- Nie mogę.- energicznie odsunęła się.
Na twarzy chłopaka malowało się zdziwienie i niezrozumienie. Doskonale wiedział, że ten pocałunek nie był zwykłym pocałunkiem, dlatego nie zrozumiał dlaczego tak nagle się odsunęła.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- spytała przestraszona Florence. Czasami wydawało jej się, że jej bardziej zależało na tym, żeby Violetta wróciła do Nathana, niż im obojgu razem wziętych.
- Czyli że wyjdziesz za mnie?- zapytał Leon z nutką nadziei w głosie.
Blondynka zwróciła w jego stronę, a następnie powoli podeszła do niego. Chwyciła go za rękę i delikatnie pocałowała w policzek. Brytyjczyk mimowolnie zamknął powieki, ale kiedy z powrotem je otworzył, ujrzał smutną Violettę.
- Nie wyjdę za żadnego z was, przepraszam.- powiedziała i wybiegła z kościoła.
***
Epilog.
Violetta siedziała na kanapie, próbując głęboko oddychać. Przynajmniej co godzinę czuła skurcze, jednak postanowiła nie mówić o tym swoim przyjaciółkom. Nie chciała, żeby się martwiły, ale też trudno jej było nie krzywić się z bólu. Trzymała rękę na swoim brzuchu i delikatnie głaskała go, powtarzając w myślach 'Błagam, tylko nie teraz'. Braun była już w 9 miesiącu ciąży, za dwa dni powinna urodzić.
- Boli cię coś?- spytała Florence, która usiadła na przeciwko blondynki.
Dziewczyna energicznie potrząsnęła głową, ale zaraz po tym jej usta wykrzywiły się w grymasie.
Ponownie poczuła nieprzyjemny skurcz, tym razem jeszcze mocniejszy niż poprzedni.
- Rodzisz?- pytała dalej, lekko spanikowana.
Blondynka była w stanie tylko pokręcić głową. Oparła głowę na swoich rękach i zaczęła nerwowo oddychać. Starała się brać głębokie oddechy, tylko nie bardzo jej to wychodziło. Jednym słowem; zaczęła panikować.
- Kelsey, zadzwoń już do niego Violetta zaczyna rodzić!- wrzasnęła Florence.
Do pokoju wbiegły dwie dziewczyny; Hardwick oraz Nareesha. Ta druga podbiegła do Violetty, złapała ją za dłoń i próbowała jakoś uspokoić. Żona Parkera wybrała numer do męża Violetty, tak jak prosiła o to Florence.
- Gdybyś mnie posłuchała i wybrała tego o którym ci tyle mówiłam, na pewno byłby teraz przy tobie.- zaśmiała się Flo.
Violetta spojrzała na nią spode łba. W tym momencie miała ochotę ją udusić.
- Daj spokój.- Nareesha uspokajająco potarła dłonią ramię przyjaciółki.- Pomyśl o waszym ślubie. Pomyśl o rzeczach raczej radosnych, a nie o tym bólu.
Skinęła głową na znak, że zrozumiała. Przymknęła powieki i wciąż głęboko oddychając, przypominała sobie o swoim najszczęśliwszym dniu w życiu.
Jechała samochodem pod kościół, jednocześnie nerwowo skubiąc materiał swojej białej sukni. Co chwilę wyglądała przez okno, a Florence złapała rękę swojej przyjaciółki, próbując ją jakoś pocieszyć.
Obydwie doskonale pamiętały, kiedy rok temu wybiegła z kościoła, a przez następnego parę tygodni pozostawała przy swoim postanowieniu zostania starą panną.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?- zapytała Flo z uśmiechem na twarzy.
Blondynka wywróciła oczami; pytała ją o to już co najmniej dwudziesty raz. Skinęła głową, zagryzając wargę. Była pewna jednego; kochała chłopaka, za którego postanowiła wyjść i postanowiła powiedzieć sakramentalne 'tak', nawet gdyby ktoś wbiegł do kościoła i nie pozwolił jej na to, jak to ostatnio zrobił Sykes.
Kilka minut później zatrzymali się pod danym budynkiem. Panna młoda wysiadła z auta, razem ze swoją przyjaciółką. Florence ucałowała dziewczynę w policzek, a następnie weszła do środka, zajmując swoje miejsce głównej druhny. Scooter podał ramię Violettcie, a ta wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. Stresowała się jak nigdy wcześniej.
