niedziela, 16 czerwca 2013

Max, Niall czy Justin?

- Nie mogę.- energicznie odsunęła się. 
Na twarzy chłopaka malowało się zdziwienie i niezrozumienie. Doskonale wiedział, że ten pocałunek nie był zwykłym pocałunkiem, dlatego nie zrozumiał dlaczego tak nagle się odsunęła. 
- Co chcesz przez to powiedzieć?- spytała przestraszona Florence. Czasami wydawało jej się, że jej bardziej zależało na tym, żeby Violetta wróciła do Nathana, niż im obojgu razem wziętych. 
- Czyli że wyjdziesz za mnie?- zapytał Leon z nutką nadziei w głosie. 
Blondynka zwróciła w jego stronę, a następnie powoli podeszła do niego. Chwyciła go za rękę i delikatnie pocałowała w policzek. Brytyjczyk mimowolnie zamknął powieki, ale kiedy z powrotem je otworzył, ujrzał smutną Violettę. 
- Nie wyjdę za żadnego z was, przepraszam.- powiedziała i wybiegła z kościoła. 

***

Epilog. 

Violetta siedziała na kanapie, próbując głęboko oddychać. Przynajmniej co godzinę czuła skurcze, jednak postanowiła nie mówić o tym swoim przyjaciółkom. Nie chciała, żeby się martwiły, ale też trudno jej było nie krzywić się z bólu. Trzymała rękę na swoim brzuchu i delikatnie głaskała go, powtarzając w myślach 'Błagam, tylko nie teraz'. Braun była już w 9 miesiącu ciąży, za dwa dni powinna urodzić. 
- Boli cię coś?- spytała Florence, która usiadła na przeciwko blondynki. 
Dziewczyna energicznie potrząsnęła głową, ale zaraz po tym jej usta wykrzywiły się w grymasie. 
Ponownie poczuła nieprzyjemny skurcz, tym razem jeszcze mocniejszy niż poprzedni. 
- Rodzisz?- pytała dalej, lekko spanikowana.
Blondynka była w stanie tylko pokręcić głową. Oparła głowę na swoich rękach i zaczęła nerwowo oddychać. Starała się brać głębokie oddechy, tylko nie bardzo jej to wychodziło. Jednym słowem; zaczęła panikować. 
- Kelsey, zadzwoń już do niego Violetta zaczyna rodzić!- wrzasnęła Florence. 
Do pokoju wbiegły dwie dziewczyny; Hardwick oraz Nareesha. Ta druga podbiegła do Violetty, złapała ją za dłoń i próbowała jakoś uspokoić. Żona Parkera wybrała numer do męża Violetty, tak jak prosiła o to Florence. 
- Gdybyś mnie posłuchała i wybrała tego o którym ci tyle mówiłam, na pewno byłby teraz przy tobie.- zaśmiała się Flo. 
Violetta spojrzała na nią spode łba. W tym momencie miała ochotę ją udusić. 
- Daj spokój.- Nareesha uspokajająco potarła dłonią ramię przyjaciółki.- Pomyśl o waszym ślubie. Pomyśl o rzeczach raczej radosnych, a nie o tym bólu. 
Skinęła głową na znak, że zrozumiała. Przymknęła powieki i wciąż głęboko oddychając, przypominała sobie o swoim najszczęśliwszym dniu w życiu. 

Jechała samochodem pod kościół, jednocześnie nerwowo skubiąc materiał swojej białej sukni. Co chwilę wyglądała przez okno, a Florence złapała rękę swojej przyjaciółki, próbując ją jakoś pocieszyć. 
Obydwie doskonale pamiętały, kiedy rok temu wybiegła z kościoła, a przez następnego parę tygodni pozostawała przy swoim postanowieniu zostania starą panną. 
- Jesteś pewna, że tego chcesz?- zapytała Flo z uśmiechem na twarzy. 
Blondynka wywróciła oczami; pytała ją o to już co najmniej dwudziesty raz. Skinęła głową, zagryzając wargę. Była pewna jednego; kochała chłopaka, za którego postanowiła wyjść i postanowiła powiedzieć sakramentalne 'tak', nawet gdyby ktoś wbiegł do kościoła i nie pozwolił jej na to, jak to ostatnio zrobił Sykes. 
Kilka minut później zatrzymali się pod danym budynkiem. Panna młoda wysiadła z auta, razem ze swoją przyjaciółką. Florence ucałowała dziewczynę w policzek, a następnie weszła do środka, zajmując swoje miejsce głównej druhny. Scooter podał ramię Violettcie, a ta wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. Stresowała się jak nigdy wcześniej. 
- Pięknie wyglądasz.- zaśmiał jej się do ucha.- Twoja mama byłaby w pełni z ciebie dumna. 
- Tak myślisz?
- Oczywiście.- automatycznie skinął głową.- Nawet ja popieram tego chłopca w stu procentach, więc ona na pewno nie miałaby nic przeciwko temu. 
- Dziękuję Scooter- uśmiechnęła się szeroko.- za to, że próbujesz mnie podnieść na duchu i za to, że prowadzisz mnie do kościoła. 
Braun ścisnął dłoń swojej siostrzenicy, chcąc dodać jej tym otuchy, jak sama wcześniej wytłumaczyła. 
- Masz szczęście, że tego chłopaka lubię.- zaśmiał się.
Chwilę później usłyszeli dzwoni, więc śmiało wkroczyli do środka. Wszyscy goście odwrócili się w ich stronę, co Violettę trochę krępowało. Żołądek ściskał jej się ze strachu, chociaż była pewna, że naprawdę kochała tego właśnie chłopaka i że to z nim zamierzała spędzić resztę życia. Kiedy doszli przed ołtarz, Scooter pocałował blondynkę w policzek i mrugnął do jej narzeczonego. Uśmiechnięta dziewczyna podeszła do swojego chłopaka, całkowicie skupiona na ceremonii. 
Najlepiej zapamiętanym momentem była formułka "Teraz możesz pocałować pannę młodą", kiedy to chłopak objął dłońmi jej twarz i delikatnie musnął jej wargi, zupełnie tak, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie. 

- Jedziemy do szpitala.- powiedziała Kelsey, wchodząc do pokoju.- Scooter ma mu przekazać, że rodzisz i zawieźć go na miejsce.- w momencie w którym przestała mówić, Violetta głośno krzyknęła. 

Spanikowany Scooter rozłączył się i tępo wpatrywał się w ekran swojego telefonu. Spojrzał na Justina, który był tego wieczoru razem z nim, jakby oczekiwał, że ten podpowie mu coś sensownego. Niestety, nie doczekał się żadnej podpowiedzi; Bieber był jeszcze bardziej zszokowany i zmrożony niż on sam. 
Podszedł bliżej sceny, przełykając ślinę. Widział jak ukochany Violetty, wesoło skakał po scenie, próbując dać jak najlepszą przyjemność ludziom, którzy bawili się razem z nimi. Śpiewał, krzyczał, tańczył, dokuczał swoim kolegom; dzisiaj był wyjątkowo szczęśliwy. Braun domyślał się, że było to za sprawą nadchodzącego terminu porodu jego żony. Oblizał wargi i jeszcze raz spojrzał na swojego pierwszego podopiecznego. 
- Stary, Violetta zabije was oboje, jeżeli on nie przyjedzie na salę porodową.- kiwnął głową w stronę danego chłopaka. 
- Znasz wszystkie jego solówki w piosence?- zapytał uważnie, a on zdezorientowany lekko przytaknął. Brunet natychmiastowo podszedł do przyjaciela i pociągnął go za nadgarstek na scenę. Justin na początku opierał się, jednak kiedy tylko przekroczył próg sceny, zaczął wygłupiać się prawie tak samo jak jego koledzy po fachu. 
Obydwoje podeszli do ukochanego Violetty, jednak to Scooter zbliżył się do jego ucha, kiedy on przestał śpiewać. 
- Wiesz, nie chcę ci przeszkadzać, ale twoja żona zaczyna rodzić. 
Chłopak spojrzał przestraszony na swojego menadżera, a następnie wepchnął mu mikrofon do ręki i zbiegł ze sceny. Brunet natychmiastowo podał przedmiot Justinowi, który pośpiesznie wyjaśnił fanom sytuacje, po czym zaczął bawić się z resztą zespołu. 
Braun biegł za zdenerwowanym chłopakiem. Gdy tylko dogonił go, położył ręce na jego ramionach i delikatnie potrząsnął nim. 
- Stary, uspokój się.- mówił na tyle głośno, by móc do niego dostrzec.- Jeżeli będziesz panikował jak panienka, to nigdzie szybko nie dotrzemy. 
Ten tylko zmrużył powieki, prawie tak jakby chciał zabić starszego mężczyznę. 

- Przepraszam bardzo, gdzie znajdziemy...- zaczął Scooter, który podbiegł do starszej pani. 
- Panienkę Violettę?- zapytała, patrząc na męża dziewczyny.- Zabrali ją właśnie na porodówkę. Pan- wskazała palcem na chłopaka, który przyjechał razem ze Scooter'em.- pójdzie za mną. Dziewczyna mówiła, że chce, by pan z nią był.
Chłopak skinął, oblizując usta. Udał się za lekarką, a ta bez słowa prowadziła go korytarzami, które wydawały się nie mieć końca. Liczył do dziesięciu, próbując się uspokoić. Myśl, że jego ukochana leżała na sali porodowej wywoływała u niego dreszcze. Tym samym cieszył się, iż na świat przyjedzie jego potomek; syn, którego kochał już od samego poczęcia.
W końcu zatrzymali się przy dwuskrzydłowych drzwiach. Kobieta jedną ręką otworzyła drzwi, a drugą wskazała drogę do jego ukochanej. Podziękował skinięciem głowy, a następnie powoli ruszył we wskazanym kierunku. Jego serce biło coraz mocniej z każdym postawionym krokiem, a kiedy znalazł się w danym miejscu, na chwilę mu stanęło. Widział swoją ukochaną leżącą na stole, wokół której kręcili się lekarze. Ten widok sprawił, iż zaczął panikować; nigdy nie widział porodu, dlatego nie wiedział co się działo. 
- To twoja dziewczyna?- usłyszał czyiś głos obok siebie, a przestraszony podskoczył.
- Tak.- wychrypiał, a zaraz po tym odchrząknął.- I moje dziecko.- uśmiechnął się szeroko.- Ale byłem na koncercie i nie zdążyłem na początek- skrzywił się.- a wiem że to dla niej bardzo ważne. 
- Dla wszystkich kobiet to ważne.- zaśmiał się cicho, a następnie pchnął go dalej, tak że przekroczył próg pomieszczenia. Okazało się, że mężczyzna był lekarzem wspomagającym poród. Kazał chłopakowi stanąć obok blondynki. Zrobił tak jak mu kazano, przy okazji łapiąc Violettę za dłoń. Ta uścisnęła ją dwa razy mocniej niż zwykle, kiedy się bała. 
- Co tak długo?- jęknęła starając się nie krzyczeć. To jednak było silniejsze od niej i krzyk sam wydobył się z gardła. 
Coś ścisnęło chłopaka za serce; jego ukochana krzyczała z bólu, a on nie miał zielonego pojęcia jak mógł jej pomóc.
- Proszę oddychać głęboko.- usłyszeli poradę lekarza przyjmującego poród. 
Dziewczyna starała się wykonywać wszystkie polecenia jakie usłyszała, ale nie zawsze jej to wychodziło. Zacisnęła mocno powieki, biorąc głębokie wdechy. Chłopak pochylił się nad swoją dziewczyną i subtelnie musnął jej czoło. 
- Będzie dobrze kochanie, dasz radę.
Posłała w jego stronę uśmiech, który niemalże natychmiastowo zamienił się w grymas. 
- Z następnym dzieckiem będzie lepiej.- zaśmiał się pod nosem, nie zdając sobie sprawy z tego, że tym tylko drażnił Violettę. 
Blondynka chwyciła chłopaka za krawat, tak że był zmuszony prawie że położyć się na niej.
- Okej, zgadzam się na drugie dziecko.- zacisnęła zęby, próbując ponownie nie krzyknąć.- O ile sam je sobie urodzisz!- tym razem wykrzyknęła, a za tym pojawiła się seria krzyków z bólu. 
- Już powoli widzę główkę, nie panikujcie.- uspokajał ich lekarz.
Kolejny raz musnął wargami czoło Violetty, czując rosnące podniecenie. Już za kilka minut mógł zobaczyć swojego syna. 
Zaledwie pół godziny później, Violetta odetchnęła głośno, a lekarze pokazali im dziecko. Jedna z pielęgniarek podeszła do nich uśmiechnięta i położyła dłoń na ramieniu zdenerwowanego chłopaka. Od razu kiedy zobaczył ich wspólne dziecko, szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. 
- Jak chcecie go państwo nazwać?- spytała pielęgniarka. 
- Może Ben?- zaśmiała się Violetta
- Ben Sykes?- oblizał subtelnie wargi, po czym uśmiechnął się szeroko.- Tak więc oświadczam ci Benie, że ty i twoja mama będziecie moim oczkiem w głowie.- musnął opuszkami palców mały nosek swojego syna. 
- Kocham cię Nathan.- powiedziała Violetta, ponownie przyciągając do siebie za krawat Nathana. 
- Ja ciebie też.- mruknął, a następnie złączył ich wargi razem. 
Parę minut później jedne pielęgniarki zabrały dziecko na badania, a drugie zawiozły do sali zmęczoną już Violettę. 
Szatyn wyszedł z porodówki i z ogromnym uśmiechem kierował się do wyjścia. Na korytarzu zastał swoich przyjaciół, którzy niemalże zasypiali na sobie. Kiedy tylko dziewczyny ujrzały Sykes'a, natychmiastowo do niego podbiegły. 
- Chłopczyk czy dziewczynka?- zapytała podekscytowana Florence. 
- Chłopczyk.- odpowiedział wciąż nie wierząc w to, co wydarzyło się parę minut temu. 

