszkaniu nadal panował chaos. Dziewczyna nie potrafiła nad tym wszystkim zapanować, potrzebowała drugiej pary rąk do pomocy. Jednak nawet nie zamierzała prosić o to Scooter'a. Wiedziała, że wujek pewnie miał coś ważniejszego do roboty.
Usiadła ciężko na kanapie i wzięła się za otwieranie kolejnego w tym dniu kartonu. Był on najlżejszy, ponieważ znajdowały się w nim same dokumenty i teczki dziewczyny. Znudzona zaczęła przeglądać wszystkie papiery, aż natrafiła na ten najważniejszy. Niepodpisany kontrakt z The Wanted. Nerwowo rozglądała się za telefonem, ale i to szło na marne. Z jej ust już miały polecieć wiązanki przekleństw, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Wkurzona do granic możliwości raptownie otworzyła je, a za nimi ujrzała zdumioną blondynkę, która trzymała w ręku małe pudełeczko. Dopiero po chwili Violetta zorientowała się, że była to szkatułka, którą w dzieciństwie dostała od mamy.
-Zanim zaczniesz posądzać mnie o cokolwiek złego.- zaczęła nieznajoma pośpiesznie. Widać było, że trochę się denerwowała.-Nie ukradłam ci tego, ani nic. Mój brat po prostu pomagał ci wczoraj i pewnie wypadło wam to z jednego z pudełek.- niepewnie wyciągnęła dłoń z przedmiotem w stronę Braun.
Violetta uważnie zlustrowała jej postać, po czym z uśmiechem przejęła szkatułkę.
-Dziękuję.- uśmiechnęła.- Zaprosiłabym cię do środka, ale chyba przerazisz się bałaganem.- skrzywiła się.- Dopiero co zaczęłam to wszystko ogarniać, a i tak to za dużo jak na jedną osobę.
-Chyba nie widziałaś pokoju Leona.- zaśmiała się.- Jak chcesz to mogę ci pomóc.
Młodsza dziewczyna z uśmiechem wpuściła drugą to środka, gdzie przedstawiły się sobie w nieco milszej atmosferze. Florence od razu podeszła do stoliczka, na którym leżały porozrzucane kartki. Niepewnie chwyciła jedną z nich do rąk i zdziwiła się tym, co było tam napisane.
-Pracujesz z The Wanted?- zapytała.
Braun walnęła się z otwartej ręki w czoło. Znowu zapomniała o tym, że miała jechać do chłopaków, by podpisali jej umowy.
-Dziwnym trafem, może akurat wiesz gdzie oni mieszkają?
Blanco ze śmiechem skinęła. Wiele razy mijała tłum rozwrzeszczanych fanek ulicę dalej, które to stały pod domem swoich idoli i tylko czekały, kiedy wyjdą. Pomogła znaleźć nowej sąsiadce telefon, po czym wyszły na zewnątrz. Violetta z uwagą przyglądała się każdemu mijającemu obiektowi, próbując zapamiętać gdzie dokładnie mieszkała. Zawsze miała problem z orientacją w terenie, szczególnie w nowym, nieznanym jej jeszcze miejscu.
Tak jak Flo myślała- pod budynkiem stała mała grupka dziewczyn. Siedziały przy ogromnym drzewie, które dawało im cień w ten upalny dzień, a w dłoniach trzymały zeszyty. Jedynie jedna dziewczynka, która miała na oko dwanaście lat, siedziała na ławeczce i rysowała coś na kartce. Kiedy przechodziły za nią, Violetta zorientowała się, iż był to jeden z członków The Wanted, niestety nie zdążyła dokładnie zauważyć który.
-Niestety, numeru nie znam.- uśmiechnęła się przepraszająco.
Braun pośpiesznie wyciągnęła telefon z kieszeni spodni i wykręciła numer do wujka. Miała nadzieję, że ten odbierze i pomoże jej. Niestety, nadzieja matką głupich. Mijał jeden sygnał, dwa, osiem, a Scooter nawet nie myślał odbierać. Wkurzona rozłączyła się i z nadzieją rozejrzała się po okolicy. Niedaleko zauważyła starszego mężczyznę, który zmierzał w ich kierunku, a kiedy zobaczył te wszystkie dziewczyny, mina mu zrzedła. Violetta zaciągnęła Florence za nadgarstek i razem dobiegły do mężczyzny.