- Pięknie wyglądasz.- zaśmiał jej się do ucha.- Twoja mama byłaby w pełni z ciebie dumna.
- Tak myślisz?
- Oczywiście.- automatycznie skinął głową.- Nawet ja popieram tego chłopca w stu procentach, więc ona na pewno nie miałaby nic przeciwko temu.
- Dziękuję Scooter- uśmiechnęła się szeroko.- za to, że próbujesz mnie podnieść na duchu i za to, że prowadzisz mnie do kościoła.
Braun ścisnął dłoń swojej siostrzenicy, chcąc dodać jej tym otuchy, jak sama wcześniej wytłumaczyła.
- Masz szczęście, że tego chłopaka lubię.- zaśmiał się.
Chwilę później usłyszeli dzwoni, więc śmiało wkroczyli do środka. Wszyscy goście odwrócili się w ich stronę, co Violettę trochę krępowało. Żołądek ściskał jej się ze strachu, chociaż była pewna, że naprawdę kochała tego właśnie chłopaka i że to z nim zamierzała spędzić resztę życia. Kiedy doszli przed ołtarz, Scooter pocałował blondynkę w policzek i mrugnął do jej narzeczonego. Uśmiechnięta dziewczyna podeszła do swojego chłopaka, całkowicie skupiona na ceremonii.
Najlepiej zapamiętanym momentem była formułka "Teraz możesz pocałować pannę młodą", kiedy to chłopak objął dłońmi jej twarz i delikatnie musnął jej wargi, zupełnie tak, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie.
- Jedziemy do szpitala.- powiedziała Kelsey, wchodząc do pokoju.- Scooter ma mu przekazać, że rodzisz i zawieźć go na miejsce.- w momencie w którym przestała mówić, Violetta głośno krzyknęła.
Spanikowany Scooter rozłączył się i tępo wpatrywał się w ekran swojego telefonu. Spojrzał na Justina, który był tego wieczoru razem z nim, jakby oczekiwał, że ten podpowie mu coś sensownego. Niestety, nie doczekał się żadnej podpowiedzi; Bieber był jeszcze bardziej zszokowany i zmrożony niż on sam.
Podszedł bliżej sceny, przełykając ślinę. Widział jak ukochany Violetty, wesoło skakał po scenie, próbując dać jak najlepszą przyjemność ludziom, którzy bawili się razem z nimi. Śpiewał, krzyczał, tańczył, dokuczał swoim kolegom; dzisiaj był wyjątkowo szczęśliwy. Braun domyślał się, że było to za sprawą nadchodzącego terminu porodu jego żony. Oblizał wargi i jeszcze raz spojrzał na swojego pierwszego podopiecznego.
- Stary, Violetta zabije was oboje, jeżeli on nie przyjedzie na salę porodową.- kiwnął głową w stronę danego chłopaka.
- Znasz wszystkie jego solówki w piosence?- zapytał uważnie, a on zdezorientowany lekko przytaknął. Brunet natychmiastowo podszedł do przyjaciela i pociągnął go za nadgarstek na scenę. Justin na początku opierał się, jednak kiedy tylko przekroczył próg sceny, zaczął wygłupiać się prawie tak samo jak jego koledzy po fachu.
Obydwoje podeszli do ukochanego Violetty, jednak to Scooter zbliżył się do jego ucha, kiedy on przestał śpiewać.
- Wiesz, nie chcę ci przeszkadzać, ale twoja żona zaczyna rodzić.
Chłopak spojrzał przestraszony na swojego menadżera, a następnie wepchnął mu mikrofon do ręki i zbiegł ze sceny. Brunet natychmiastowo podał przedmiot Justinowi, który pośpiesznie wyjaśnił fanom sytuacje, po czym zaczął bawić się z resztą zespołu.
Braun biegł za zdenerwowanym chłopakiem. Gdy tylko dogonił go, położył ręce na jego ramionach i delikatnie potrząsnął nim.
- Stary, uspokój się.- mówił na tyle głośno, by móc do niego dostrzec.- Jeżeli będziesz panikował jak panienka, to nigdzie szybko nie dotrzemy.