- Lissa, przestań biegać po pokoju.- poprosił wykończony Nathan, który wykładał jedzenie na talerze. Spodobała mu się rola kucharza. 
Dziewczynka licząca sześć latek podeszła do swojego taty i wystawiła ręce, jakby chciała powiedzieć, że chciała go przytulić. Sykes zaśmiał się, odstawił wszystko co aktualnie trzymał i uniósł swoją ukochaną córkę do góry. Nie minęła chwila, a obok nich pojawiła się zazdrosna siostra bliźniaczka. 
- A mnie nie kochasz tatusiu?- spytała smutnym tonem. 
Szatyn odstawił jedną z dziewczynek z powrotem na ziemię i uklęknął, by mógł spojrzeć im w oczy. 
- Oczywiście, że cię kocham.- mówiąc to, lekko ucałował ją w policzek.- Obydwie jesteście moimi aniołkami. 
- A Ben?- zapytała Lissa. 
Mężczyzna uniósł głowę, spoglądając na ośmiolatka, który zajmował się kolorowaniem. W chwili kiedy usłyszał swoje imię, odłożył kredki na bok i również podszedł do swojego taty. 
- Ja jestem ulubieńcem tatusia!- rzucił się w ramiona Nathana, a ten podniósł go do góry i okręcił wokół własnej osi, co wywołało śmiech u malca. 
- Wszyscy jesteście moimi ulubionymi dziećmi.- powiedział ze śmiechem. 
Niedługo po tym usłyszeli trzaśniecie drzwiami, po czym Violetta poinformowała wszystkim, iż wróciła. Podeszła najpierw do swoich dzieci, które ucałowała w policzek, a następnie złapała swojego męża za kołnierz jasnoniebieskiej koszuli i subtelnie musnęła jego usta.
- Już za dwa tygodnie wujek Max się żeni.- powiedziała, patrząc na swoje pociechy.- Chcecie iść, czy raczej zostajecie w domu? 
- Będzie Rose?- chłopczyk poprawił swoją bluzkę, próbując wyglądać spokojnie. 
Nathan zaśmiał się pod nosem, obejmując swoją żonę w talii. 
- Nasz syn chyba zakochuje się w najmłodszej córce Sivy i Nareeshy.- zaśmiał się. 
- Oczywiście, że będzie.- odpowiedziała mu, ignorując poprzednio wypowiedziane zdanie Nathana.- Neville od wujka Jay'a i Florence też będzie. Właściwie będą wszyscy, nawet Maximilian od cioci Kelsey.- uśmiechnęła się łagodnie. 
- W takim razie chcemy jechać!- wykrzyknęli niemalże równocześnie. 
Kobieta zaśmiała się, jednocześnie odsuwając się od swojego męża. Chwyciła go za rękę i niepewnie zagryzła wargę. Miała swojej rodzinie coś ważnego do powiedzenia, ale nie wiedziała jak mogli to przyjąć. 
- Słuchajcie, mam dla was jeszcze jedną wiadomość.- zaczęła, spoglądając na wszystkich po kolei.- Pamiętacie, jak mówiliście mi, że chcecie brata?- spytała, a dzieci energicznie skinęły głową. Nathan za to spojrzał nieco zdziwiony na Violettę.- No to Ben...-zaczęła niepewnie.- Niedługo ty i tata nie będziecie jedynymi mężczyznami w tym domu.- uśmiechnęła się, a chłopczyk krzyknął głośne 'kocham cię mamo', a następnie mocno przytulił blondynkę.- A ty, no cóż...- odwróciła się w stronę szatyna, kiedy tylko ich synek razem z dziewczynkami wrócili do zabawy. Złapała mężczyznę za kołnierz koszuli i przyciągnęła lekko do siebie.- Ty zostaniesz tatusiem po raz czwarty. 
- Och, niezły jestem w te klocki.- zaśmiał się, a następnie złączył ich usta w namiętnym pocałunku. 
- Tylko obiecaj mi jedno.- oderwała się od niego, mrużąc powieki.- Obiecaj, że na ten poród się nie spóźnisz.- zaśmiała się. 
- Ej, to nie moja wina, że zachciewa ci się rodzić zawsze kiedy jestem na koncercie.- skrzywił się, ale zaraz po tym wybuchnął śmiechem.- Ale obiecuję, że wszystko poprzestawiam z chłopakami tak, żebym miał dwa tygodnie wolnego w czasie kiedy będziesz miała termin.- musnął wargami jej czoło.- Bo nigdy nie wiadomo kiedy zachce ci się urodzić. 
- Wszystko zwal na mnie, oczywiście.- mruknęła, a zaraz po tym uniosła się na palcach.- Kocham cię. 
- Ja was też.- uśmiechnął się i kolejny raz zatopił się w ustach Violetty.

The End. 


______________________________________

Jak suodko. 
To teraz opiszę Wam rodziny bohaterów, żeby nie było niejasności co do epilogu (od najstarszego do najmłodszego) : 
Nathan & Violetta- syn Ben, bliźniaczki; Lissa i Laura, kolejny syn, który jest, że tak powiem w drodze,
Jay & Florence- syn Neville,
Nareesha & Siva- córka Emily oraz córka Rose. 
Tom & Kelsey- syn Max oraz córka Violetta.
Max & Cher (z którą brał ślub najpóźniej)- córka Jade

W razie niejasności, dotyczących epilogu, pytajcie- chętnie odpowiem. ;) 

.Tak więc dobrnęliśmy do końca opowiadania! Cieszycie się? Pewnie tak. 
Nie ukrywam, że mam nadzieję, iż chociaż trochę Wam się podobało, jednak widziałam, że większe zainteresowanie wzbudziło moje poprzednie opowiadanie, te o Jade i Nathanie, niż to. Cieszę się jednak, że Ci co czytali dobrnęli aż tu, do epilogu! Wiecie co? Kocham Was. ♥ 
Dziękuję za ponad 9 000 wyświetleń i ponad 300 komentarzy (nieco mniej niż na poprzednim, ale i tak wielkie dzięki ♥ ) Zawsze pisałam podziękowania dla każdego z osobna, ale tym razem tego nie zrobię; mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Robię wszystko, żeby tylko tym razem się szczególnie nie rozpisać, a powiedziałam już to co najważniejsze!
Gdyby ktoś pytał o kolejne (o ile takowe powstaną) opowiadania, to wszystkiego możecie dowiedzieć się z mojego Twittera @luvmyben.
Jeżeli jesteśmy już przy tym temacie; prowadzę nowego bloga, ale nie wiem czy go nie usunę (proszę nie krzyczeć), bo nie wiem czy warto. Wydaje mi się to już bezsensu i chyba pójdę na "emeryturę" ;)
Przypominam również, że przywróciłam poprzedniego bloga, na którym również pojawił się epilog!
*taka tam reklama*
Teraz czekam na szczere opinie, na temat tego, zakończonego już, opowiadania oraz na temat epilogu!


proszę, żeby wszyscy ci, którzy przeczytali, skomentowali. chciałabym wiedzieć, ile osób czytało. możecie napisać nawet "czytałam/em", proszę, to dla mnie ważne.

*

linki:


sobota, 15 czerwca 2013

45- Czy ty, Violetto Braun, chcesz poślubić oto tego Leona Blanco?