-Dzień dobry.- przywitała się zmachana. Nigdy nie miała dobrej kondycji.-Mamy do pana jedno pytanie.- spojrzała na niego z nadzieją.
-Nie.- powiedział szybko.- Nie powiem wam gdzie mieszkając The Wanted. Już niejedni próbowali. A ja obiecałem, że nikomu nie pisnę ani słówka.
-Ale ja z nimi pracuję.
-Któraś była rzekomą żoną Max'a.- przekręcił oczami zirytowany.-A wszyscy dobrze wiemy, że on nie ma nawet dziewczyny.
Florence odwróciła się do tyłu, chcąc samej dojść jakoś tego, gdzie chłopcy dokładnie mieszkali. Domyślała się jednak, że było to jak szukanie igły w stogu siana. Głupi nie byli, więc skoro nie chcieli teraz schodzić na dół do fanów, to przez okno pewnie też nie wyglądali. Swój wzrok przeniosła na dziewczynkę, która uporczywie wpatrywała się w dyskutującą Violettę. Niepewnie wstała i kierowała się w ich stronę, przyciskając rysunek do siebie.
-Ty jesteś tą nową menagerką The Wanted?- spytała cicho.
Dziewczyna odwróciła się do niej zdezorientowana, jednak zaraz machnęła dłonią, pokazując tym gestem na dziewczynkę.
-No widzi pan?- powiedziała z wyrzutem.-Teraz mi pan wierzy, że z nimi pracuję?
Mężczyzna niechętnie przyjrzał się nowo przybyłej, po czym głęboko westchnął.
-Drugie piętro, pierwsze drzwi po lewej.- przekręcił ponownie oczami.-Tam mieszka ten cały McGuiness.- na te słowa oczy dziewczynki rozszerzyły się do rozmiaru pięciozłotówek.-Jak już panienka tam u niego będzie, proszę mu powiedzieć, żeby zachowywał się ciszej. Tak samo jego przyjaciel, ten Nathan. Nic tylko gra wieczorami na pianinie.- machnął ręką i odszedł.
Violetta zaśmiała się i już chciała odejść, kiedy usłyszała odchrząknięcie. Odwróciła się, a przed nią stanęła ta sama dziewczyna, która pomogła jej z tym mężczyzną.
-Skoro do niego idziesz, dałabyś mu to?- wyciągnęła do niej niepewnie kartkę.
Braun z uśmiechem przytaknęła. Na rysunku znajdował się Jay. Blondynka była zachwycona tym rysunkiem. Był on jednym z piękniejszych, które widziała. Florence pociągnęła Violettę za przedramię w kierunku klatki schodowej, a ta jeszcze krzyknęła do dziewczynki, by poczekała tu na nią. Miała zamiar przynieść jej autografy wszystkich chłopaków.
Blanco pośpiesznie wbiegła na dane piętro i zatrzymała się tuż przed wysoką brunetką. Ta zmierzyła ją wzrokiem, a następnie przeniosła go na Violettę, która właśnie wgramoliła się na górę. Uśmiechnęła się do nich sztucznie, a następnie wyminęła i zeszła na dół.
Nie wiadomo ile by tam jeszcze stały, gdyby nie Jay, który stał przy swoich drzwiach z założonymi rękami na piersi. Śmiał się z nich jak głupi.
-Wejdźcie.- ruchem dłoni wskazał kierunek drogi.
-Mieszkacie razem?- spytała Braun, kiedy już znalazły się w środku.
-Nie.- zaśmiał się.- Zwariowałbym. Nathan mieszka tu obok, Tom z Max'em nad nami, a Seev z Nareeshą piętro niżej.
-A co to była za dziewczyna?- zapytała niepewnie Florence.
-Pewnie dzisiejsza dziwka Nathana.- wzruszył ramionami.
Violetta spojrzała na niego jak na idiotę. Fakt, Sykes nie wywarł na niej dobrego pierwszego wrażenia, ale nie myślała, że był aż taki zły.
-Żartowałem.- machnął dłonią, widząc miny dziewczyn.-To była Lynsey.
Szatyn bez pytania zabrał dokumenty z rąk Violetty, chwycił pierwszy lepszy długopis i nabazgrał na niej swoje imię i nazwisko, a następnie oddał jej kartkę z uśmiechem.