Ten tylko zmrużył powieki, prawie tak jakby chciał zabić starszego mężczyznę.
- Przepraszam bardzo, gdzie znajdziemy...- zaczął Scooter, który podbiegł do starszej pani.
- Panienkę Violettę?- zapytała, patrząc na męża dziewczyny.- Zabrali ją właśnie na porodówkę. Pan- wskazała palcem na chłopaka, który przyjechał razem ze Scooter'em.- pójdzie za mną. Dziewczyna mówiła, że chce, by pan z nią był.
Chłopak skinął, oblizując usta. Udał się za lekarką, a ta bez słowa prowadziła go korytarzami, które wydawały się nie mieć końca. Liczył do dziesięciu, próbując się uspokoić. Myśl, że jego ukochana leżała na sali porodowej wywoływała u niego dreszcze. Tym samym cieszył się, iż na świat przyjedzie jego potomek; syn, którego kochał już od samego poczęcia.
W końcu zatrzymali się przy dwuskrzydłowych drzwiach. Kobieta jedną ręką otworzyła drzwi, a drugą wskazała drogę do jego ukochanej. Podziękował skinięciem głowy, a następnie powoli ruszył we wskazanym kierunku. Jego serce biło coraz mocniej z każdym postawionym krokiem, a kiedy znalazł się w danym miejscu, na chwilę mu stanęło. Widział swoją ukochaną leżącą na stole, wokół której kręcili się lekarze. Ten widok sprawił, iż zaczął panikować; nigdy nie widział porodu, dlatego nie wiedział co się działo.
- To twoja dziewczyna?- usłyszał czyiś głos obok siebie, a przestraszony podskoczył.
- Tak.- wychrypiał, a zaraz po tym odchrząknął.- I moje dziecko.- uśmiechnął się szeroko.- Ale byłem na koncercie i nie zdążyłem na początek- skrzywił się.- a wiem że to dla niej bardzo ważne.
- Dla wszystkich kobiet to ważne.- zaśmiał się cicho, a następnie pchnął go dalej, tak że przekroczył próg pomieszczenia. Okazało się, że mężczyzna był lekarzem wspomagającym poród. Kazał chłopakowi stanąć obok blondynki. Zrobił tak jak mu kazano, przy okazji łapiąc Violettę za dłoń. Ta uścisnęła ją dwa razy mocniej niż zwykle, kiedy się bała.
- Co tak długo?- jęknęła starając się nie krzyczeć. To jednak było silniejsze od niej i krzyk sam wydobył się z gardła.
Coś ścisnęło chłopaka za serce; jego ukochana krzyczała z bólu, a on nie miał zielonego pojęcia jak mógł jej pomóc.
- Proszę oddychać głęboko.- usłyszeli poradę lekarza przyjmującego poród.
Dziewczyna starała się wykonywać wszystkie polecenia jakie usłyszała, ale nie zawsze jej to wychodziło. Zacisnęła mocno powieki, biorąc głębokie wdechy. Chłopak pochylił się nad swoją dziewczyną i subtelnie musnął jej czoło.
- Będzie dobrze kochanie, dasz radę.
Posłała w jego stronę uśmiech, który niemalże natychmiastowo zamienił się w grymas.
- Z następnym dzieckiem będzie lepiej.- zaśmiał się pod nosem, nie zdając sobie sprawy z tego, że tym tylko drażnił Violettę.
Blondynka chwyciła chłopaka za krawat, tak że był zmuszony prawie że położyć się na niej.
- Okej, zgadzam się na drugie dziecko.- zacisnęła zęby, próbując ponownie nie krzyknąć.- O ile sam je sobie urodzisz!- tym razem wykrzyknęła, a za tym pojawiła się seria krzyków z bólu.
- Już powoli widzę główkę, nie panikujcie.- uspokajał ich lekarz.
Kolejny raz musnął wargami czoło Violetty, czując rosnące podniecenie. Już za kilka minut mógł zobaczyć swojego syna.
Zaledwie pół godziny później, Violetta odetchnęła głośno, a lekarze pokazali im dziecko. Jedna z pielęgniarek podeszła do nich uśmiechnięta i położyła dłoń na ramieniu zdenerwowanego chłopaka. Od razu kiedy zobaczył ich wspólne dziecko, szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy.