Violetta stała przed ogromnym lustrem, co chwilę nerwowo wygładzając dłonią materiał sukni. Cieszyła się, że już za parę godzin powie 'tak' chłopakowi, którego kochała. Zagryzła delikatnie wargę, spoglądając na zegar. 
Zostały jej trzy godziny do ślubu, a ona była już gotowa. 
Usiadła na kanapie, chwytając do ręki swój stary telefon. Walczyła sama ze sobą, zanim weszła w galerię zdjęć. Na co drugim zdjęciu znajdowała się razem z Nathanem. Wtedy wszystkie wspomnienia powróciły; to, jak ją całował, przytulał czy dotykał, zarówno jak wszystkie jego złożone obietnice, które starał się spełnić do samego końca. 
Była jedna obietnica, która dotyczyła bezpośrednio niej. Zacisnęła mocno powieki, przypominając sobie dokładnie każdy szczegół z tamtego dnia.
- A co jeżeli nas ze sobą skłóci?- zapytała ledwie słyszalnie, wtulona w Sykes'a.
- Nie skłóci.- odpowiedział, ale dziewczyna nie chciała odpuścić mu tego pytania. Westchnął i zaczął mówić.-  Jeżeli już do tego dojdzie, że zerwiemy i znajdziemy sobie kogoś innego, będę miał do ciebie prośbę.- powiedział, a ona odsunęła się lekko, żeby móc na niego spojrzeć.- Pamiętaj o mnie zawsze. Bo ja o tobie nigdy nie zapomnę. Jesteś jedyną dziewczyną, na widok której moje serce przyśpiesza, a w brzuchu czuję motylki, jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi.- uniósł brew do góry, widząc cień uśmiechu na twarzy Violetty.- Jeżeli, o zgrozo, miałabyś stanąć przed ołtarzem z kimś innym niż ze mną...Przyjdź tu. Po prostu przyjdź do naszej altany i przemyśl to wszystko. Nie mówię, że masz od razu zrywać ze swoim przyszłym narzeczonym, nie.- zaprzeczył szybko, a w jego oczach wzbierały łzy. Bolało go to, co właśnie mówił, bo nie chciał, by kiedykolwiek ziściło się to. Nie zamierzał widzieć swojej ukochanej, która wychodziła za mąż za kogoś innego niż on.- Chcę, żebyś usiadła właśnie tu, w tym miejscu, w którym siedzimy teraz i przypomniała sobie wszystkie spędzone chwile razem. To, że byłem twoim wielbicielem, nasz pierwszy pocałunek, to jak chowaliśmy się przed Scooter'em...Pamiętaj, że cię kochałem i kochać będę, niezależnie co się stanie. 
- Naprawdę chcesz ze mną zerwać?- spytała. 
Na jej twarzy zawitał łagodny uśmiech, pomimo łez, które powoli spływały po jej policzku. Nathan otarł kciukiem słone łzy dziewczyny, a następnie delikatnie musnął jej malinowe wargi. 
- To jest ostatnia rzecz, którą chciałbym uczynić. 
Łzy leciały ciurkiem po bladym policzku dziewczyny. Nienawidziła siebie za to, że uciekła i zostawiła Nathana samego. Swoim zachowaniem tylko sprowokowała Dionne, dała jej niepowtarzalną szansę na to, żeby mogła 'wziąć' sobie jej ukochanego. Otarła łzy wierzchem dłoni, a następnie zadzwoniła po taksówkę. 
Zamierzała dotrzymać słowa, które dała Nathanowi. 
Kiedy czarny pojazd pojawił się pod blokiem Violetty, blondynka od razu zbiegła na dół. Nie dbała nawet o to, że za parę minut u niej w mieszkaniu mieli pojawić się jej rodzice, razem z Florence; liczyło się tylko to, żeby dotrzeć do altany. 
Podróż nie zabrała jej dużo czasu. Grzecznie podziękowała i zapłaciła siwemu mężczyźnie, po czym pośpiesznie wyszła z auta. Tym razem wolnym krokiem kierowała się danym kierunku. Bała się, że spotka Nathana, chociaż jej serce przyśpieszyło bicia na samą taką myśl. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że nadal pragnęła tego chłopaka; przecież niedługo miała wyjść za mąż za Leona. 
Chwyciła rąbki sukienki i oblizała wargi podążając do przodu. Kiedy przedarła się przez lasek, do jej uszu dobiegły dźwięki pianina, a to sprawiło, że stanęła w miejscu. 
On tutaj jest
Rozum podpowiadał jej, by zawrócić, ale coś innego kazało iść dalej. Szła jakby była marionetką, jakby nie potrafiła zapanować nad własnymi nogami, a z każdym kolejnym krokiem podniecenie wypełniało całe jej ciało. 
W końcu ujrzała go; siedział skupiony przy fortepianie i grał nieznaną jej melodię. Jak na złość ubrany był w garnitur, a Violetta zawsze uważała, że w takim stroju wyglądał najseksowniej. Nie zwracał uwagę na otaczający go świat, wyglądał nawet tak jakby płakał. 
Blondynka niepewnie wkroczyła do środka, a szatyn od razu poderwał głowę, gdy usłyszał stukot obcasów o posadzkę. Energicznie wstał z miejsca, widząc Violettę w sukni ślubnej. Coś ukuło go w sercu; nie była tak ubrana ze względu na ich ślub, tylko ze względu na jej i Leona. 
- Nie powinnaś być teraz na swoim ślubie?- wychrypiał, próbując ukryć fakt, że łzy próbowały uwolnić się z oczu. 
- Nie.- uśmiechnęła się lekko.- Obiecałam ci przecież, że przed ślubem przyjdę tutaj i wszystko przemyślę. 
Na ustach Sykes'a pojawił się niemrawy uśmiech. Cieszył się, że pamiętała, ale jednocześnie było mu przykro z tego powodu, że do takiej sytuacji musiało dojść. Gdyby to za kilka godzin miała wyjść właśnie za niego, nie musiałaby przychodzić do altany, jak to wcześniej mu obiecała. Z powrotem usiadł na swoim miejscu, a Violetta podążyła w jego ślady. 
Intuicyjnie zabrała jego rękę z klawiatury i splotła ze sobą ich palce. Potrzebowała jego dotyku, żeby zdecydować, za kogo chciała wyjść. 
- A ty?- zapytała, a on spojrzał na nią zdziwiony.- Nie powinieneś właśnie żenić się z Dionne? 
Spuścił głowę, wpatrując się w ich splecione dłonie. Delikatnie zataczał kciukiem kręgi na skórze dziewczyny, nie będąc pewny jak to wszystko miał ubrać w słowa. 
- Nie mogłem ożenić się z kimś, kogo nie kochałem.- powiedział nadal nie patrząc na dziewczynę.- Ale jednocześnie nie mogę ożenić się z kimś, kogo kocham.- dopiero teraz odważył się spojrzeć na blondynkę. 
- Dlaczego?
- Bo ona wychodzi za kogoś innego.- wzruszył ramionami, nie odrywając wzroku od niebieskich tęczówek Violetty. 
Braun westchnęła, przejeżdżając lekko kciukiem po dolnej wardze Nathana. Chłopak uśmiechnął się, a ona oblizała wargi, przysuwając się bliżej. W momencie w którym musnęła usta szatyna, wplątała swoją dłoń w jego gęste, ciemne włosy, bawiła się jego kosmykami, jak to zawsze lubiła robić. Nathan łapczywie pogłębiał pocałunki; tego właśnie mu brakowało. 
Kiedy Violetta oderwała swoje wargi od warg Sykes'a, mocno wtuliła się w niego. Wiedziała, że tym samym dawała mu nadzieję na to, że nie wyjdzie za Leona, ale ona już postanowiła. 
- Przepraszam, Nath.- pokręciła głową, a łzy wzbierały w jej oczach.- Pojedziesz ze mną na mój ślub?
W tym momencie świat Nathana legł w gruzach. Gdzieś tam w nim tlił się promyczek nadziei na to, że dziewczyna do niego wróci. Zgasł on równie szybko jak się pojawił.
- Pewnie że tak.- wychrypiał, a w odpowiedzi dostał uśmiech, w którym zakochał się od pierwszego wejrzenia.
Coraz większy tłum pojawiał się w kościele, a zdenerwowany Leon rozglądał się dookoła. Nigdzie nie widział swojej narzeczonej, a doszła do niego informacja, iż dziewczyna jeszcze się nie zjawiła. Był zupełnym przeciwieństwem swojej siostry, która spokojnie siedziała na ławce z przodu. Ona cieszyła się z tego powodu, że Violetta nie przyszła. Miała nadzieję, że spotkała Nathana, który zdołał przekonać ją do powrotu do siebie. 
- Jeżeli panna młoda nie zjawi się tu za dziesięć minut, to przykro mi, ale kończymy.- szeptał ksiądz do pana młodego.- Przepraszam, ale mamy dzisiaj jeszcze inne dwa śluby. Ten nie może trwać wieczność. 
Blanco przewrócił oczami, nerwowo zagryzając wnętrze policzka. Żołądek ściskał mu się ze strachu; Violetta prawdopodobnie zrezygnowała z ich ślubu. Nie zdziwiłby się, bo widział jaka przygnębiona ostatnio chodziła. Domyślał się, że myślała o Nathanie, bo Florence powiedziała, że ten przypadkowo oświadczył się Dionne. Był zły za to na swoją siostrę, bo ta za wszelką cenę próbowała zniszczyć mu ślub. Mimo że tłumaczyła, że to wszystko dla ich dobra, to i tak nie mógł uwierzyć w to, że jego własna, rodzona siostra robiła mu coś takiego. 
- Chyba jednak nie przyjdzie.- szepnęła zadowolona do Jay'a. 
Chłopak ścisnął rękę swojej ukochanej, akurat w chwili, kiedy zabrzmiały dzwony a wszyscy obecni wstali. 
- Chyba wykrakałaś. 
Odwróciła się w stronę wejścia do kościoła i ujrzała dobrze znaną jej dziewczynę, w długiej, białej sukni i welonem na jej upiętych blond włosach. Mocno chwyciła rękaw McGuiness'a, kiedy za nią ujrzała jeszcze Nathana, który smutnym wzrokiem odprowadzał Violettę pod ołtarz. Zignorowała wszystkich gości, którzy patrzyli na nią jak na idiotkę i szybkim krokiem podeszła do swojego przyjaciela, stojącego z tyłu sali. 
- Dlaczego ty stoisz tu, a Violetta przed ołtarzem z moim bratem?- niemalże warknęła. 
Twarz Sykes'a nie wyrażała żadnych emocji; jedynie w oczach można było zobaczyć czysty smutek i ból. Chłopak oblizał swoje suche wargi, odchrząknął i dopiero wtedy zaczął mówić. 
- Pocałowała mnie, ale powiedziała, że chce wyjść za Leona.- wzruszył ramionami.- Przecież do niczego jej nie zmuszę.- przetarł powoli łzawiące oczy. 
Violetta odwróciła się w stronę swoich przyjaciół. Kiedy tylko zobaczyła jak Nathan ocierał łzy z policzków, serce pękło jej na milion kawałków. 
Już nie wiedziała czy robiła dobrze. 
- Violetto.- usłyszała szept, a następnie odchrząknięcie. 
Natychmiastowo poderwała głowę w kierunku swojego narzeczonego, który przypatrywał jej się z wyczekiwaniem. 
- Pytałem, czy ty, Violetto Braun, chcesz poślubić oto tego Leona Blanco.- powtórzył cierpliwie ksiądz. 
- Ja...- zaczęła niepewnie.- Um...
Zdenerwowana Florence podeszła bliżej do ołtarza, a w jej ślady podążył zdezorientowany Sykes. Kiedy tylko Jay zauważył, że Flo zamierzała się w to wmieszać, natychmiastowo podszedł do niej i chwycił na ręce, stawiając ponownie w ławce. 
- Puść mnie.- warknęła do chłopaka. Gdy zrobił to o co prosiła, zwróciła się w stronę swojej przyjaciółki.- Serio chcesz zrobić coś, czego będziesz żałowała do końca życia?- skrzyżowała ręce na piersi. 
Braun przegryzła wargę, zerkając na Nathana. 
- Kochasz mnie?- spytał cicho. 
Violetta spojrzała przepraszająco na Blanco, po czym z powrotem wróciła wzrokiem do Sykes'a. 
- Tak.- odpowiedziała bez wahania. 
W tym momencie to Leon rozchylił wargi ze zdziwienia. Spojrzał na swoją siostrę, a ta tylko wzruszyła ramionami mówiąc bezgłośnie "A nie mówiłam?'. Nathan podszedł do swojej ukochanej i łapiąc ją za dłoń, sprowadził z ołtarza na dół. Przyłożył jej rękę do lewej strony klatki piersiowej, a dziewczyna lekko ścisnęła jego białą koszulę, nie wiedząc co powinna robić. 
- Czujesz to?- spytał prawie szeptem, a ona kiwnęła głową.- Czujesz jak szybko bije? Wiesz przez kogo? Przez ciebie. To dzięki tobie, Violetto. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. 
- Nie mów tak, Nath- mówiła, a głos jej drżał.- właśnie wychodzę za mąż.
Mimo słów, które miały go odepchnąć, on przysunął się jeszcze bliżej. Założył wystający kosmyk włosów za ucho i delikatnie przejechał opuszkami palców po jej bladym policzku. Ich usta dzielił zaledwie oddech. 
- Najpierw mnie pocałuj, a później powiedz z kim chcesz być. 
Słyszała gdzieś za sobą słowa Leona, który niosły ze sobą zdanie nie rób tego, ale ona nie posłuchała go, zaplątała swoje palce na karku szatyna i wpiła się w wargi Sykes'a. Czuła jak Nathan się uśmiechał. Śmiało mogła stwierdzić, że był to jej najlepszy pocałunek w całym życiu. Przy Nathanie czuła się wyjątkowa, czuła się naprawdę kochana. A co najważniejsze; nienawidziła się za to, że go zostawiła. 
- Nie mogę.- energicznie odsunęła się. 
Na twarzy chłopaka malowało się zdziwienie i niezrozumienie. Doskonale wiedział, że ten pocałunek nie był zwykłym pocałunkiem, dlatego nie zrozumiał dlaczego tak nagle się odsunęła. 
- Co chcesz przez to powiedzieć?- spytała przestraszona Florence. Czasami wydawało jej się, że jej bardziej zależało na tym, żeby Violetta wróciła do Nathana, niż im obojgu razem wziętych. 
- Czyli że wyjdziesz za mnie?- zapytał Leon z nutką nadziei w głosie. 
Blondynka zwróciła w jego stronę, a następnie powoli podeszła do niego. Chwyciła go za rękę i delikatnie pocałowała w policzek. Brytyjczyk mimowolnie zamknął powieki, ale kiedy z powrotem je otworzył, ujrzał smutną Violettę. 
- Nie wyjdę za żadnego z was, przepraszam.- powiedziała i wybiegła z kościoła. 

_____________________________________

AHAHAHAHAHAH.
NIE CHCIELIŚCIE, ŻEBY VIOLETTA WYCHODZIŁA ZA LEONA, TO NIE WYSZŁA. 
ALE NATHAN TEŻ JEJ NIE PASOWAŁ. 
CÓŻ, MOŻE Kiniaaaa:* MA RACJĘ I VIOLETTA BĘDZIE Z NIALL'EM?
ALBO Z JUSTINEM?
A MOŻE Z MAX'EM, BO PRZECIEŻ JESZCZE ON JEST WOLNY. 
SŁABE SZANSE NA TO, ŻEBY WRÓCIŁA DO NATH'A. 
PRZEPRASZAM.
:C

DO JUTRA. <3

piątek, 14 czerwca 2013

44- W cuda nie wierzę.

Budzik zaczął głośno dzwonić, tym samym wybudzając Nathana ze snu. Chłopak uniósł swoją ciężką głowę do góry i rozejrzał się po pomieszczeniu. W pokoju nie zauważył Dionne. Na poduszce obok niego leżała jedynie żółta, samoprzylepna karteczka. Jęknął przeciągle i niechętnie ją chwycił.
 
" Kochany Nathanie. 
Jak dobrze wiesz, już za niecałe 24h staniemy na ślubnym kobiercu, mówiąc sobie uroczyste 'tak'. Niestety, nie zobaczysz mnie przez cały dzisiejszy dzień; to podobno przynosi pecha. Tak więc zobaczymy się dopiero jutro w kościele. 
Kocham Cię. 
Dionne. "
Sykes zgniótł karteczkę w dłoni, rzucając ją gdzieś przed siebie. Nie mógł uwierzyć w to, że za parę godzin miał wziąć ślub z kimś innym, niż z Violettą. Chociaż minął rok od ich rozstania, nadal nie przestał jej kochać. Tak jak mówiła Florence; prawdopodobnie Braun była tą jego 'drugą połówką'. Już od paru dni miał wymyślony plan, by jednak nie brać ślubu z Bromfield, teraz tylko musiał iść do jego realizatora. 
Niechętnie wstał, zaścielił łóżko, a następnie ruszył do łazienki, żeby odświeżyć się i ubrać w coś stosownego. Od paru dni myślał o tym samym. Zastanawiał się, dlaczego Violetta przyjęła oświadczyny Leona. Chciał dowiedzieć się również kiedy ten ślub miał nastąpić, jednak Flo nie chciała niczego mu powiedzieć. Domyślał że, było to niedługo. 
Nie wiedział, że data ślubu Violetty była taka sama jak jego. Dziewczyna miała być oficjalnie mężatką za parę godzin, podobnie jak on. 
Kiedy już ubrał się i wyszykował, wyszedł ze swojego mieszkania, szybko wbiegając piętro wyżej, do swojego przyjaciela. Stanął przed jego drzwiami, odchrząknął, a następnie nacisnął dzwonek. Zdenerwowany tupał nogą w miejscu. Rozmawiał z Max'em już wcześniej na ten temat, jednak bał się, że chłopak zmienił zdanie. Miał do tego całkowite prawo, ale to oznaczałoby koniec dla Nathana. Nie byłoby już odwrotu, a on nie mógłby ponownie zacząć spotykać się ze swoją ukochaną; Violettą.
Max przetarł zaspane oczy i powolnym krokiem ruszył do wejścia. Wyjrzał przez wizjer, a kiedy zauważył swojego przyjaciela lekko spanikował. Kochał go jak brata, ale nie był pewien czy będzie w stanie zrobić to, o co szatyn wcześniej go poprosił. 
Szarpnął za klamkę, tym samym uchylając drzwi Sykes'owi. Nathan od razu wypuścił powietrze z ust, przy okazji próbując się uśmiechnąć, co wychodziło mu raczej marnie. George usunął się na bok, by młodszy przyjaciel mógł wejść do środka. 
- Już się zastanowiłeś?- spytał, przechodząc przez cały salon. Mimo że Max ruchem dłoni poprosił go by usiadł, on dalej stał w miejscu. Był za bardzo zdenerwowany, żeby siadać. 
- Tak- odpowiedział, lekko przytakując.- ale nie wiem, czy będę w stanie to zrobić.- wzruszył ramionami.- Nie przywykłem do ranienia dziewczyn, Nath. 
- Nie masz jej ranić.- skrzywił się, w duchu przyznając przyjacielowi rację. 
Jego plan był badziewny, mógł nim tylko skrzywdzić niewinną Dionne. Teraz zaczynał żałować, a sumienia zżerało go od środka. 
- Myślisz że cię nie kocha?- spytał cicho, a zdziwiony Sykes uniósł głowę, patrząc na Max'a. 
- Nie wiem.- tym razem to od drygnął ramionami.- Wiem, że raz na pewno mnie zdradziła. Wtedy na ślubie Jay'a i Florence. 
- I nic z tym nie zrobiłeś?- oczy chłopaka rozszerzyły się do rozmiaru pięciozłotówki. 
Szatyn pokręcił głową, delikatnie przegryzając wargę. Nikt nie wiedział o tym, że 'pocałował' Violettę, więc praktycznie również zdradził swoją obecną dziewczyną. Nic go nie usprawiedliwiało. 
- A co miałem zrobić?- zrezygnowany opadł na kanapę.- Chwycić ją za włosy i siłą wyciągnąć z pokoju? Dziękuję, nie. 
- Nie jesteś wystarczająco dobry w tych sprawach?- spytał, zabawnie poruszając brwiami. Chciał rozluźnić atmosferę, ale Nathan zacisnął wargi w wąską linię, marszcząc przy okazji brwi. 
- Zacznijmy od tego, że miała okazję wylądować ze mną w łóżku może ze trzy razy. Kiedy byłem pijany.- podparł głowę rękoma, nie wierząc w to co mówił. 
Dionne praktycznie była jego dziewczyną, a on nie pozwalał jej zbliżać się do siebie. Zupełnie odwrotna sprawa była z Violettą; nawet nie zaczęli ze sobą być, a doszło do zbliżenia ekstremalnego. 
- Czyli to poniekąd twoja wina- wskazał palcem na załamanego szatyna.- bo to ty ją zaniedbywałeś. 
- Nie pomagasz mi, wiesz?- skrzywił się. 
George westchnął, jeszcze raz analizując wszystkie argumenty za i przeciw. 
Pragnął pomóc Nathanowi, bo widział jak cierpiał w tym toksycznym związku, w którym prawie w ogóle nie było miłości, ale z drugiej strony nie chciał ranić Bromfield. Mimo że jej nie lubił, to żadna dziewczyna nie zasługiwała na takie traktowanie, nie ważne kim była. Energicznie podniósł się z miejsca, pogrzebał chwilę w szafce obok kanapy i wyciągnął z niej paczkę papierosów. Uniósł jedną brew, podsuwając białe papierosy Nathanowi pod nos. Chłopak skinął i wyciągnął jednego. Razem wyszli na balkon, gdzie Max je podpalił.
Nikotyna działała kojąco na ich nerwy, a teraz właśnie tego potrzebowali. 
- Myślisz, że twoja matka cię nie znienawidzi po tym jak odwołasz wesele?- zapytał, wypuszczając z ust idealne kółeczko. 
- Jeżeli będę miał powód to nie- wypuścił dym, uważnie przypatrując się, jak się ulatniał.- jeżeli zerwę z Dionne, bo uznam, że wolę poślubić Violettę; przestanie się do mnie odzywać do końca życia. 
- Masz przejebane.- podsumował Max. 
Sykes odpowiedział śmiechem, zgniatając niedopałek na ziemi. 
Dobrze o tym wiedział i bez Max'a. Ta świadomość tylko dołowa go bardziej. 
- Czasami chciałbym porwać Violettę i gdzieś z nią uciec. Nie wiem, chociażby na Alaskę. Byleby z dala od mojej mamy, która nie pozwala nam ze sobą być. 
- Skoro tak, to dlaczego po prostu nie odwołasz ślubu? 
- Bo kocham swoją mamę, Max. Bez względu na to co mi zrobiła. W końcu jest moją matką.- wzruszył ramionami.- Ale chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że z roku na rok będę kochał ją coraz mniej, za to, że zmusiła mnie do ślubu z kimś, kogo nie kochałem. 
- Może zdołasz jeszcze pokochać Dionne? 
- W cuda nie wierzę.- po tych słowach okręcił się i z powrotem wrócił do salonu. Chwycił swoją bluzę pozostawioną na kanapie i ruszył w kierunku drzwi.- Idę mentalnie przygotować się do najgorszego dnia w swoim życiu. 
- Czekaj!- krzyknął intuicyjnie, doganiając swojego przyjaciela. Nie chciał być na jego miejscu, dlatego wbrew wszystkim zasadom, postanowił mu pomóc.- Zrobię to.- powiedział szybko, nie mając czasu na odwrót.
Chłopak odstawił czwartą, już pustą szklankę po whiskey i zaczął niespokojnie rozglądać się dookoła. Zamierzał zapić swoje wyrzuty sumienia. Poza tym, musiał wyglądać na pijanego, by Dionne przyjęła jego propozycję. 
Kiedy zauważył Mulatkę wchodzącą do hotelu na przeciwko baru, w którym siedział, chwycił swoją kurtkę i pośpiesznie wyszedł na zewnątrz. Szedł za dziewczyną, aż do windy. Bromfield nie zauważyła go. Nacisnęła guzik od windy, i stukając obcasem czekała, aż zjedzie na dół. W pewnym momencie poczuła czyjeś ręce na talii i gorący oddech na szyi. Zaśmiała się krótko, a po jej ciele przeszły dreszcze. 
- Nath kochanie, mówiłam ci, że zobaczymy się na ślubie.
Odwróciła się pewna tego, że za nią stał Sykes, jednak pomyliła się. Ujrzała uśmiechniętego Max'a. Rozchyliła wargi ze zdumienia, nie wiedząc co powinna odpowiedzieć. 
- Jeśli chcesz, to dla ciebie mogę być nawet Nathanem.- mrugnął do niej, a policzki brunetki zalały się rumieńcem.
Kolejny raz położył dłonie na biodrach Dionne, a ustami delikatnie muskał jej szyję. Mimowolnie odchyliła głowę do tyłu, ale kiedy zobaczyła kamerę w rogu pomieszczenia, położyła otwarte dłonie na torsie chłopaka, odpychając go od siebie.
- Jutro biorę ślub z twoim przyjacielem, to nieetyczne. 
Max nie pozwolił dziewczynie zdjąć rąk ze swojego torsu. Zjeżdżał nimi niżej, a twarz Brytyjki robiła się coraz bardziej czerwona. Czuła się mniej więcej tak, jakby siedziała w saunie. 
Z transu wybudził ją dźwięk sygnalizujący, iż winda już zjechała. Pośpiesznie odwróciła się, wchodząc do środka, a Max postąpił w jej ślady. 
Mimo że wyrzuty sumienia ponownie zżerały go od środka, objął dziewczynę ramieniem, a swoim nosem ponownie wodził wzdłuż jej szyi.
- Tutaj nikt nas nie widzi.- wyszeptał. 
- Chcesz mnie wyruchać?- pytała zdezorientowana.- Na dodatek w windzie? 
- Możemy iść do twojego pokoju jeśli chcesz.- wymruczał dziewczynie do ucha, po czym złączył ich usta w pocałunku. 
Dionne próbowała się wypierać, ale gorące usta przyjaciela jej narzeczonego podniecały ją na tyle mocno, że nie była w stanie zrobić niczego innego, niż tylko poddać się chwili. Czuła, jak ręka Max'a wędrowała po jej udzie wzwyż, aż delikatnie podwinął rąbek sukienki, a kciukiem przejechał po kobiecości Mulatki. Dziewczyna głośno jęknęła, przypadkowo wgryzając się w wargę George'a. 
Ten jeden ruch wystarczył, by Bromfield była już jego do końca wieczoru.
Ranek powoli budził się do życia, a zdenerwowany Nathan krzątał się po swoim mieszkaniu. Nie miał żadnych wieści od Max'a, nie wiedział czy wszystko poszło zgodnie z planem. Równocześnie wiedział, że miał coraz mniej czasu, żeby przerwać ślub Violetty z Leonem. Tak jak mówiła Florence; nie mógł na to pozwolić. 
Nie miał co ze sobą zrobić, dlatego przebrał się w swój ślubny garnitur. Chciał wyglądać tak, jakby rzeczywiście zależało mu na tym ślubie. Jednak jeżeli Max'owi nie udałoby się uwieść Dionne, a on nie miałby twardego dowodu na jej zdradę, straciłby swoją ukochaną na zawszę i byłby zmuszony wziąć Bromfield za żonę. 
Kiedy chciał wyjść z mieszkania, rozległ się dźwięk dzwonka. Zdziwiony podszedł do drzwi i delikatnie uchylił je. Przed sobą ujrzał złą Flo. Oblizał wargi, a następnie odchrząknął. Nie zdążył jednak niczego powiedzieć, ponieważ blondynka wyprzedziła go. 
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że Violetta wychodzi za mąż za 6 godzin? 
- Tak.- skinął głową.- I co w związku z tym? 
Rozchyliła zdziwiona usta. Była pewna, że Nathan będzie próbował odzyskać jej przyjaciółkę. Chciała coś powiedzieć, ale za każdym razem zaciskała wargi. W końcu po paru próbach wyraziła swoją frustrację. 
- Dobra. Rób co chcesz, pozwól swojej ukochanej wyjść za kogoś, kogo zupełnie nie kocha.- wzruszyła ramionami.- Zrobiłam dla was wystarczająco dużo.
- Spokojnie, nie denerwuj się.- Sykes położył dłonie na ramionach Florence.- Oddychaj głęboko. 
- Jak mam, kurwa, oddychać głęboko, skoro wy wszyscy macie w dupie to, co do was mówię?!- wykrzyknęła zła. 
Spanikowany szatyn wciągnął zdenerwowaną dziewczyną do swojego mieszkania. Dobrze wiedział, że ta nie powinna się denerwować; w końcu była w trzecim miesiącu ciąży. 
Posadził przyjaciółkę na kanapie, a sam pobiegł do kuchni po wodę dla niej. 
- Najpierw muszę odwołać swój ślub, a uwierz mi, jestem temu bliski. Cierpliwości, uda mi się. 
Florence oblizała suche usta, a następnie przechwyciła szklankę postawioną przez Nathana. 
- Chcesz mi powiedzieć, że zrywasz z Dionne na rzecz Violetty?- upewniała się, a chłopak skinął. W jednej sekundzie cała złość wyparowała z blondynki. Energicznie wstała i mocno wyściskała przyjaciela.- Kocham cię za to!
Szatyn zaśmiał się krótko, a chwilę później odsunął się od Flo. 
- Właśnie jadę przyłapać Dionne na zdradzie, jedziesz ze mną?- spytał, a dziewczyna skinęła głową.
Od razu, kiedy przyjaciele weszli do jednego z najdroższych hoteli w Londynie, podbiegła do nich starsza pani. Nathan znał ją doskonale; była to matka jego narzeczonej. Na jej twarzy malowało się przerażenie, co tylko usatysfakcjonowało chłopaka. Mógł przepuszczać, że jego plan powiódł się w stu procentach. 
Kobieta bez słowa złapała Sykes'a za ramiona i pchnęła lekko do tyłu. Chciała porozmawiać z nim na osobności. 
- Może przejdziesz się ze swoją przyszłą mamą na kawę, hm?- zaproponowała, ręką wygładzając marynarkę chłopaka.- Do twarzy ci w tym garniturze, moje córka ma szczęście, że będziesz jej mężem.- uśmiechnęła się, próbując tym samym ukryć złość, która w niej buzowała oraz strach. 
Szatyn zaśmiał się, cofając się o krok. Tym samym kobieta musiała go puścić. 
- Nie dziękuję.- posłał jej uroczy uśmiech, który miał zawiadamiać o tym, iż cieszył się, że ślub miał się prawdopodobnie nie odbyć.- Pozwoli pani, że udam się teraz do mojej przyszłej żony.- wyminął kobietę, ale ta ponownie chwyciła go za dłoń. 
- Nie!- wykrzyknęła pośpiesznie.- Nie możesz zobaczyć jej teraz w sukni ślubnej, to przynosi pecha.
Uniósł brwi do góry, w myślach wymyślając jakąś wymówkę, by uwolnić się od matki Dionne. Dziękował Bogu, kiedy podeszła do nich roześmiana Florence, z gazetą w dłoni. Patrząc z wyższością na panią Bromfield, wręczyła pismo chłopakowi. Nathan domyślał się, co mógł tam zastać i nie mylił się; na pierwszej stronie widniało zdjęcie jego narzeczonej, która poddawała się pieszczotom Max'a. Uśmiechnął się zadowolony pod nosem, pokazując fotografię zdziwionej kobiecie. 
- Ja bym się na pani miejscu nie cieszył, że mam taką córkę.- mrugnął do niej, a następnie chwycił Florence i razem weszli na piętro, gdzie znajdował się pokój Dionne. Sykes kroczył przed siebie pewnym krokiem. Lekko zdziwił się, że ani trochę nie zabolała go fotografia, na której jego dziewczyna, z którą był ponad rok, całowała kogoś innego. Ale wytłumaczenie było jasne; miłość do Violetty przyćmiła wszystko inne. 
Szarpnął klamką, a drzwi ustąpiły mu. Już na wejściu zobaczył nagą Bromfield, która gorączkowo szukała swojej sukni ślubnej. W łóżku cały czas leżał nagi Max, który tylko udawał, że spał. 
- Nathan?- spytała zdziwiona, zakrywając się szlafrokiem.- Co ty tu robisz?- zmierzyła go wzrokiem, czując że zaczynała się rumienić. 
- Odwiedzam moją byłą narzeczoną.- uśmiechnął się chytrze, podkreślając przedostatnie słowo.  
W tym momencie George odetchnął i wstał ze swojego miejsca. Chwycił wszystkie swoje rzeczy, przebrał się i stanął obok swoich przyjaciół. 
- Wiedziałem, że lubiłaś przyprawiać mi rogi.- zmarszczył nos.- Ślub odwołany. 

czwartek, 13 czerwca 2013

43- Co się stało to się nie odstanie.

Florence przeglądała którąś z kolei suknię ślubną. Co chwilę zerkała w stronę swojej przyjaciółki, która z uśmiechem na ustach stała zaledwie dwa metry dalej, przeglądając jeszcze inne kroje sukien. Mimo że widziała radość w jej oczach, to była prawie pewna, że Violetta naprawdę nie kochała Leona. 
- Wiesz, że ślub to nie jest takie byle co?- Flo kolejny raz zaczęła ten sam temat. 
Braun wywróciła oczami zirytowana. Kochała swoją przyjaciółkę, ale miała dosyć tego, że co chwilę wmawiała jej to, co tak naprawdę czuła do swojego narzeczonego. 
- Wiem.- odparła z uśmiechem, delikatnie przegryzając wargę. Myślami wróciła do najważniejszego wieczoru jej życia.
 
- Wyjdziesz za mnie?- zapytał, a w jego oczach panował strach. 
Violetta przegryzła wargę, nie wiedząc co powinna odpowiedzieć. Nie chciała ranić ani jego, ani siebie. Wiedziała jakie obowiązki spadną na nich, kiedy się pobiorą. To już nie będzie łatwy związek; będzie on polegał nie tylko na miłości, ale również na wyrzeczeniach. W szczególności kiedy chcieliby mieć dzieci, a Braun chciała mieć przynajmniej dwójkę. 
- Jeśli nie chcesz, to po prostu powiedz.- powiedział ze smutkiem, powoli żałując tego, że o to zapytał. 
Dziewczyna energicznie potrząsnęła głową, obdarzając chłopaka jednym ze swoich najlepszych uśmiechów. 
- Po prostu jestem w szoku.
- Zrozumiem, jeżeli nie będziesz chciała.- odparł zrezygnowany, wstając z klęczek.
- Nie powiedziałam nie.- wydusiła z siebie jak naburmuszone dziecko. 
- Ale również nie powiedziałaś tak.- wzruszył ramionami. 
Violetta spojrzała na niego z ukosa, a następnie chwyciła kołnierz od jego białej koszuli i delikatnie przyciągnęła chłopaka do siebie. 
- Zgadzam się, rozumiesz?- powiedziała, a on odchylił wargi w zdumieniu. Był prawie pewny, że odmówi.- Wyjdę za ciebie, Leon. 
Chłopak uśmiechnął się promiennie, a już chwilę później złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Szatyn zaprowadził ich do stolika, na którym rozłożone było jedzenie, jednak oni jedzeniem zainteresowani byli najmniej. Kiedy tylko Blanco wygodnie usadowił się na miejscu, Violetta usiadła na nim okrakiem, budząc w nim jeszcze większe podniecenie. podniecenie. Wplątała swoje palce w jego ciemne włosy i z każdą sekundą starała się, by pocałunek był jeszcze bardziej namiętny niż poprzednio. 
- Zarezerwowałem nam pokój, jeśli chcesz teraz.- powiedział, gdy zjechał swoimi gorącymi wargami do szyi dziewczyny. Chwilę się nią zajął, co wywołało malinki na skórze Violetty. 
- Pewnie że chcę.- zaśmiała się.- Ale na razie bez dzieci.- spojrzała Leonowi prosto w oczy. Chłopak właśnie oblizał usta, czekając na więcej słodkich pocałunków od jego narzeczonej.- Możemy zacząć je planować dopiero po ślubie.- po tym zdaniu kolejny raz pocałowali się, a następnie zeszli do swojego apartamentu. 

- Kocham go, Flo, zrozum.-mówiąc to, wyjęła jedną ze sukien, która wpadła w jej gust.- Piękna prawda? 
Nie wyróżniała się z tłumu; zwykła, biała, długa suknia bez szczególnych urozmaiceń. Od bioder opadała kaskadami, a w talii miała przewiązaną czerwoną wstążeczkę. To była suknia jej marzeń, mimo że nie była szczególnie niezwykła. 
- Na ślub z Leonem; nie. Na ślub z Nathanem; idealna.- powiedziała, krzyżując ręce na piersi. 
- Daj już spokój.- kolejny raz wywróciła oczami.- Nathan i ja to przeszłość, nie zmienisz tego.- pokręciła głową, jakby sama próbowała przekonać się do tego. 
Wyminęła swoją przyjaciółkę i poszła przymierzyć suknię. Nie mogła poradzić sobie sama z zawiązaniem gorsetu, dlatego Florence była zmuszona jej pomóc. 
- Moglibyście spróbować jeszcze raz. 
- Ale on ma Dionne.- rzekła nieco ostrzejszym tonem, niż zamierzała.- A ja mam Leona.- dodała ciszej. 
Tym razem to starsza blondynka przekręciła oczami. Była pewna swojego zdania i nie zamierzała dopuścić do ślubu Violetty i Leona. Wiedziała, że para jeszcze będzie jej za to dziękować. 
-Wiesz o tym, że on wcale nie chciał oświadczyć się Dionne?- spytała tonem podobnym do szeptu. 
Braun energicznie odwróciła się w stronę przyjaciółki, nie do końca rozumiejąc sens wypowiedzianego przez nią zdania. 
- Przecież to zrobił.- mówiła zdezorientowana. 
Blondynka potrząsnęła głową, zaczynając wyjaśnienia. 

Nathan siedział na łóżku, a w dłoni obracał pierścionkiem zaręczynowym swojej babci. Doskonale pamiętał jej słowa, kiedy mu go dawała; 
Podaruj go tej osobie, którą będziesz kochał najbardziej na świecie, przy której będziesz chciał budzić się każdego ranka. Podaruj go wtedy, kiedy będziesz stu procentowo pewny, że już nigdy nie chcesz tej osoby stracić. Jeżeli przyjmie twoją propozycję; to znaczy, że znalazłeś miłość swojego życia. Jeżeli nie, to...cóż, albo to nie była odpowiednia chwila, albo odpowiednia osoba. Wiesz co jeszcze ci powiem? Kiedy tylko spojrzysz na ten pierścionek i mimowolnie pomyślisz o jednej osobie, dzięki której twoje serce bije szybciej, to wiadomo, że to jest to.
Na jego ustach wykwitł delikatny uśmiech. Osobą opisywaną przez jego babcię w żadnym wypadku nie była Dionne. Wszystkie kryteria spełniała tylko jedna osoba; Violetta. 
Właśnie ta Violetta, którą próbował z początku znienawidzić, o którą starał się równie mocno i dzięki której zmienił się na lepsze. Za każdym razem kiedy myślał, że teraz to Leon mógł dotykać i ją i całować w taki sposób, w jaki on to robił, jego serce pękało na milion kawałeczków. Nie wierzył w to, że dał odejść miłości swojego życia. 
W pewnym momencie usłyszał trzaśnięcie drzwi i zanim zdążył schować pierścionek do pudełka, w pokoju pojawiła się Dionne. Stanęła zszokowana w przejściu, ale z każdą kolejną sekundą uśmiech na jej ustach rósł. Nathan nie wiedział o co chodziło, jednak później miał nieprzyjemną okazję dowiedzieć się. 
- Kochanie, oczywiście że za ciebie wyjdę!- krzyknęła, rzucając mu się na szyję. 