Blondynka wyjęła ze swojej małej torebeczki jeszcze jeden notes i śmiało podała go Loczkowi.
-Chcesz mój autograf?
-Nie.- zaprzeczyła szybko.-To dla dziewczynki, która narysowała coś dla ciebie.- podała mu kartkę, a Jay uśmiechnął się pod nosem. Zrobił to co chciała, po czym Violetta podziękowała i razem z Flo ruszyły do pokoju obok.
Tam właśnie iść nie chciała. Bała się, że Nathan nie będzie chciał podpisać jej umowy, a wtedy cała praca poszłaby się bujać.
-Idź do niego, a ja mogę iść do Tom'a.- zaproponowała Flo.- Zna się z moim bratem. Jestem prawie pewna, że mnie pamięta.
Braun skinęła głową, a dziewczyna wbiegła piętro wyżej. Zanim zdążyła wyciągnąć rękę i zapukać, Nath stanął już przed nią.
-Czego szukasz, akurat u mnie?- spytał oschłym tonem.
-Chciałam, żebyś mi podpisał umowę.- odpowiedziała, ignorując jego nieprzyjazny ton.
-A co jeżeli nie podpiszę?- oparł się nonszalancko o futrynę.
Violetta przekręciła oczami, głęboko wzdychając. Wiedziała, że z nim nie pójdzie jej łatwo.
-Pewien pan prosił mnie, żebym ci przekazała, że masz codziennie nie grywać na fortepianie. Niektórych to irytuje, Nath.
-Dla ciebie pan Sykes.- odniósł się z wyższością.- Poza tym co ty gadasz? Ludziom miękną kolana jak tylko słyszą, że gram.
Dziewczyna zaśmiała się kpiąco.
-No popatrz nie wszystkim. Ja nie mdleję.
Nathan uniósł brew do góry, a następnie uchylił szerzej drzwi. Wziął to za wyzwanie. Violetta pewnym krokiem wkroczyła do środka i stanęła obok fortepianu. Szatyn przysiadł przy instrumencie i zaczął grać.
-Szału nie było.- dziewczyna wzruszyła ramionami, kiedy skończył. Nie chciała się przyznać, że tak naprawdę podobało jej się.- Powiesz mi gdzie mieszka Max, skoro nie chcesz podpisać mojej umowy?
Sykes wbił w nią pełen nienawiści wzrok i byle jak podpisał się na dokumencie. Kiedy podała mu notatnik chciał zaprzeczyć, ale gdy wyjaśniła mu, że to dla ich fanki, podpisał. Dla fanów zawsze robił to z przyjemnością.
-Po co ci Max?
-Chcę mu podziękować za kwiaty.- powiedziała, chowając podpisaną przez niego kartkę do torebki.
-Jakie kwiaty?- zapytał zszokowany.
-Róże.- uśmiechnęła się.-Czemu pytasz?
-Skąd wiesz, że to od niego?
-A od kogo innego?- przekręciła oczami ruszając do wyjścia.-Ciebie nie stać na taki miły gest. Zrobiłbyś wszystko, żebym jak najprędzej odeszła.- po tych słowach szarpnęła za klamkę i wyszła, trzaskając drzwiami.
_________________________________
Dabum. 
Kolejny rozdział. Nie wiem czemu dodaję, ale to się wytnie. ;_; Podoba to się komuś w ogóle? Bo mam wrażenie, że jednak nie. 
Tak, rozumiem. Jestem beznadziejna. :D 
+ rozumiem, że macie swoich czterech faworytów na wielbiciela Violetty? 
Nathana, Tom'a, Max'a i Leona? 
Okej. Mogłabym Wam coś zdradzić, ale nie chcę psuć tej niespodzianki. :D I nie, tak szybko się nie okaże kto wysłał jej kwiaty. :3 Nie byłabym sobą, gdybym od razu napisała że to...że to on xd 
No i coś mi się wydaję, że prędzej się wygadam, niż napiszę ten rozdział. Ciągle chcę napisać to imię, kiedy myślę o tym kimś. xd Dlatego wszystkie rozdziały muszę czytać po trzy razy. ;_; 
Dobraa. To chyba na tyle. xd
Do następnego. <3

czwartek, 7 marca 2013

2- Tak na dobry początek.

Przed nowoczesnym blokiem stanęła ciężarówka, a dwóch chłopaków wynosiło z niej kartony. Dzieciaki dosłownie przykleiły się do okien, wypatrując nowej lokatorki. W końcu z auta wyszła zdezorientowana blondynka. Rozglądała się nerwowo po okolicy, co jakiś czas dzwoniąc do kogoś. Mały brunet pośpiesznie podbiegł do swojego brata i zaczął ciągnąć go za bluzkę. 
-Leon, zobacz.- błagał. 
Chłopak uległ, patrząc na duże, okrągłe, niebieskie oczy małego. Zaśmiał się i dał mu się prowadzić. Zatrzymali się przy oknie, przez widzieli wprowadzającą się dziewczynę.
Violetta usiadła na jednym z pudeł i tępo wpatrywała się w szarą jezdnię. Wiedziała, że jej wujek nie przyjedzie, ale gdzieś tam w niej tliła się nadzieja, że być może pomoże. W końcu nie była w stanie zanieść tego wszystkiego na górę, zupełnie sama.
-Proszę podpisać tutaj.- podszedł do niej blondyn z jakimś dokumentem, palcem wskazując na jedną z rubryk. 
Dziewczyna lekko skinęła, chwyciła długopis i złożyła swój niewyraźny podpis. Mężczyzna podziękował jej z uśmiechem na ustach. Chciał odejść, ale coś go zatrzymało. W ostatniej chwili odwrócił się od drzwi auta, po czym podszedł do zagubionej Violetty. Braun akurat podnosiła karton do góry. 
-Może pomóc?- zaproponował. 
-Nie, dziękuję.- pokręciła głową.-Jakoś dam radę.- jeszcze raz spojrzała na pustą ulicę i przegryzła wargę.-Poza tym nie mam teraz pieniędzy, żeby zapłacić jeszcze za tą usługę.- wzruszyła ramionami. 
-Ale na pewno?
-Tak, dziękuję.- jeszcze raz obdarzyła go uśmiechem, a następnie odwróciła się i ruszyła w kierunku klatki schodowej. 
Co chwilę odwracała się, by sprawdzić, czy wszystko leżało na swoim miejscu. Nie zdążyła dojść do zamierzonego celu, a już rzuciła pudłem. Była wściekła na wujka za to, że znowu ją zostawił. Wiedziała, że nie powinna była przyjeżdżać, ale jednak potrzebowała tej pracy. Usiadła na szarym kartonie i rozdrażniona rozglądała się dookoła. Przyjemny, chłodny wiatr muskał jej rozgrzaną skórę. Wzniosła oczy do nieba i delikatnie przymrużyła powieki, bo słońce raziło ją. Głęboko westchnęła i zastanawiała się jak tu miała wytrzymać.
-Violetta Braun.- usłyszała śmiech obok siebie. 
Przestraszona zerwała się z miejsca i spojrzała na chłopaka obok siebie jak na idiotę. Jay stał z włożonymi dłońmi w kieszenie swoich spodni z tym swoim nonszalanckim uśmiechem na ustach. Wyglądał na dość miłego, jednak Violetta budowała wokół siebie mur. Nie chciała do nikogo z The Wanted za bardzo się zbliżać. 
-James McGuiness.- przedrzeźniała go.-Co tu robisz?- odgarnęła niesforne kosmyki z oczu. 
-Szedłem właśnie do domu.- wzruszył ramionami.-I zobaczyłem ciebie, zupełnie samą, otoczoną tymi wszystkimi kartonami.- uśmiechnął się.
-A teraz jak prawdziwy facet chcesz mi pomóc?- zakpiła, kolejny raz unosząc jeden z kartonów. 
-Tak, właśnie tak.- przytaknął, zabierając jej pudło z rąk.- Wniosę to na górę, a ty tu zostań i przypilnuj tych wszystkich rzeczy. 
Nie dał Violettcie czasu na odpowiedź, bo okręcił się i ruszył do środka. Zrezygnowana dziewczyna usiadła na krawężniku i dalej tępo wpatrywała się przed siebie. Zastanawiała się, czy warto było nie dopuszczać Jay'a bliżej. Musiała z kimś się zaprzyjaźnić, nie mogła być wiecznym samotnikiem. Wyjęła telefon z kieszeni, jednak na wyświetlaczu nie pojawił się żaden napis. 
Najwyraźniej zapomniał, myślała. 
Westchnęła i zaczęła bezsensownie jeździć palcem po ekranie. Trwało to dopóki nie poczuła, że ktoś dźgnął ją w ramię. 
-Cześć.- przywitał się nieznany jej szatyn.-Mogę się dosiąść?- spytał z uśmiechem. 
Violetta nieznacznie kiwnęła głową, a chłopak przysiadł obok. Przez chwilę nic nie mówili, ale w końcu to on przejął inicjatywę. 
-Tak w ogóle to nazywam się Leon.- wystawił dłoń w jej kierunku.- Wygląda na to, że od dzisiaj jesteśmy sąsiadami. 
-Violetta.- uśmiechnęła się ciepło, ściskając rękę szatyna. 
Jay zbiegł na dół i zauważył wesoło rozmawiającą parę. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Teraz nikt z nich nie musiał się bać, że sama nie da sobie tutaj rady. Wyglądało na to, że ktoś chciał się nią zająć. Przynajmniej taką miał nadzieję. Podszedł do nich i przywitał się z Leonem. 
Braun stanęła z boku, obserwując każdy ruch chłopaków. Wyglądało na to, że mogliby zaprzyjaźnić się. W końcu młodszy szatyn zaproponował swoją pomoc, a Violetta ponownie nie miała nic do gadania. Chłopcy zabrali jej kartony na górę, każąc siedzieć dziewczynie na dole i pilnować reszty jej rzeczy. Dopiero przy ostatnim pudle zbuntowała się i wyrwała przedmiot Jay'owi.
-Przyjechałam tu, żeby się usamodzielnić.- uśmiechnęła się do chłopaków.- Leon, możesz iść ze mną na górę, a ty Jay siedź tu i pilnuj mojej torby. 
Loczek zasalutował i ze śmiechem usiadł na miejscy Violetty. Dziewczyna pociągnęła Leona na górę i z łatwością odnalazła swoje nowe mieszkanie. Wystarczyło szukać drzwi, pod którymi leżała sterta pudeł. Odłożyła karton i zaczęła szukać kluczy po kieszeniach. Kiedy już je znalazła z uśmiechem przekręciła zamek i wkroczyła do środka. 
Leon zataszczył jej rzeczy do salonu, kiedy ona podeszła do ogromnego okna i podziwiała okolicę. Jej wzrok zatrzymał się na znanym szatynie, który zmierzał w kierunku Jay'a. Podszedł do niego, a następnie przybili sobie piątkę. Violetta ścisnęła w dłoni kawałek białej firanki, ale nie odwróciła się. Nadal z uwagą obserwowała dwójkę chłopaków, z którymi miała współpracować. Leon zauważył to i podszedł do Violetty. Uśmiechnął się do niej przyjacielsko i złapał za dłoń. 
Zrobił to akurat w chwili, gdy Nathan uniósł wzrok do góry. Napotkał parę, wyglądającą na szczęśliwą, dlatego na jego ustach wystąpił uśmiech. Dopiero później zdał sobie sprawę z tego, że tą dziewczyną była Violetta. Pożegnał się z przyjacielem i ruszył w kierunku swojego domu.
Braun zauważyła, że Sykes nagle zniknął. McGuiness również spojrzał w górę, więc pomachała mu, by do nich doszedł. Szatyn uśmiechnął się i już chwilę później znalazł się na górze.
Sąsiad blondynki grzecznie pożegnał się z nowymi znajomymi, po czym udał się do własnego mieszkania, a dziewczyna zaczęła przygotowywać herbatę. Jay usiadł na kanapie i przysunął do siebie jeden z kartonów. Zerwał delikatnie taśmę i ostrożnie wyjmował rzeczy. W szczególności były to albumy. Chłopak natrafił na zdjęcie oprawione w ramkę, naprawdę ładnej szatynki. Spojrzał na Violettę, która stała w kuchni i lekko uśmiechnął się. Były do siebie podobne. 
Niedługo po tym podeszła do Jay'a z kubkiem ciepłej herbaty. Położyła go na stole i spojrzała na ręce szatyna, w których trzymał zdjęcie jej matki. Momentalnie zrobiło jej się smutno, ale nie chciała tego pokazywać. Uśmiechnęła się, a następnie odłożyła ramkę na komodę. 
-Kto to?- spytał cicho. 
-Moja mama.- starała się brzmieć obojętnie.- Siostra Scooter'a.- uśmiechnęła się.
-Są do siebie podobni.- McGuiness odwzajemnił jej uśmiech. 
Violetta chciała mu odpowiedzieć, ale przeszkodził jej dźwięk dzwonka. Zdziwiła się, bo nikogo nie zapraszała. Niepewnie podeszła do drzwi i lekko uchyliła je. Zauważyła kuriera z bukietem czerwonych róż. 
-Pani Braun?- spytał, patrząc na swoją kartkę. Dziewczyna niepewnie skinęła, a on podał jej podkładkę z kartką.- Podpisze pani? 
-Od kogo?- spytała zszokowana. 
-Nie wiem.- wzruszył ramionami.- Ja miałem to tylko szybko dostarczyć.- uśmiechnął się.
Blondynka podziękowała i wzięła bukiet. Kwiaty pachniały cudownie, dlatego przez większość czasu sterczała w miejscu i zaciągała się ich zapachem. Z tego transu wybudził ją dopiero Jay, który do niej podszedł i zasypywał gradem pytań. 
-Skąd to masz?
-Kurier przyniósł.- odpowiedziała, szukając odpowiedniego wazonu.
-Ale od kogo?
-Nie wiem.- mówiła dalej, szukając jakiegoś liściku. 
Po krótkiej chwili znalazła go i ostrożnie wyjęła. Uśmiechnęła się, ale nie rozpoznała tego pisma. Czyli musiał to być ktoś, kogo dobrze nie znała. Rozprostowała kartkę, czując na sobie wzrok Jay'a. Wyraźnie chciał przeczytać o co chodziło. 
" Tak na dobry początek. Mam nadzieję, że spodoba Ci się tu i absolutnie nic Cię nie zniechęci. Xx "
Violetta podała liścik ciekawskiemu McGuiness'owi, a następnie z powrotem usiadła na kanapie. Sekundę później dołączył do niej Loczek. 
-Mam pewne przepuszczenie...- zaczął niepewnie.- Z naszej grupy tylko dwoje chłopaków wie, gdzie mieszkasz.- urwał, a dziewczyna spojrzała na niego z wyczekiwaniem.- Ja i Max. Nie przypominam sobie, żebym wysyłał ci kwiaty.
-A Nathan?- spytała cicho.- Widziałam was dzisiaj. 
-On nie wie gdzie mieszkasz.- machnął ręką.- Jedynie ma prawo wiedzieć który blok, bo przecież spotkał mnie tu. 
-Ale i tak mnie nie lubi.- skrzywiła się. 
-On nie lubi żadnej ładnej dziewczyny.- zrezygnowany pokręcił głową.- Właściwie jedyną dziewczyną, która ma z nim jeszcze kontakt to Lynsey. Poza tym zmienił się. Już nie jest tym Nathanem, którym był na początku. I z pewnością to nie przez sławę. 
Violetta westchnęła i zaczęła bawić się skrawkiem poduszki. Sama już nie wiedziała, co miała o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony ucieszyła się z prezentu, a z drugiej ktoś naginał zasadę Scooter'a, co mogło skończyć się tragicznie. 
-Jutro podziękuję za nie Max'owi.- uśmiechnęła się po długiej ciszy.- Są piękne.
____________________________________________
Jeżeli beznadziejne i z błędami- przepraszam. 
Naprawdę, staram się robić jak najmniej błędów, ale teraz mam tyle do roboty i w ogóle, że nie ogarniam. xd A dodałam rozdział teraz tylko dlatego, że jestem chora i nie wiem co ze sobą zrobić. xd
Likebloggerka <3- absolutnie nie usuwam i nie zawieszam opowiadania o Lenie. Po prostu założyłam tego bloga, co również jest wynikiem nudy. Nie ukrywam, myślałam o usunięciu (po co zawieszać, skoro się wie, że się nie odwiesi, lepiej usunąć :D) ponieważ wydaje mi się, iż jest on bezsensu i tracę czytelników. Postanowiłam jednak doprowadzić go do końca, przynajmniej końca tej pierwszej części. Tylko nad drugą wciąż się zastanawiam. Więc wracając do początku- przepraszam, jeżeli napisałam coś, co wprowadziło Cię w błąd. 
To teraz czekam na snucia kim może być nadawca kwiatów. ^^
Do następnego. <3