- Jak chcecie go państwo nazwać?- spytała pielęgniarka.
- Może Ben?- zaśmiała się Violetta
- Ben Sykes?- oblizał subtelnie wargi, po czym uśmiechnął się szeroko.- Tak więc oświadczam ci Benie, że ty i twoja mama będziecie moim oczkiem w głowie.- musnął opuszkami palców mały nosek swojego syna.
- Kocham cię Nathan.- powiedziała Violetta, ponownie przyciągając do siebie za krawat Nathana.
- Ja ciebie też.- mruknął, a następnie złączył ich wargi razem.
Parę minut później jedne pielęgniarki zabrały dziecko na badania, a drugie zawiozły do sali zmęczoną już Violettę.
Szatyn wyszedł z porodówki i z ogromnym uśmiechem kierował się do wyjścia. Na korytarzu zastał swoich przyjaciół, którzy niemalże zasypiali na sobie. Kiedy tylko dziewczyny ujrzały Sykes'a, natychmiastowo do niego podbiegły.
- Chłopczyk czy dziewczynka?- zapytała podekscytowana Florence.
- Chłopczyk.- odpowiedział wciąż nie wierząc w to, co wydarzyło się parę minut temu.
- Lissa, przestań biegać po pokoju.- poprosił wykończony Nathan, który wykładał jedzenie na talerze. Spodobała mu się rola kucharza.
Dziewczynka licząca sześć latek podeszła do swojego taty i wystawiła ręce, jakby chciała powiedzieć, że chciała go przytulić. Sykes zaśmiał się, odstawił wszystko co aktualnie trzymał i uniósł swoją ukochaną córkę do góry. Nie minęła chwila, a obok nich pojawiła się zazdrosna siostra bliźniaczka.
- A mnie nie kochasz tatusiu?- spytała smutnym tonem.
Szatyn odstawił jedną z dziewczynek z powrotem na ziemię i uklęknął, by mógł spojrzeć im w oczy.
- Oczywiście, że cię kocham.- mówiąc to, lekko ucałował ją w policzek.- Obydwie jesteście moimi aniołkami.
- A Ben?- zapytała Lissa.
Mężczyzna uniósł głowę, spoglądając na ośmiolatka, który zajmował się kolorowaniem. W chwili kiedy usłyszał swoje imię, odłożył kredki na bok i również podszedł do swojego taty.
- Ja jestem ulubieńcem tatusia!- rzucił się w ramiona Nathana, a ten podniósł go do góry i okręcił wokół własnej osi, co wywołało śmiech u malca.
- Wszyscy jesteście moimi ulubionymi dziećmi.- powiedział ze śmiechem.
Niedługo po tym usłyszeli trzaśniecie drzwiami, po czym Violetta poinformowała wszystkim, iż wróciła. Podeszła najpierw do swoich dzieci, które ucałowała w policzek, a następnie złapała swojego męża za kołnierz jasnoniebieskiej koszuli i subtelnie musnęła jego usta.
- Już za dwa tygodnie wujek Max się żeni.- powiedziała, patrząc na swoje pociechy.- Chcecie iść, czy raczej zostajecie w domu?
- Będzie Rose?- chłopczyk poprawił swoją bluzkę, próbując wyglądać spokojnie.
Nathan zaśmiał się pod nosem, obejmując swoją żonę w talii.
- Nasz syn chyba zakochuje się w najmłodszej córce Sivy i Nareeshy.- zaśmiał się.
- Oczywiście, że będzie.- odpowiedziała mu, ignorując poprzednio wypowiedziane zdanie Nathana.- Neville od wujka Jay'a i Florence też będzie. Właściwie będą wszyscy, nawet Maximilian od cioci Kelsey.- uśmiechnęła się łagodnie.
- W takim razie chcemy jechać!- wykrzyknęli niemalże równocześnie.
Kobieta zaśmiała się, jednocześnie odsuwając się od swojego męża. Chwyciła go za rękę i niepewnie zagryzła wargę. Miała swojej rodzinie coś ważnego do powiedzenia, ale nie wiedziała jak mogli to przyjąć.