Violetta przetarła oczy, powstrzymując łzy. Nie wierzyła w to co właśnie usłyszała; Nathan naprawdę ją kochał, a oświadczyny z Dionne były zwykłym nieporozumieniem. 
- Mógł powiedzieć, odrzucić...-mówiła zszokowana, energicznie gestykulując. 
- Dobrze wiesz jaka jest jego matka.- pokręciła głową.- Bez względu na to, ile Dionne ma lat, przyjęła tą wiadomość tak entuzjastycznie jak jeszcze nigdy. Czy próbował się wykręcić? Jasne, że tak. I to nie raz, ale jego mama zawsze mówiła mu, żeby nie panikował.
- W końcu dopięła swego.- mówiła, nie dowierzając własnym słowom. 
- A wy nie powinniście się tak szybko poddawać.- położyła dłonie na ramionach swojej przyjaciółki.- Mam ci powtórzyć historię z tatuażem? Z prezentami? Z twoim wujkiem? Normalny facet poddałby się już dawno, gdyby nie mógł umawiać się z dziewczyną. Pomyślałby; tego kwiatu jest pół światu. A Nathan? Zrezygnował z ciebie? Zrezygnował z was?
- Nigdy.- powiedziała, oblizując swoje suche wargi. 
- Teraz już rozumiesz, dlaczego nie chcę, żebyś nie wychodziła za Leona? 
Violetta zacisnęła powieki, nie chcąc nawet słuchać swojej przyjaciółki.
Co się stało, to się nie odstanie.
- Ale ja nie mogę odwołać ślubu.- mówiła, chodząc w kółko po salonie.- Nie mogę odrzucić przyjętych już oświadczyn. Jeżeli raz już powiedziało się tak, to trzeba w tym wytrwać do końca. 
- Ale Leon zrozumie.- pośpiesznie wtrąciła.- On też widzi, że czujesz coś do Nathana. 
Blondynka przystanęła, uważnie przypatrując się Florence. Traciła już jakiekolwiek argumenty. Była zmuszona przyznać rację Flo chociaż po części. 
- Skoro to widzi, to dlaczego mi się oświadczył?
- Bo chciał zobaczyć, co mu odpowiesz?- wzruszyła ramionami.- Nie mam zielonego pojęcia Violetto, ale nie możesz zrobić czegoś, czego później masz żałować. Chcesz być nieszczęśliwa?
- To twój brat.- odsunęła się o krok, nie bardzo rozumiejąc tego, co działo się dookoła niej.- Sądzisz że nie będę z nim szczęśliwa?
Głęboko westchnęła. Sama zaczęła gubić się w tym wszystkim, ale jednego nadal była pewna; Violetta nie mogła wyjść za jej brata.
- Nie, Leon to wspaniały chłopak- przeczesała dłonią włosy.- ale nie sądzę, żeby był odpowiedni dla ciebie. Zrobił dla ciebie cokolwiek, co wywołało by u ciebie atak serca? Atak motylków? Czegokolwiek, co czułaś przy Nathanie? 
- Przestań już z tym Nathanem.- powiedziała, ruszając w kierunku przebieralni. Jedyne o czym marzyła, to o tym, żeby zdjąć tą suknie ślubną i swobodnie wypłakać się w poduszkę.- Nawarzyłam sobie piwa, to teraz sama muszę je wypić. Poślubię Leona, czy tego chcesz czy nie. 
_______________________________

Wiem, że krótki, ale przecież jutro nowy rozdział. 
No właśnie, co się stało już się nie odstanie, prawda? 
Violetta POWIEDZIAŁA tak Leonowi, a za parę miesięcy wychodzi ZA NIEGO. Podobnie jak Nathan z Dionne. 
Tak, nie zmienię już tego co napisałam, przykro mi. C:
Teraz tylko wyczekiwać jej ślubu i... kto wie, epilog? 
ODLICZAJCIE JUŻ DNI DO KOŃCA, KTÓRY NIEDŁUGO NASTĄPI!

do następnego. <3

wtorek, 11 czerwca 2013

42- Mogę zadać ci pytanie?

~ Kilka miesięcy później ~ 

Atmosfera zza kulisami robiła się nerwowa; support miał dokładnie dziesięć minut, żeby dotrzeć i dać show na scenie. Violetta chodziła w kółko, a z nerwów ściągała i zakładała pierścionek ze swojego palca. Parę razy podchodziła do Scooter'a i pytała kto był tym całym supportem, jednak nikt nie chciał jej niczego powiedzieć. Nerwowo przeczesywała dłonią włosy, zastanawiając się nad dzisiejszym wieczorem. Leon tego wieczoru zaprosił ją na niesamowitą randkę, przynajmniej on twierdził, że będzie ona niezapomniana. Zgodziła się; nie miała wyjścia, ale było coś, co nie dawało jej spokoju. Co chwilę przypominała sobie rozmowę z Florence, kiedy to dziewczyna powiedziała, że Blanco zamierzał poprosić ją o rękę. Nie była na to gotowa, dlatego zaczynała panikować, a fakt, że support powoli spóźniał się, powodował tylko większy strach. 
Justin szybko zauważył zakłopotanie na twarzy swojej przyjaciółki. Zaśmiał się pod nosem, złapał ją za ramiona i mocno do siebie przytulił. 
- Nie powinnam cię przytulać- zaśmiała się, nie odsuwając się od chłopaka.- mówiłam, że macie mnie wszyscy zostawić w spokoju, dopóki nie powiecie mi kto jest twoim dzisiejszym supportem. 
- Serio chcesz wiedzieć?- lekko odsunął się do blondynki, a jego spojrzenie przeszywało ją na wylot. 
Trzy słowa, które potrafią wywołać u mnie jeszcze większą panikę. 
Skinęła głową, ale zanim uzyskała odpowiedź od Biebera, usłyszała krzyk, który rozpoznała; była to Florence. 
Odwróciła się przestraszona i ujrzała to, czego się najbardziej obawiała; The Wanted wkroczyło na salę. Dodatkowo był tam ktoś, kogo widzieć tym bardziej nie chciała. 
Nim zdążyła otrząsnąć się z szoku, czyjeś ramiona objęły ją wokół talii, a ona usłyszała dźwięczny śmiech przy swoim uchu. 
- Boże, to straszne, jeżeli nie widzi się swojej przyjaciółki przez dobre cztery miesiące! 
Violettę było stać jedynie na uśmiech. Odsunęła się delikatnie od Flo, a wzrokiem ponownie powędrowała do obejmującej się pary. 
Nathan objął Dionne w pasie, jednocześnie rozmawiając ze Scooter'em. Widziała jak jej wujek próbował uśmiechać się i nie nawrzeszczeć na Nathana, za co była mu wdzięczna. Nie przelewał emocji z życia prywatnego, do życia służbowego. W pewnym momencie brunetka odwróciła się i zaatakowała usta Sykes'a. Wtedy Violetta mocno zacisnęła powieki, próbując głęboko oddychać. 
Nie dość, że zabrała mi chłopaka i całuje się z nim na moich oczach, to jeszcze miała czelność zjawić tu się razem z nim i psuć mi tak wspaniały wieczór. 
- Coś nie tak?- spytała blondynka, kładąc ręce na ramionach swojej przyjaciółki. 
- Nie.- zaśmiała się, kiedy zauważyła Leona, wchodzącego do sali. 
Przeprosiła Florence i podbiegła do swojego chłopaka. Wcale nie robiła Nathanowi na złość; naprawdę coś czuła do Blanco, tylko nie do końca wiedziała co to było. Szatyn objął jej twarz dłońmi, a następnie musnął lekko jej usta. Na więcej nie pozwoliła im jego siostra. 
- Wybacz ukochany braciszku- mówiła z nutką sarkazmu w głosie- ale Violetta nie jest tylko twoja. To także moja przyjaciółka i ja również chcę spędzić z nią trochę czasu, ponieważ nie widziałam się z nią od paru miesięcy, kiedy ty masz ją na co dzień.- skinęła, nie odrywając wzroku od rozbawionego Leona. Braun również nie kryła wielkiego uśmiechu na ustach.- Więc czy mogę dostąpić tego zaszczytu spędzenia czasu z twoją ukochaną dziewczyną?- zapytała w końcu, łapiąc dziewczynę za nadgarstek. 
- Oczywiście, że tak, ukochana siostrzyczko.- mrugnął w jej stronę i szybko pocałował Violettę. 
Brytyjka głośno zaśmiała się, idąc za swoją przyjaciółką. Przystanęły najbliżej sceny jak tylko mogły. Chociaż że Braun nie chciała oglądać występu The Wanted, to zrobiła to po to, by nie słuchać kazań na temat jej miłości do Nathana od Florence. Parę minut później chłopacy wbiegli na scenę. Oczywiście, Jay uprzednio zatrzymał się i musnął wargi Flo. Na ustach Violetty wykwitł uśmiech, ale kiedy tylko poczuła na sobie wzrok Sykes'a, odchrząknęła i od razu spoważniała. 
- Przeszkadzam wam, drogie panie?- między nimi stanął Justin, który objął dziewczyny ramieniem. 
- Jesteś dziewczyną?- spytała przyjaciółka Violetty, unosząc brew do góry. 
- Tak.- przytaknął z poważną miną, której wynikiem był wybuch śmiechu u najmłodszej w ich otoczeniu dziewczyny.- Z czego się śmiejesz? - spojrzał urażony na Braun. 
- Przepraszam, już nie będę Justine.- uniosła się na palcach, delikatnie muskając swoimi ustami policzek szatyna. 
- Dobra, dobra.- zaśmiał się.- Nie przeszkadzam wam dziewczynki.- poczochrał włosy dziewczynom i z jeszcze głośniejszym śmiechem pobiegł do Ryan'a.
- Zaprosił cię?- Flo szepnęła na ucho swojej przyjaciółce. 
Dziewczyna niepewnie przegryzła głowę, a następnie przytaknęła. 
- Co mu powiesz?
- A co mam mu odpowiedzieć?- wzruszyła ramionami. 
Musiały przerwać swoją rozmowę, ponieważ obok nich znalazła się uśmiechnięta Dionne. Było widać, że próbowała zaprzyjaźnić się z byłą dziewczyną swojego ukochanego, co tej drugiej niekoniecznie pasowało. Uśmiechnęła się do nich szeroko, a Florence wywróciła oczami. 
- Jak układa ci się z Leonem?
Jakby akurat cię to obchodziło
Wzięła głęboki wdech, próbując nie krzyknąć, na co miała wielką ochotę. Violetta zazwyczaj nie "ocieniała książki po okładce", ale teraz nie miała wyboru. Coś po prostu odciągało ją od tej dziewczyny, nie chciała mieć z nią nic wspólnego.
- Genialnie.- mruknęła.
- To dobrze.- na jej ustach powstał jeszcze większy uśmiech, a Braun zmarszczyła brwi ze zdziwienia. Dziwiła się, że kąciki jej ust jeszcze nie popękały.- Słyszałam, że chce ci się oświadczyć- klasnęła w dłonie. Florence całą siłą woli powstrzymywała się od wtrącenia swoich trzech groszy.- dlatego pomyślałam, że moglibyśmy wyprawić podwójne wesele!
- Podwójne co?- spytała zdezorientowana, a jej ręce opadły bezwładnie wzdłuż ciała.
Siostra Leona głośno odchrząknęła, zwracając na siebie uwagę Bromfield. Ta tylko lekceważąco machnęła ręką, chcąc kontynuować. Blondynka przeszkodziła jej w tym, stając tuż przed nią. 
- Nie słuchaj jej, Violetto.- uśmiechnęła się łagodnie. 
- Daj spokój.- warknęła Mulatka.- Chyba może się dowiedzieć o tym, że jej przyjaciel się żeni.
- Jaki przyjaciel?- pytała dalej zszokowana, patrząc na swoją zmieszaną przyjaciółkę.- Że niby Nathan?
- Tak!- wykrzyknęła podekscytowana Dionne.- Patrz jaki ładny pierścionek mi dał!- wystawiła swoją dłoń. Rzeczywiście, na serdecznym palcu widniał piękny, kryształowy pierścionek. 
Violetta oblizała suche usta, uspokajając oddech. Nie chciała wyglądać na zdenerwowaną, chociaż w rzeczywistości taka była. Chociaż może bardziej pasowało wyrażenie; wściekła. 
- To szczęścia.- wysiliła się na to, by brzmieć radośnie.- Kiedy to zrobił? 
- Jakieś cztery miesiące temu.- wzruszyła ramionami.- Krótko po ślubie Florence i Jay'a.- spojrzała na blondynkę, a ta kolejny raz przewróciła oczami. 
Gołym okiem było widać, że nie przepadała za nią.
- Po ślubie.- powtórzyła, spoglądając na przyjaciółkę. 
Flo chciała coś powiedzieć, ale Violetta była szybsza. Wyminęła obydwie dziewczyny i wyszła na świeże powietrze, przed klubem w którym Justin Bieber grał koncert.

Leon ściskał swoją dziewczynę za rękę, a ta wydawała się nieobecna. Po jej głowie wciąż krążyła jedna myśl; krótko po ich spotkaniu, Nathan oświadczył się Dionne. Ku jej zdziwieniu, łzy nawet nie zamierzały lecieć. Nie czuła się smutna, tylko trochę zawiedziona. 
Blanco za to miał coraz większe wątpliwości co do dzisiejszych oświadczyn. Z jednej strony pragnął oświadczyć się Violettcie, ale z drugiej bał się, że odrzuci jego propozycję i będzie próbowała wrócić do Nathana; a tego by nie zniósł. Kochał ją i z każdym kolejnym dniem coraz mocniej zdawał sobie z tego sprawę.
W końcu doszli pod wysoki, nowoczesny wieżowiec. Violetta nie miała siły, ani ochoty pytać po co ją tam zabrał; znała odpowiedź. Wiedziała, że zamierzał jej się oświadczyć, jednak ciekawość dlaczego akurat w tym miejscu, była ogromna. Bez zbędnych słów weszli do środka, a jasność pomieszczeń poraziła dziewczynę po oczach. Fakt, że była zmęczona i jedyne o co marzyła to łóżko, tylko potęgował niechęć do dzisiejszego dnia. Zmrużyła oczy, rozglądając się dookoła. Próbowała zapamiętać każdy najmniejszy szczegół, tak na wszelki wypadek. W końcu w Paryżu była pierwszy raz, nie to co Leon, najprawdopodobniej jej przyszły narzeczony.
Zaprowadził ich do winy i wcisnął guzik, który sygnalizował, że wjeżdżali na ostatnie piętro. Braun zdziwiła się tym faktem, ale nic nie powiedziała, tylko mocno wtuliła się w swojego chłopaka. Leon oparł się o ścianę i nawijał sobie na palec blond kosmyki Violetty. Gdy zauważył, że byli blisko celu, delikatnie ucałował ją w czoło. 
- Już prawie jesteśmy.- powiedział z lekką chrypką w głosie, którą Violetta tak bardzo uwielbiała. 
Przegryzła delikatnie wargę, po czym subtelnie oblizała je i pocałowała szatyna. Poprzez pocałunek próbowała wyprzeć Nathana z pamięci, co z każdą sekundą wychodziło jej coraz lepiej. 
W końcu Brytyjczyk uścisnął dłoń blondynki i zaprowadził na jeszcze jakieś schody. Pośpiesznie wytłumaczył, że musieli pokonać jeszcze tą przeszkodę, żeby dotrzeć do celu. Dziewczyna tylko lekko skinęła głową. Ufała mu, więc skoro mówił, że było warto, to na pewno tak było. 
Przed wejściem, kiedy już pokonali kilkanaście schodków, zasłonił dziewczynie oczy białą opaską. Delikatnie objął ją, chcąc bezpiecznie doprowadzić swoją ukochaną na miejsce, które wcześnie przyszykował. Dziewczyna poczuła, że ponownie znaleźli się na otwartej przestrzeni. Sygnalizował to wiatr, który co chwilę rozwiewał jej włosy. Zaśmiała się cicho, gdy Leon musnął ustami wrażliwą szyję, a następnie zdjął opaskę. 
Violetta z zachwytem chłonęła wszystko, co znajdowało się wokół niej. 
- Jest pięknie.- powiedziała, podchodząc do brzegu dachu. Było ono zaasekurowane dodatkową barierką, która sięgała ponad wysokości pępka, więc miała pewność, że nie wypadnie. Odwróciła się, mocno wtulając się w chłopaka.- Kocham cię. 
Najlepsze były widoki; zbliżała się dwudziesta trzecia, dlatego Paryż mienił się różnymi odcieniami światła, co tylko nadawało uroku czarnej otchłani nieba. Najcudowniejszym widokiem była wieża Eiffla. Cieszyła się, że nie zabrał ją na nią, tylko pozwolił jej cieszyć się tym widokiem z pewnej odległości.
- Ja ciebie też kocham.- odsunął się, by Braun mogła zobaczyć jego uśmiech i dwa dołeczki, które zawsze mu towarzyszyły. Violetta raz jeszcze zaśmiała się i złączyła ich wargi w naprawdę namiętnym pocałunku. 
Jednego była pewna; tym z pozoru niewinnym gestem zdobył jej serce w stu procentach. Już nie zamartwiała się Nathanem, tylko cieszyła się jego szczęściem z Dionne. 
W końcu ona również była szczęśliwa z kimś innym. 
Po krótkim czasie, Blanco oderwał się od blondynki, oblizując usta. Wciąż rozkoszował się smakiem, który pozostał na jego wargach. Violetta widziała w oczach Leona strach, niepewność oraz tą ogromną miłość, którą darzył dziewczynę. Obdarzyła go uśmiechem, by dodać mu otuchy. Wtedy chłopak westchnął, przymykając powieki. 
- Mogę zadać ci pytanie? 
Braun poczuła nieprzyjemny ścisk w żołądku. 
Pomimo tego, że była pewna swojej miłości do Leona, bała się tego, co miało zaraz nastąpić. Szatyn jakby wyczuł jej zawahanie i zrezygnowany spuścił głowę. 
- Oczywiście że tak, kochanie.- przejechała opuszkami palców po jego policzku.
- No dobra.- wypuścił powietrze z płuc, odsuwając się do tyłu. Violetta próbowała nie wyglądać na zdenerwowaną, ale nie wiedziała na ile procent jej się to udało. W końcu klęknął na jedno kolano, a z kieszeni spodni wyjął małe, ozdobne, czerwone pudełeczko. Niepewnie otworzył wieko, a w środku błyszczał złoty pierścionek, z niebieskim diamentem. Dobrze wiedział, że niebieski był jej ulubionym kolorem.- Wyjdziesz za mnie? 
Zagryzła wargę, niepewna temu, co miała mu odpowiedzieć.

_________________________

tak, tak wiem. nie lubicie takich zakończeń, ale ja je kocham. ta ciekawość, czy Violetta powiedziała "tak" Leonowi. :3 musicie poczekać do czwartku! 


+ COORAZ BLIŻEJ KOŃCA! 

+ znacie jakieś fajne książki, które mogłabym kupić w empiku?

niedziela, 9 czerwca 2013

41- Na zawsze to takie szerokie pojęcie.

Chłopacy stali przed kościołem, oczekując na trójkę przyjaciół. Od paru minut nie zamienili ze sobą ani jednego zdania, co Jay'a lekko irytowało. Wiedział, że Nathan rozmyślał nad dzisiejszym dniem, jednak chciał, żeby zaczął rozmawiać. Był pewien, że rozmowa w tej chwili pomogłaby chłopakowi najbardziej. 
-Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę Florence w sukni ślubnej.- powiedział, próbując rozpocząć rozmowę. 
-Tak- skinął wciąż zamyślony.-ja też.
W głowie Nathana wciąż kołatała się ta sama myśl; ta sama rozmowa sprzed kilku miesięcy. 

- Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć?- spytał cicho. 
Bał się odpowiedzi; bał się tego co Florence mogła mu powiedzieć. Już po jej minie widział, że nie było to nic dobrego. 
-Ale o co ci chodzi?- zapytała, spuszczając wzrok. 
- Dobrze wiesz o co.- mówił lekko podniesionym tonem.- O Violettę. Zamierzałaś całe życie ukrywać przede mną fakt, że twój brat umawia się z Violettą?
- Sama niedawno się o tym dowiedziałam.- wypuściła głośno powietrze z płuc. 
Chciała powiedzieć coś jeszcze, by uspokoić szatyna, ale ten natychmiastowo przerwał. 
- To dlaczego mi nie powiedziałaś? Wiesz jak się poczułem, kiedy w internecie znalazłem zdjęcie całującej się pary?- przestąpił z nogi na nogę, mając przed oczami daną fotografię.- I to nie była byle jaka para- pokręcił głową sfrustrowany.-tylko Violetta i Leon. To mnie zabolało. Powiedz mi jedno, czy ona kiedykolwiek mnie kochała?
Florence wstrzymała oddech nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć. Pytanie zadane przez Nathana uważała za bzdurę, przecież wszyscy doskonale znali odpowiedź.
- Nathan, przesadzasz.- przy blondynce znalazł się Jay. Objął swoją dziewczynę ramieniem, spoglądając na przyjaciela spode łba. 
-Nie rozmawiam z tobą. 
- Ale mówisz do mojej narzeczonej.- mówił nie odrywając wzroku od oczu Sykes'a.- Poza tym, jak śmiesz wątpić w to, że Violetta cię nie kochała? Gdyby tak było to po pierwsze nie uprawiałaby z tobą seksu i po drugie nie narażałaby się swojemu wujkowi. A zrobiła to, wiesz dlaczego? Bo cię kochała, kochała debilu. 
Speszony chłopak spuścił głowę, czując wzbierające łzy. 
- Ale ja ją nadal kocham. 

Szatyn przetarł oczy, nie chcąc by wypłynęła z nich ani jedna łza. Ostatnimi dniami czuł się okropnie; coraz częściej zbierało mu się na płacz, nie wytrzymywał presji gwiazdy, a to wszystko dlatego, że stracił osobę, która za każdym razem podtrzymywała go na duchu. 
- Na pewno przyjdzie z Leonem?- spytał, nawet nie patrząc na swojego przyjaciela. 
Jay uniósł głowę i dokładnie przyjrzał się Nathanowi; domyślał się, że gdyby tylko mógł, po prostu wyszedłby z kościoła. 
- Z tego co mi wiadomo to tak.- wzruszył ramionami, a kiedy zauważył jak Sykes ponownie przecierał dłonią twarz, klepnął go pocieszająco w ramię.- Ale może kiedy cię zauważy, przypomni sobie jak było wam dobrze i będzie chciała wrócić? 
Z gardła Nathana wydobył się śmiech, co zdezorientowało Loczka. 
- Obydwoje dobrze wiemy, że to się nie zdarzy. Poza tym, mam Dionne.- ostatnie zdanie wypowiedział z czystą obojętnością. McGuiness powoli zaczął myśleć, że Brytyjczyk żałował swojego wyboru.
Zanim zdążył zaprzeczyć bądź pocieszyć przyjaciela, przed nimi pojawił się uśmiechnięty Tom.
- Ona jest taka piękna!- powiedział, przyciskając prawą dłoń do lewej strony klatki piersiowej.- Skobieciała mi no.
Loczek zmarszczył brwi, lustrując najstarszego z nich wzrokiem.
- Jest w ogóle takie słowo? 
- Nawet jeśli nie, to co?- machnął lekceważąco dłonią.- Ważne, że jestem z niej dumny. Naprawdę wyrosła, a przy tym chłopaku cała promienieje. 
- Violetta już przyszła?- do dyskusji włączył się nagle zainteresowany Nathan. 
Tom oblizał wargi, a następnie wypuścił powietrze z płuc. Kompletnie zapomniał, że Florence zabroniła mówić o tym Nathanowi. 
- Nie.- podrapał się po karku.- Chodziło mi o Kelsey. Zresztą...Ty i tak masz Dionne, więc nie powinno cię to obchodzić.- wzruszył ramionami i rozejrzał się dookoła.-Tak właściwie to gdzie ona jest?
- Nie ma.- Sykes niemalże warknął.- I nie będzie.- po tych słowach okręcił się i ruszył do kościoła.
Coraz więcej osób zbierało się w środku; coraz mniej ławek pozostawało wolnych. Niektórzy stwierdzili, że wolą stać, dlatego też nawet przy ścianach było widać odświętnie ubranych ludzi. Jay nerwowo tupał nogą, wyczekując swojej ukochanej. Bał się, ale był zarazem podekscytowany. Zerkał na swojego przyjaciela, który wzrokiem przeszukiwał cały kościół, w poszukiwaniu tej jednej osoby; Violetty. W końcu spóźniona dziewczyna weszła do środka. Zobaczyła, że nie było już pustych miejsc, dlatego stanęła z tyłu. Prawie że natychmiastowo zauważyła podenerwowanego Jay'a, który wpatrywał się w nią. Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, by dodać mu otuchy. Chwilę później jej wzrok powędrował w bok, aż ujrzała Nathana. Serce dziewczyny na chwilę stanęło, a w brzuchu pojawiły się motyki. 
On tak bardzo seksownie wygląda w garniturze. 
- Ona jest taka piękna. 
Zdziwiony szatyn spojrzał na dwudziestolatka, a kiedy ten to zauważył, zająknął się. Nie miał pojęcia, że wypowiedział to na głos. 
- Chodziło mi o Florence.- wytłumaczył w chwili, gdy panna młoda wchodziła do środka.
Blondynka od razu obdarzyła uśmiechem swoją przyjaciółkę, a zarazem dziewczynę brata. Cieszyła się, że przyszła. Jednak brakowało jej jednego szczegółu; nie widziała obok niej Leona. Nie mogła cieszyć się zbyt długo, ponieważ szatyn chwilę później wbiegł do kościoła i pośpiesznie stanął za Violettą obejmując ją w pasie. Zaczął szeptać dziewczynie coś na ucho, po czym musnął wargami skórę pod uchem Braun. 
Nathan przymknął powieki, ale kiedy Tom, stojący obok niego, stuknął go w ramię, oprzytomniał. Wziął głęboki wdech, skupiając się całym sobą na ślubie swoich przyjaciół. 
Violetta i tak nigdy już nie będzie moja. 
Przez całą ceremonią próbował nie zawracać sobie głowy Violettą, ale co jakiś czas wymiękał i spoglądał w stronę swojej byłej dziewczyny, która znajdowała się w objęciach innego. To drażniło go najbardziej; jakiś obcy mężczyzna przytulał i całował jego ukochaną. 
Skarcił się w myślach, kiedy zorientował się, że nadal myślał o Violettcie. Chociaż kochał swoich przyjaciół, nie mógł doczekać się końca ceremonii. 
- Teraz możesz pocałować pannę młodą.
Szatyn odwrócił się bardziej w stronę Florence i Jay'a, którzy właśnie zaczęli pocałunek. Na ustach Sykes'a mimowolnie powstał uśmiech; według niego oni byli parą idealną. 
Kiedy wszyscy wyszli z kościoła, McGuiness podszedł do swojego przyjaciela i dyskretnie zaczął szeptać mu coś na ucho. 
- Było aż tak źle? 
Nathan przegryzł wnętrze policzka. Wyprostował się i odchrząknął, próbując wyglądać bardziej pewnym siebie. 
- Nie.- uśmiechnął się. 
Nawet nie wiesz jak bardzo.
 
Wesele rozkręcało się coraz bardziej z każdą kolejną mijającą minutą zabawy; być może było to wynikiem alkoholu, który od mniej więcej godziny lał się litrami. Jedyną zupełnie trzeźwą osobą w grupie męskiej był Jay. Nie chciał by Florence znowu była na niego zła, dlatego postanowił odpuścić. 
W pewnym momencie, do stolika pary młodej dosiadł się brat Flo; Leon. Dziewczyna uniosła brwi, patrząc na niego jakby był w tym momencie niechciany, na co chłopak odpowiedział śmiechem. 
- Ja tu do Jay'a.- skinął głową w kierunku szatyna. 
Zdziwiony McGuiness odłożył widelec i przyglądał się uważnie promieniejącemu Leonowi. Był lekko podchmielony, ale nie na tyle, żeby robić i gadać głupoty.
- Jak oświadczyłeś się mojej siostrze?
Jay odchrząknął, a jego, od tamtego wieczoru, żona zarumieniła się. 
- Normalnie.- oblizał wargi, przypominając sobie dany dzień.- Uklęknąłem i spytałem, czy za mnie wyjdzie. 
Leon nie zdążył nic odpowiedzieć, ponieważ do stolika dosiadła się jeszcze jedna osoba; ojciec rodzeństwa. Tym razem mężczyzna był o wiele bardziej upity, niż jego syn. 
- Rodzina nam się niedługo powiększy o jeszcze jedną osobę!- krzyknął.- Zdrowie Violetty! 
Chwycił pierwszą lepszą szklankę z brzegu, nalał do niej napoju wysokoprocentowego i upił łyka. Florence ze zdziwienia rozchyliła usta, nie rozumiała o co chodziło. 
- Jak to powiększy? Ktoś jest w ciąży?- pytała zdezorientowana. 
Mężczyzna poruszył brwiami w zabawny sposób, spoglądając na swojego syna. Wtedy blondynka zaczęła kojarzyć fakty. 
- Byłbym niesamowicie dumny, gdyby Violetta była moją córką, tak jak Jay od dzisiaj.- klepnął szatyna w ramię, po czym zaczął rozglądać się za przyjaciółką dziewczyny.- Leoś myślał nad oświadczynami dla Violi.
- O nie.- Flo natychmiast zaprzeczyła.- Po moim trupie. Nie pozwolę na to, żeby Leon oświadczył się Violettcie, rozumiecie? 
- Ale dlaczego?- zapytał Blanco. 
- Bo, hm. Nadal kocha Nathana?
W tym momencie to Leon wyglądał na zdziwionego. Kiedy ostatni raz pytał Violettę, czy jeszcze coś czuje do Sykes'a, zaprzeczyła. Ufał jej całkowicie, tak samo jak swojej siostrze, dlatego nie wiedział komu powinien uwierzyć. 
- Nie.- przerwał ostro.- Nie kocha jego, kocha mnie. To ze mną jest, prawda? 
- Z desperacji!- niemalże wykrzyknęła.- Była zła na to, że Nath jest z Dionne, dlatego zgodziła się być z tobą. Wszystko po to, żeby zrobić mu na złość.- zmrużyła oczy, spoglądając wrogo na swojego brata. 
Kochała go najbardziej na świecie, ale czuła, że nie mogła dopuścić do ślubu jego i Violetty; czuła, że to był jej obowiązek. 
- Jutro wylatujemy z powrotem do Los Angeles, nic nie zrobisz.- rzucił na koniec, po czym wstał i poszedł gdzieś w swoją stronę. 
Zdenerwowana Florence chwyciła swoją suknię, by łatwiej mogła wstać i szybkim krokiem przemierzała pomieszczenie, w poszukiwaniu swojej przyjaciółki. Musiała znaleźć ją szybciej niż Leon, bo wiedziała, że chłopak zmusiłby ją do wyjścia. Kiedy przechodziła przy oknie, zauważyła parę, która przykuła ich uwagę; był to Nathan i Violetta. Szatyn pochylał się nad blondynką, a ta zaplotła swoje palce na jego karku. Z uśmiechem przystanęła i wpatrywała się w to, co widziała.
Violetta siedziała sama na ławce przed lokalem, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie mogła znieść widoku Nathana podwalającego się do innych dziewczyn. Mimo że była dziewczyną Leona, śmiało mogła stwierdzić, że była zazdrosna o szatyna. Zdała sobie sprawę z tego, że naprawdę go kochała.
Głośno westchnęła, a chwilę później ktoś obok niej usiadł. Nie odwracała wzroku, było ciemno i tak nie ujrzałaby postaci. Rozpoznała tylko fakt, iż był to chłopak; obficie się wyperfumował. 
Prawie tak jak Nathan.
- Dlaczego siedzisz tu sama? 
Rozpoznała ten głos. Po jej ciele przeszły przyjemne ciarki, serce zabiło szybciej, a na ustach wykwitł uśmiech. Nie spodziewała się tego, że Sykes sam do niej podejdzie. 
- A z kim mam siedzieć?- odważyła się i spojrzała na niego, za co chłopak obdarzył ją uśmiechem. 
- Teraz już ze mną.- zaśmiał się, a po tym między nimi zapanowała cisza. Żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć.- To ten...Jak ci się układa z Leonem?- odchrząknął, mocno zagryzając wargę. 
Dziewczyna spuściła głowę, przełykając ślinę. 
Dobrze? Bardzo dobrze? A może fatalnie, bo Leon nie jest Tobą?, myślała.
- Może być.- tylko tyle była w stanie z siebie wydusić.- A z Dionne? Jest dobrą dziewczyną? 
Nie jest ani dobra w łóżku, ani w pocieszeniu...Jest straszna. 
- Tak.- kolejny raz obdarzył Violettę uśmiechem.- Myślę, że jest dobrą kandydatką na moją...dziewczynę. 
Violetta westchnęła; właśnie tego najbardziej się bała, chociaż dobrze wiedziała, że wepchnęła Nathana w ramiona Dionne równo z jej wyprowadzką do Stanów. Kochała go, dlatego chciała dla niego jak najlepiej. 
- Mam jedno, em...Niezręczne pytanie.- wypalił, zanim zdążył się powstrzymać. Już sekundę po wypowiedzianym zdaniu zaczął żałować. 
- Hm?- odwróciła się w jego stronę, a on delikatnie przejechał opuszkami palców po jej policzku, co natychmiastowo wywołało rumieniec. Przysunął się bliżej ust Violetty i mimo że głos ugrzęzł mu w gardle, postanowił zapytać. 
- Mogę cię pocałować?
Przejechała palcem wzdłuż jego szyi, a następnie splotła ze sobą dłonie na karku Nathana. Oblizała wargi, delikatnie kiwając głową, co Nathan oczywiście wziął za odpowiedź twierdzącą. 
Ich oddechy stały się coraz szybsze oraz gorętsze, ciała pragnęły siebie nawzajem, a oni stracili nad sobą panowanie. Jednak po pierwszym muśnięciu ustami, natychmiastowo odsunęli się od siebie. 
- Przepraszam.- powiedział szybko.- Nie powinniśmy, bo...
- Bo kogoś mamy.- odwróciła głowę w przeciwną stronę. 
Tak cholernie żałuję tego, że wyjechałam.
W ich głowach pojawiły się dwie postacie; Dionne i Leon. Nie chcieli zranić swoich partnerów, dlatego obydwoje nie byli w stanie pogłębić pocałunku, choćby bardzo tego pragnęli.
Usłyszeli westchnięcie i odwrócili się energicznie, zupełnie tak jakby popieścił ich prąd.
Przed nimi stała panna młoda we własnej postaci. Skrzyżowała ręce na piersi i spoglądała na parę spode łba. 
- Tylko nie mów nic Leonowi.- zaczęła błagać. 
- Nie zamierzałam nawet.- podeszła do nich, łapiąc ich za lewe nadgarstki. Uniosła je do góry, pokazując tatuaże z urodzin dziewczyny.- Pamiętacie jeszcze o tym? Obiecaliście sobie, że pozostaniecie razem już na zawsze. 
- Na zawsze to takie szerokie pojęcie.- oblizał usta, wyrywając swoją dłoń z uścisku blondynki.- Muszę iść do domu, przepraszam.- pocałował swoją przyjaciółkę w policzek i nawet nie oglądając się za Violettą, ruszył z powrotem do środka lokalu, w celu zamówienia taksówki. 
Florence skinęła głową na ławkę, na której poprzednio siedziała para. Usiadła jako pierwsza, a jej krokami podążyła zdezorientowana Braun.
- Kochasz go?- spytała, chwytając dłoń swojej przyjaciółki. Zauważyła, że ciągle spoglądała na tatuaż. 
- Kochałam.
Flo westchnęła, przytulając do siebie dziewczynę. Sama nie wyobrażała sobie siebie w ich sytuacji; była pewna, że nie wytrzymałaby w rozłące z Jay'em, a wiedziała, że Nathan i Violetta kochali się równie mocno. 
- Nie, nadal go kochasz- mówiła, nie poluźniając uścisku.- gdyby tak nie było, nie dałabyś mu się pocałować. Violetto, zrozum mnie. Jestem twoją przyjaciółką, chcę dla ciebie jak najlepiej- odsunęła się lekko, by mogła spojrzeć na Violettę.- Leon nie jest chłopakiem dla ciebie. 
- Nathan też nie. 
- Nathan wręcz przeciwnie.- zaprzeczyła pośpiesznie.- Wszyscy myśleliśmy, że cię nienawidzi, a on naprawdę cię kochał. Przez cały czas i ty o tym doskonale wiesz. Co poczułaś, kiedy zobaczyłaś go po raz pierwszy? Zapewne serce zaczęło ci bić szybciej, dłonie zaczęły się pocić a w brzuchu czułaś tysiące motylek za każdym razem, kiedy Nath spoglądał na ciebie. To samo miałam z Jay'em, dlatego uwierz mi; to miłość na całe życie. Wiesz, że Leon chce ci się oświadczyć?
W tym momencie Violetta poczuła nieprzyjemny ścisk w żołądku. Nie była gotowa na oświadczyny, nie od Leona. Zmuszona była przyznać rację swojej przyjaciółce; nadal kochała szatyna. Nie mogła zmuszać siebie do miłości. 
- Zastanowię się co do Leona i do ciebie później zadzwonię, okej?- uścisnęła dłoń przyjaciółki, a zaraz po tym ucałowała ją w polik, podobnie jak zrobił Nathan wcześniej.- Teraz idę go poszukać, żeby zawiózł mnie do domu. Baw się dobrze.