- Słuchajcie, mam dla was jeszcze jedną wiadomość.- zaczęła, spoglądając na wszystkich po kolei.- Pamiętacie, jak mówiliście mi, że chcecie brata?- spytała, a dzieci energicznie skinęły głową. Nathan za to spojrzał nieco zdziwiony na Violettę.- No to Ben...-zaczęła niepewnie.- Niedługo ty i tata nie będziecie jedynymi mężczyznami w tym domu.- uśmiechnęła się, a chłopczyk krzyknął głośne 'kocham cię mamo', a następnie mocno przytulił blondynkę.- A ty, no cóż...- odwróciła się w stronę szatyna, kiedy tylko ich synek razem z dziewczynkami wrócili do zabawy. Złapała mężczyznę za kołnierz koszuli i przyciągnęła lekko do siebie.- Ty zostaniesz tatusiem po raz czwarty.
- Och, niezły jestem w te klocki.- zaśmiał się, a następnie złączył ich usta w namiętnym pocałunku.
- Tylko obiecaj mi jedno.- oderwała się od niego, mrużąc powieki.- Obiecaj, że na ten poród się nie spóźnisz.- zaśmiała się.
- Ej, to nie moja wina, że zachciewa ci się rodzić zawsze kiedy jestem na koncercie.- skrzywił się, ale zaraz po tym wybuchnął śmiechem.- Ale obiecuję, że wszystko poprzestawiam z chłopakami tak, żebym miał dwa tygodnie wolnego w czasie kiedy będziesz miała termin.- musnął wargami jej czoło.- Bo nigdy nie wiadomo kiedy zachce ci się urodzić.
- Wszystko zwal na mnie, oczywiście.- mruknęła, a zaraz po tym uniosła się na palcach.- Kocham cię.
- Ja was też.- uśmiechnął się i kolejny raz zatopił się w ustach Violetty.
The End.
______________________________________
Jak suodko.
To teraz opiszę Wam rodziny bohaterów, żeby nie było niejasności co do epilogu (od najstarszego do najmłodszego) :
Nathan & Violetta- syn Ben, bliźniaczki; Lissa i Laura, kolejny syn, który jest, że tak powiem w drodze,
Jay & Florence- syn Neville,
Nareesha & Siva- córka Emily oraz córka Rose.
Tom & Kelsey- syn Max oraz córka Violetta.
Max & Cher (z którą brał ślub najpóźniej)- córka Jade
W razie niejasności, dotyczących epilogu, pytajcie- chętnie odpowiem. ;)
*
.Tak więc dobrnęliśmy do końca opowiadania! Cieszycie się? Pewnie tak.
Nie ukrywam, że mam nadzieję, iż chociaż trochę Wam się podobało, jednak widziałam, że większe zainteresowanie wzbudziło moje poprzednie opowiadanie, te o Jade i Nathanie, niż to. Cieszę się jednak, że Ci co czytali dobrnęli aż tu, do epilogu! Wiecie co? Kocham Was. ♥
Dziękuję za ponad 9 000 wyświetleń i ponad 300 komentarzy (nieco mniej niż na poprzednim, ale i tak wielkie dzięki ♥ )
Zawsze pisałam podziękowania dla każdego z osobna, ale tym razem tego nie zrobię; mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Robię wszystko, żeby tylko tym razem się szczególnie nie rozpisać, a powiedziałam już to co najważniejsze!
Gdyby ktoś pytał o kolejne (o ile takowe powstaną) opowiadania, to wszystkiego możecie dowiedzieć się z mojego Twittera @luvmyben.
Jeżeli jesteśmy już przy tym temacie; prowadzę nowego bloga, ale nie wiem czy go nie usunę (proszę nie krzyczeć), bo nie wiem czy warto. Wydaje mi się to już bezsensu i chyba pójdę na "emeryturę" ;)
Przypominam również, że przywróciłam poprzedniego bloga, na którym również pojawił się epilog!
*taka tam reklama*
Teraz czekam na szczere opinie, na temat tego, zakończonego już, opowiadania oraz na temat epilogu!
proszę, żeby wszyscy ci, którzy przeczytali, skomentowali. chciałabym wiedzieć, ile osób czytało. możecie napisać nawet "czytałam/em", proszę, to dla mnie ważne.
*
linki: