piątek, 31 maja 2013

34- To koniec.

Kropelki deszczu powoli spadały z nieba. Ludzie pośpiesznie wyjmowali swoje parasole z toreb i chowali się pod nimi, ale nie Violetta. Ona nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że padał deszcz, była za bardzo zamyślona. Nadal zastanawiała się nad słowami Nathana. Nie mogła uwierzyć w to, że naprawdę zastanawiał się nad Dionne. Po jej policzku spłynęła łza, która natychmiastowo wymieszała się z kropelkami spadającymi z góry. Zaciągnęła rękaw na dłoń i otarła nią policzek. Od jakiegoś momentu zaczęła kopać kamyk. Wiele ludzi pytało się o coś, lub po prostu zwracała jej uwagę, ale ona szła dalej, nie oglądając się za siebie. Nie była to kwestia złego wychowania; zamyśliła się i to dość poważnie. 
Gdzieś w oddali usłyszała krzyk, który jakby niósł ze sobą jej imię. Ożywiona uniosła głowę, ale nie odwróciła się. Nie wiedziała kto ją wołał, ani czy to na pewno chodziło o nią. Chwilę później poczuła czyjeś palce na swoim ramieniu. Okręciła się jak oparzona, a jej oczom ukazał się zmachany Niall. Próbował odzyskać oddech, jednocześnie uśmiechając się przyjaźnie w stronę przyjaciółki.
-Mogłaś...Poczekać...Żebym...Nie musiał...Biec.- wydyszał. 
Blondynka szczerze zaśmiała się i mocno przytuliła Irlandczyka. 
-Odejdź, jesteś cała mokra.- wybuchnął śmiechem, pokazując język Violettcie.
-To może pójdziemy do kawiarni?- zaproponowała.- Nie dość, że jestem mokra, to jeszcze mi zimno. 
Blondyn mrugnął i oddał dziewczynie parasol. Na początku wcale nie chciała go przyjąć, ale siłą wcisnął jej go do ręki. Cel do którego zmierzali, wcale nie znajdował się daleko. Do kawiarni dotarli w miarę szybko. Wchodząc do środka, rozejrzeli się przestraszeni dookoła. Prawie w ogóle nie było wolnych miejsc, ale nie było co się dziwić. W końcu była sobota, a na zewnątrz panowała prawdziwa, londyńska pogoda. Horan wypatrzył wolny dwuosobowy stolik z tyłu pomieszczenia i kazał Violettcie zająć tam miejsce, podczas gdy sam poszedł złożyć zamówienie do kasy. 
Braun skinęła głową i postąpiła według poleceń przyjaciela. Kiedy usiadła, jej telefon zaczął grać. Pośpiesznie wyjęła telefon z torebki i wpatrywała się w wyświetlacz, na którym było napisane "Nathan". Bała się odebrać. Bała się tego, że szatyn będzie chciał się z nią umówić tylko po to, żeby z nią zerwać. Odwróciła się i w oddali zauważyła wesołego Irlandczyka zmierzającego w jej stronę. Szybko schowała komórkę z powrotem i próbowała uśmiechnąć się przed nim przyjaźnie. 
-To powiesz mi co się stało, że spacerujesz sama w taką pogodę, kompletnie nie zwracając uwagi na to, co się dzieje wokół?- postawił przed nią kubek, jeszcze parującej herbaty.- Aż tak dobrze układa ci się z Nath'em?
Poderwała głowę i spojrzała na niego zdziwiona. 
-Mam to brać raczej sarkastycznie?- upewniała się. 
-A jak jest?- wzruszył ramionami.- Ostatni było dobrze, więc mam nadzieję, że wiele się nie zmieniło. 
Westchnęła, rozrywając saszetkę z cukrem. Trochę kryształków wyleciało, ale nie przejęła się tym, tylko dłonią przejechała po blacie, by spadły, a następnie wsypała biały proszek do napoju. 
-No to nie masz racji.- odpowiedziała smutno.-Mam nieodparte wrażenie, że nasz związek skończy się równie szybko jak się zaczął. 
Niall roześmiał się, ale zaraz po tym spoważniał. 
-Znaczy...-odchrząknął.-Wcale nie zaczęliście szybko.- uniósł brwi, chcąc, żeby dziewczyna dobrze go zrozumiała.-Musiało trochę minąć. 
Blondynka pokręciła głową, w duchu przyznając przyjacielowi rację. Aż tak szybko nie zaczęli ze sobą być, ale ona i tak wiedziała, że ten związek skończy się w najbliższej przyszłości. 
-Nie wiem co mam robić.- powiedziała po chwili ciszy.- Matka Nathana nadal mnie nie lubi, a on...On chyba też woli być z Dionne. 
-No wątpię.- wypalił szybko Horan.- Gdyby wolałby być z nią, nie byłby z tobą. 
Braun uniosła głowę i spojrzała w tęczówki przyjaciela. Jej oczy zaczęły robić się szklane, powstrzymywała się całą siłą woli, by nie wybuchnąć płaczem. Naprawdę kochała Nathana. 
-Dzisiaj słyszałam coś innego.- niemalże wyszeptała, a te słowa wprawiły Niall'a w osłupienie. Sykes zwierzał mu się i był prawie pewien, że sytuacja musiała wyglądać inaczej. Nie wierzył w to, że szatyn jej nie kochał.-Nie chcę, żeby on zerwał ze mną pierwszy.- wzięła głęboki wdech.-Więc to chyba ja zerwę z nim. Dam mu wolną rękę. Poza tym jego matka też się ucieszy.- skrzywiła się.
-Jesteś pewna, że chcesz zerwać z miłością swojego życia? 
-Ja już nie jestem niczego pewna, Niall.- wzruszyła ramionami.- Jestem kompletnie zdezorientowana. Jednego dnia mówi coś innego, a drugiego...Drugiego mówi swojej matce, że chyba woli Dionne.
Tym razem to Irlandczyk głośno wypuścił powietrze z ust. Kolejna rozmowa z Violettą dezorientowała go jeszcze bardziej. Już sam nie wiedział, co miał o tym myśleć. 
-Słuchaj...-zaczął ostrożnie, pochylając się.-Wiesz kto najlepiej doradzi ci w tej sprawie?- spytał, a ona pokręciła głową.-Serce. Ono jedyne zna całą prawdę. 
Chciała coś powiedzieć, ale zaraz zamknęła usta. Kochała Nathana i naprawdę chciała z nim być, ale bała się, że ją porzuci. 
-Zaufaj mu.- powiedział jeszcze. 

Violetta niepewnie zmierzała w kierunku mieszkania Sykes'a. Pragnęła porozmawiać z nim o sytuacji związanej z jego matką, ale miała wątpliwości. Nadal myślała, że szatyn postąpi tak, jak kazała mu kobieta, a tego by nie zniosła. Tuż przed wejściem do klatki schodowej, wpadł na nią Jay. Chłopak zmieszał się na jej widok, czego Braun nie przyjęła zbyt dobrze.
-Nie wiem, czy chcesz tam wchodzić.- skrzywił się.
-Dlaczego?- spytała przerażona. 
Loczek zaśmiał się i energicznie pokręcił głową. Domyślił się, że Violetta myślała o zdradzie. 
-Po prostu jego mama go odwiedziła. 
Dziewczyna skinęła głową i spuściła wzrok. 
Nie mogła ciągle chować głowy w piasek przed matką swojego ukochanego. Podziękowała Jay'owi, a następnie pchnęła drzwi i wbiegła do góry. Uniosła zaciśniętą pięść do góry i wtedy niepewność powróciła. Wzięła głęboki wdech, zacisnęła powieki i zapukała. 
Nie musiała długo czekać. Chwilę później otworzył jej uśmiechnięty Nathan. 
Chłopak również lekko zmieszał się, kiedy ujrzał przed sobą swoją dziewczyną. 
-Chciałam tylko z tobą pogadać.- powiedziała. 
Szatyn przegryzł wargę i obejrzał się za siebie. Zaciekawiona blondynka uniosła się delikatnie na palcach i wyjrzała przez jego ramię. To, co tam zobaczyła kompletnie zbiło ją z tropu. 
-Nathan, kotku!- krzyknęła brunetka.-Zamknij te drzwi i chodź tu!
Sykes miał ochotę odwrócić się i wyciągnąć Dionne z mieszkania. Spojrzał przerażony na dziewczynę przed sobą. Po jej policzku zaczęły spływać łzy. 
-Mówiłeś, że mnie kochasz...-mówiła cicho. 
-Bo kocham. 
-Nie kłam.- przerwała mu, ocierając policzek.- Mogłeś mi wcześniej powiedzieć, że wolisz Dionne. 
Zdezorientowany szatyn nie wiedział co odpowiedzieć. To wcale nie była jego wina, że Mulatka znalazła się u niego w mieszkaniu. Poza tym również nie wiedział, dlaczego Bromfield krzyknęła do niego coś takiego. 
-Wiesz co ci powiem?- spytała szeptem, a Nathanowi w tym momencie serce zaczęło bić szybciej. Wyczekiwał najgorszego.- To koniec. Zrywam z tobą, Nath. 
Świat Sykes'a właśnie legł w gruzach. Chciał pobiec za swoją ukochaną, zatrzymać ją, wszystko wytłumaczyć, ale nie zdążył. Blondynka energicznie odwróciła się i zbiegła na dół, a na klatce rozbrzmiał tylko krzyk niosący ze sobą jej imię. 
-I dobrze.- usłyszał głos swojej matki, która zatrzasnęła przed nim drzwi.- Teraz masz szansę być z Dionne.- powiedziała szeptem, kiwając głową w stronę uśmiechniętej brunetki. 
Przenosił wzrok to z Mulatki, to na matkę. Sam do końca nie wiedział co się właśnie stało. Kiedy dotarło do niego to, że Violetta zerwała z nim, łzy wezbrały w jego oczach. 
-Wyjdźcie.- odparł chłodnym tonem, otwierając, wcześniej zamknięte przez panią Sykes, drzwi. Kobiety były zdziwione, dlatego nie ruszyły się z miejsca.- Wynocha!- wrzasnął zdenerwowany.
__________________________________________
da buuuuuuuum. 
ten kto mnie zna powinien się domyślić, że spieprzę życie bohaterom. xd
POWIEM WAM, ŻE POWOLI ZBLIŻAMY SIĘ DO KOŃCA, CIESZCIE SIĘ.


środa, 29 maja 2013

33- Ona nie jest dla ciebie.

-Nienawidzę cię.- usłyszała spokojny, dobrze jej znany głos. 
Wyszła z salonu i przeszła po całej jego szerokości, aż doszła do jednych z pierwszych drzwi. Delikatnie uchyliła je i niepewnie weszła do środka. 
Szatyn siedział na łóżku i wbił swój wzrok w Violettę. Dziewczyna wstrzymała oddech. Wyglądał bardzo poważnie, jakby długo się nad czymś zastanawiał. Po krótkiej chwili, kiedy upewnił się, że dziewczyna była zdezorientowana, chwycił ich wspólne zdjęcie i po prostu przedarł na pół. W oczach blondynki pojawiły się łzy, na co Nathan zareagował śmiechem. 
-Głupiutka.- pokręcił głową z dezaprobatą.- Myślałaś, że naprawdę cię kochałem?- podniósł się z miejsca i okrążył drobną postać dziewczyny.-Myślałaś, że byłaś pierwszą dziewczyną, którą przyprowadziłem do altany?- pytał dalej, a ona mimowolnie skinęła głową. To spowodowało tylko jeszcze większy wybuch śmiechu ze strony chłopaka.- Oj, gdybym miał ci przytoczyć imiona ich wszystkich, musiałabyś usiąść i siedzieć tu do rana.- skrzywił się.- A nie chcemy, żebyś tu siedziała. 
-O co ci chodzi?- spytała ledwie słyszalnie. 
-Jestem Nathan Sykes, kotku.- uniósł brew, jakby to było oczywistą sprawą.- Ja mogę mieć wszystkie. 
-Mówiłeś, że mnie kochasz.- powiedziała już głośniej. 
Szatyn położył rękę po lewej stronie swojej klatki piersiowej, właśnie tam gdzie znajdowało się serce. 
-Uwierzyłaś mi? 
Spojrzała na niego spod zmrużonych powiek i głośno przełknęła ślinę. Nie wierzyła w to, co właśnie słyszała.
-Tak.- odpowiedziała chłodno. 
W pokoju kolejny raz rozbrzmiał dźwięczny śmiech Sykes'a. 
-Mówiłeś, że nawet twoja mama nas nie rozdzieli. 
Na te słowa spoważniał. Wolnym krokiem podszedł do niej i chwycił podbródek, unosząc go delikatnie do góry. Pochylił się nad nią, jakby zamierzał ją pocałować, czego oczywiście nie zrobił. 
-Moja matka miała być tylko pretekstem, żeby z tobą zerwać. Ale jesteś grzeczną dziewczynką, chyba zasługujesz na prawdę?- jego usta wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu. Mimowolnie położyła ręce na torsie chłopaka i odepchnęła go do tyłu, co lekko Nathana zszokowało.- Och, może nie aż taka grzeczna.- skrzywił się. 
-Daj mi spokój.- całą siłą woli powstrzymała się od krzyku. Odwróciła się na pięcie i trzasnęła drzwiami od pokoju szatyna, ale ten nie zamierzał odpuścić. 
Poszedł za swoją dziewczyną i dosłownie w ostatniej chwili chwycił jej nadgarstek. Blondynka szarpnęła się, ale nie była w stanie uwolnić się z uścisku Brytyjczyka.
-Powiedziałem, że zasługujesz na prawdę, więc ci ją powiem.- niemalże warknął, pchając bezbronną i zdezorientowaną Violettę na kanapę.-Byłaś tylko zabawką.- mówił to z taką lekkością, że Violettcie robiło się niedobrze.- Lynsey mi się znudziła, poza tym chciałem uciec od tej całej umowy.- wzruszył ramionami.-Tak naprawdę nadal cię nienawidzę.- na jego twarzy ponownie pojawił się grymas. 

Violetta energicznie podniosła się do pionowej pozycji, oddychając głęboko. Rozejrzała się po pokoju i ze spokojem stwierdziła, że to był tylko sen. Odgarnęła niesforne kosmyki włosów, które wyswobodziły się z koka i spojrzała w bok, gdzie ujrzała przypatrującego jej się Nathana. 
-Stało się coś?- spytał, przecierając zaspane jeszcze oczy. 
-Miałam zły sen.- uśmiechnęła się. 
Mimo że to wszystko tylko jej się śniło, nadal odczuwała wstręt do Sykes'a. Bała się, że zaraz wygarnie jej to wszystko, co w śnie. Nie chciała być aż tak zraniona. 
Nie czekając na odpowiedź, zeszła z łóżka i udała się do kuchni, gdzie zaparzyła sobie herbatę. Usiadła przy wysepce i spuściła głowę. Nie wiedziała, co miała ze sobą zrobić. 
Chwilę później z sypialni wyszedł szatyn. Bez słowa podszedł do swojej dziewczyny i mocno przytulił ją. Była mu za to wdzięczna. Nie zadawał jej pytań, po prostu dawał jej to, czego w tej chwili potrzebowała. Dawał jej siebie i swoją miłość. Uniósł się i musnął wargami czubek głowy.
-Będzie dobrze. Jestem tu przy tobie. 
Te słowa miały ją pocieszyć, ale ponownie wywołały coś innego. Rozpłakała się w ramionach szatyna, a ten objął ją mocniej i uspokajał ją, szepcąc coś do ucha, jednocześnie lekko kołysał się z nią.
-Powiesz mi co ci się śniło?- spytał cicho. 
Odsunęła się od Nathana i spojrzała w jego oczy. Chciała zaprzeczyć, pokręcić głową, ale nie mogła. Wiedziała, że chłopak naprawdę ją kochał. Przynajmniej taką miała nadzieję. 
-Śniło mi się, że...- zaczęła niepewnie, ale on uśmiechnął się do niej zachęcająco.- Że powiedziałeś...Powiedziałeś, że mnie nienawidzisz i że nigdy mnie nie kochałeś.
-Och głuptasie.- zaśmiał się cicho, kolejny raz całując ją w czoło.-Jak mógłbym kłamać? Jesteś moim aniołem. 
Chciała mu odpowiedzieć, ale rozległ się dźwięk dzwonka. Nath musnął tylko usta Violetty i podszedł do drzwi. Wyjrzał przez wizjer, a to, co tam zauważył, wcale go nie zachwyciło. Westchnął, patrząc przepraszająco na Violettę, po czym wpuścił gościa do środka. 
-Cześć mamo.- blondynka usłyszała głos Nathana, witającego się z panią Sykes. 
Jęknęła, karcąc się w myślach za to, że akurat dzisiaj musiała u niego spać. Na domiar złego, na sobie miała tylko jego koszulkę, bo nadal zapominała, żeby przynieść tu koszulę nocną, chociaż on proponował jej, by przyniosła przynajmniej połowę szafy. 
Zagryzła wargę, myśląc o tym jak dojść do pokoju swojego chłopaka, by nie rzucać się w oczy jego matce. Niestety, nie zdążyła zrobić czegokolwiek. Matka Nathana weszła do kuchni i stanęła w progu od razu, gdy ją zobaczyła. 
-Dzień dobry.- powiedziała speszona Violetta. 
-Dzień dobry.- odpowiedziała mierząc dziewczynę wzrokiem. 
Braun nerwowo zaciągała koszulkę na dół, w myślach przeklinając Sykes'a za to, że prosił ją, by z nim spała.
-Tak właściwie co tu robisz, mamo?- w kuchni pojawił się szatyn. Podszedł do swojej dziewczyny i pomimo sprzeciwów, objął ją ramieniem. 
-Pójdę się przebrać.- przerwała cicho blondynka, po czym wyswobodziła się z uścisku chłopaka i ruszyła do sypialni. 
Starsza kobieta odprowadziła dziewczynę swojego syna wzrokiem. Kiedy zniknęła za drzwiami, okrążyła wysepkę i znalazła się tuż obok dwudziestolatka.
-Nadal z nią jesteś?- spytała jakby z odrazą w głosie.
Chłopak okręcił się i wstawił do zmywarki szklankę po soku. Nadal nie rozumiał dlaczego jego mama nie potrafiła przekonać się do Violetty. 
-Tak. Kocham ją, zrozum w końcu.- odpowiedział, patrząc prosto w oczy swojej matki. 
Kobieta westchnęła i zaczęła stukać paznokciami o blat. 
-A ja nadal twierdzę, że ona nie jest dla ciebie. Ty jesteś artystą, Nath.- powiedziała twardo.- Powinieneś być z artystką. 
-Chodzi ci o to, że nie jest rozpoznawalna?- prychnął.-O to tylko? Pamiętaj, że ja też kiedyś byłem nikim. 
-Nie.- przerwała mu ostro.- Nigdy nie byłeś nikim, kochanie. Od zawsze miałeś talent i od zawsze go wykorzystywałeś. Ludzie cię znali, nawet jeśli była to niewielka grupa. 
Nathan przymrużył oczy i bez słowa ruszył z powrotem do salonu. Obydwoje nie wiedzieli, że Violetta zdążyła już przebrać się i stała pod drzwiami. Oczywiście, chciała wyjść, jednak głos szatyna powstrzymał ją i coś kazało jej siedzieć nadal w pokoju. 
-To niby według ciebie kto jest dla mnie odpowiedni?- spytał zirytowany. 
-Dionne.- odpowiedziała bez wahania. 
Nathan miał wielką ochotę wybuchnąć śmiechem, jednak powstrzymał się, a serce Violetty stanęło ze strachu. 
-Och tak, oczywiście.- zakpił.- Przecież nikt nie jest lepszy niż Dionne. 
Braun nie wyczuła w tym zdaniu sarkazmu, dlatego oddychała coraz szybciej. Bała się, że jej sen może się ziścić. 
-No właśnie.- odpowiedziała mu kobieta, która również nie wyczuła ironii.-Więc dlaczego nadal jesteś z Violettą? 
Szatyn przekręcił oczami. Nie miał już sił na tłumaczenie swojej matce dlaczego tak bardzo kochał Violettę i dlaczego nie zamierzał z nią zrywać. 
-Tak, masz rację.- odpowiedział obojętnie, tylko po to, żeby matka dała mu spokój.- Zastanowię się nad tym dobra? A teraz możesz wyjść? Przepraszam, ale śpieszę się na wywiad. 
-Obiecasz mi? 
Skinął głową i odprowadził kobietę do drzwi. Tak naprawdę nie miał zamiaru nawet o tym myśleć. Kochał swoją dziewczynę, nie chciał żadnej innej. Nie wiedział tylko, że ona słyszała ich rozmowę od najmniej odpowiedniego momentu. Kiedy tylko drzwi wejściowe trzasnęły, Braun wyszła z salonu próbując nie rozpłakać się przy Nathanie. Sykes od razu do niej podszedł i mocno przytulił, ale blondynka nie odwzajemniła uścisku. Zamierzała z nim zerwać, bo nie chciała, by on zrobił to pierwszy. Chłopak jednak niespodziewanie pocałował ją, a to wpłynęło na zmianę decyzji Violetty. 
-Kocham cię.- szepnął prosto do ucha dziewczyny. 
Kolejny raz nie odpowiedziała mu, jedynie mocno przytuliła szatyna, jakby się bała, że już więcej nie będzie mogła tego zrobić. 

poniedziałek, 27 maja 2013

32- Pamiętaj o mnie zawsze.

-Florence!- jęknął Jay. 
Violetta wgryzła się w kawałek pomarańczy, próbując nie wybuchnąć śmiechem, za to blondynka udawała, że niczego nie słyszała. Siedziała na przeciwko swojego chłopaka i z uwagą przeglądała kartę z menu. Chłopak wielokrotnie próbował złapać ją chociażby za dłoń, ale ona była szybsza i natychmiastowo zabierała ją. Nadal była zła. 
-No nie obrażaj się na mnie, proszę.- mówił dalej. 
Cała dziewiątka siedziała przy podłużnym stole i czekała na swój posiłek, ponieważ nikomu nie chciało się gotować w domu. Przyjaciele próbowali nie śmiać się z pary, jednak uśmiech mimowolnie wykwitał na ich twarzy. To w jaki sposób reagowała Florence i jak bardzo Jay starał się zrozumieć o co jej chodziło, było w pewnym sensie komiczne. 
-Nadal nie wiem, czy jesteś głupi, czy udajesz.- podniosła wzrok, odkładając kartę. Spojrzała prosto w niebieskie oczy Jay'a, a ten ze zdziwienia rozchylił usta.-Poważnie Jay?- spytała z irytacją w głosie. 
Loczek popatrzył na zajętego owocem szatyna. Nathan w skupieniu obierał swoją mandarynkę, nie zważając na to, co działo się dookoła niego. Uniósł głowę dopiero wtedy, gdy Violetta delikatnie stuknęła go. 
-Dlaczego na mnie patrzysz? 
-Bo nie wiem o co chodzi Florence.- jęknął. 
Tym razem Kelsey i Nareesha nie wytrzymały. Wybuchnęły śmiechem, a Flo przewróciła oczami. Ze zrezygnowaniem podniosła się z miejsca i okrążyła stół dookoła. Stanęła dopiero za swoim chłopakiem i przysunęła się bliżej do jego ucha. 
-Uważaj, bo teraz może boleć.- szepnęła. 
Po tych słowach mocno zerwała opatrunek z karku McGuiness'a, a ten cicho krzyknął, natychmiastowo przykładając swoją, w miarę zimną, rękę do bolącego miejsca. Spojrzał na Blanco jakby chciał spytać "Dlaczego mi to zrobiłaś?". 
-Ładnie byłeś pijany, skoro nawet tego nie pamiętasz.- powiedział Siva. 
-Ktoś jeszcze zrobił sobie tatuaż?- spytała zszokowana Violetta, a oczy Jay'a rozszerzyły się do rozmiaru pięciozłotówki. 
-Nie, tylko nasza trójka.- odpowiedział Nath, chwytając pod spodem blondynkę za rękę. 
-No i to na dodatek był twój pomysł, kochanie.- powiedziała Florence, z powrotem siadając na swoje miejsce.- Mimo moich próśb, krzyków i nawet gróźb. Mówiłam, że jak zrobisz sobie tatuaż, to nie będę się do ciebie odzywała.- uśmiechnęła się słodko, po czym zaczęła mieszać widelcem w jedzeniu, które chwilę wcześniej wszyscy dostali. 
-Przepraszam.- skrzywił się.-Nie wiedziałem co robiłem.- chciał zacząć tłumaczyć się dalej, ale wiedział, że to nie miało sensu, bo Flo nawet na niego nie patrzyła. Zamiast tego przysunął się bliżej swojego najlepszego przyjaciela.-Tak właściwie to co wytatuowałem?- spytał cicho. 
Sykes uniósł wzrok i z uwagą przyjrzał się czarnemu napisowi na karku szatyna.
-Nie jestem pewny, twoje loki mi przeszkadzają.- wzruszył ramionami. 
-Masz imię Florence.- odpowiedziała Kelsey.-Trochę to mało oryginalne, ale kto co lubi.- uśmiechnęła się. 
-Nie wiedziałem, co robiłem.- powtórzył się.-Poza tym, co jest złego w wytatuowaniu sobie imienia kogoś, kogo kochasz? 
-Jeżeli ze mną zerwiesz, co zrobisz?- zapytała lekko spanikowana Blanco.- Nie usuniesz tego. 
-Po pierwsze, słońce, nie zamierzam z tobą zrywać. Za bardzo cię kocham.- mówił bez wahania, patrząc prosto w oczy Florence.- Po drugie, nawet jeśli doszłoby do czegoś takiego i tak nie chciałbym o tobie zapomnieć, więc ten tatuaż w gruncie rzeczy jest dobry. 
-Jay dobrze gada.- podsumował Nathan, patrząc na swoją zarumienioną dziewczynę. 
Florence westchnęła, spuszczając głowę. Loczek delikatnie uśmiechnął się, wstał ze swojego miejsca, a następnie podszedł do blondynki. Nie zwracając na to, że całą grupą przyciągali wzrok reszty gości, uniósł palcem podbródek Blanco i pocałował ją.
-Nath, ktoś może was prześcignąć w konkursie na najsłodszą parę.- Max szturchnął swojego przyjaciela, a Violetta wybuchnęła śmiechem. 
-Chciałby.- zaśmiał się pod nosem. 
Tom zmierzył dwójkę swoich przyjaciół. 
-Chcielibyście.- prychnął.-Ja i Kelsey jesteśmy najlepszą parą.- powiedział oburzony. 
Wtedy wszyscy bez wyjątku zaczęli się śmiać. 

Nathan ciągnął za sobą Violettę, która nie nadążała za nim. Szatyn był szybszy, dlatego blondynka pozostawała w tyle. Nie odzywali się, do siebie, ale słowa w tym momencie nie były im potrzebne. Poza tym, gdyby nawet Violetta chciała się odezwać, to i tak nie mogłaby. Brakowało jej tchu, skupiła się tylko i wyłącznie na szybkim marszu za swoim ukochanym. 
Po paru męczących chwilach, doszli do altany. Na ustach Braun mimowolnie zagościł uśmiech. Sykes spojrzał na dziewczynę zadowolony. O to mu chodziło. Chciał pocieszyć blondynkę, bo nadal zadręczała się śmiercią swojej matki. Kolejny raz złapał ją za dłoń i prowadził, tym razem już wolniej, do środka. Nathan od razu dosiadł do pianina, a Violetta oparła się o barierkę i obserwowała zadowolonego szatyna, który wesoło pogrywał jakąś melodię. 
Blondynka skrzyżowała ręce na piersi, a jej myśli mimowolnie skierowały się na niechciany tor. Za każdym razem, gdy widziała Nathana, zaczynała myśleć o pierwszym spotkaniu z jego matką. Ta sytuacja dręczyła ją codziennie. Nawet przed zaśnięciem wymyślała różne wersje scenariusza, które mogłyby wydarzyć się w niedalekiej przyszłości. Niestety, wszystkie one nie wróżyły niczego dobrego. 
Nie zauważyła nawet, że chłopak przestał grać i podszedł do niej. Objął jej twarz swoimi dłońmi, a następnie głęboko westchnął. 
-Zabrałem cię tu, żeby cię rozweselić, a ty się smucisz.- powiedział. 
Violetta spróbowała uśmiechnąć się, ale zamiast tego, na jej ustach powstał jakiś grymas. 
Teraz wyobraziła sobie, że Nathan będzie przychodził tu z inną dziewczyną i to jej będzie mówił, że kocha ją najbardziej na świecie. Bardzo łatwo przychodziło jej wyobrażenie sobie życia Nathana bez niej, jednak nie potrafiła już wyobrazić sobie swojego życia bez niego. Chłopak zauważył zaszklone oczy Violetty, dlatego mocno przytulił ją. 
-Kocham cię, Violetto.- szepnął. 
Mimo że tymi słowami miał zamiar wywołać uśmiech na twarzy dziewczyny, stało się odwrotnie. Blondynka wybuchnęła płaczem. 
-Ej, co się stało?- spytał, odsuwając się. 
-Nic.- odpowiedziała cicho i wyrwała się z objęć szatyna. 
Przeszła przez całą długość altany i usiadła na poprzednim miejscu Sykes'a. Chciała zająć czymś swoje myśli, dlatego wciskała pojedyncze klawisze. Nathan głośno wypuścił powietrze z ust i kolejny raz usiadł obok Braun. Zabrał jej rękę i splótł ze sobą ich palce. 
-Widzę, nie wmówisz mi, że płaczesz bez powodu. 
Nathan chwycił podbródek Violetty, ale ona ponownie zwróciła się w przeciwną stronę. Nie chciała, żeby widział, jak płakała. 
-Chodzi ci o moją mamę? 
Ledwo widocznie skinęła głową, a Sykes zaśmiał się. 
-Daj spokój, ona nie ma nic do gadania. 
-Ma Nath.- powiedziała nieco ostrzej, niż chciała.-To twoja matka, ma wiele do gadania.
-Ale ja cię kocham i nic tego nie zmieni.- stwierdził głośno. 
Violetta zdziwiła się tonem swojego chłopaka, dlatego spojrzała na niego. On to wykorzystał i musnął jej wargi. Dziewczyna nie odsunęła się. Nie potrafiła odsunąć się od ust szatyna. 
-Obiecujesz?- spytała cicho. 
Chłopak przytaknął i objął ramieniem Violettę. 
Nie mógł wyobrazić sobie swojej przyszłości bez niej. Ona była dla niego wszystkim, wiedział od tym od ich pierwszego spotkania, mimo że próbował sam sobie zaprzeczać. Najlepszym dowodem na jego słabość do dziewczyny było to, że to właśnie on był tym adoratorem, chociaż wszyscy myśleli, że nienawidził Violettę. Sam chciał, żeby tak było. Próbował ją znienawidzić, ale nie mógł. I teraz nie żałował, bo czuł, że to właśnie ona była tą dziewczyną, z którą mógłby spędzić resztę swojego życia. 
-A co jeżeli nas ze sobą skłóci?- zapytała ledwie słyszalnie, wtulona w Sykes'a.
-Nie skłóci.- odpowiedział, ale dziewczyna nie chciała odpuścić mu tego pytania. Westchnął i zaczął mówić.- Jeżeli już do tego dojdzie, że zerwiemy i znajdziemy sobie kogoś innego, będę miał do ciebie prośbę.- powiedział, a ona odsunęła się lekko, żeby móc na niego spojrzeć.-Pamiętaj o mnie zawsze. Bo ja o tobie nigdy nie zapomnę. Jesteś jedyną dziewczyną, na widok której moje serce przyśpiesza, a w brzuchu czuję motylki, jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi.- uniósł brew do góry, widząc cień uśmiechu na twarzy Violetty.- Jeżeli, o zgrozo, miałabyś stanąć przed ołtarzem z kimś innym niż ze mną...Przyjdź tu. Po prostu przyjdź do naszej altany i przemyśl to wszystko. Nie mówię, że masz od razu zrywać ze swoim przyszłym narzeczonym, nie.- zaprzeczył szybko, a w jego oczach wzbierały łzy. Bolało go to, co właśnie mówił, bo nie chciał, by kiedykolwiek ziściło się to. Nie zamierzał widzieć swojej ukochanej, która wychodziła za mąż za kogoś innego niż on.- Chcę, żebyś usiadła właśnie tu, w tym miejscu, w którym siedzimy teraz i przypomniała sobie wszystkie spędzone chwile razem. To, że byłem twoim wielbicielem, nasz pierwszy pocałunek, to jak chowaliśmy się przed Scooter'em...Pamiętaj, że cię kochałem i kochać będę, niezależnie co się stanie. 
-Naprawdę chcesz ze mną zerwać?- spytała. 
Na jej twarzy zawitał łagodny uśmiech, pomimo łez, które powoli spływały po jej bladym policzku. Nathan otarł kciukiem słone łzy dziewczyny, a następnie delikatnie musnął jej malinowe wargi. 
-To jest ostatnia rzecz, którą chciałbym uczynić. 

sobota, 25 maja 2013

31- Możesz być równie szczęśliwy z kimś innym.

Nathan pośpiesznie układał wszystko na stole, chcąc zdążyć przed Violettą, która przebierała się w jego pokoju. Dziewczyna nie wiedziała jeszcze, że chłopak zaprosił swoją matkę. Tak samo jak jego matka nie wiedziała, że Violetta znajdowała się u niego w mieszkaniu. Pragnął, by się poznały. Jego mama nie przepadała za Lynsey, ale tolerowała ją. Miał nadzieję, że z nową dziewczyną będzie lepiej. Chciał, żeby się polubiły. W końcu razem z Jess, były najważniejszymi kobietami w jego życiu. 
Braun weszła do salonu i od razu przystanęła. Zdziwiło ja to, że Sykes pracował tak szybko i dokładnie układał wszystkie ozdoby. Podeszła do niego cicho i oparła się łokciem o blat. Gdy tylko szatyn ją zauważył, przestraszony podskoczył, prawie upuszczając dwie puste szklanki. 
-Nie strasz mnie.- powiedział z wyrzutem. 
Blondynka zaśmiała się i chwyciła jabłko. Usiadła na blacie i liczyła zastawę. Zastanawiała się, dlaczego na stole znajdowały się cztery talerze. 
-Nath, spodziewasz się kogoś?- spytała cicho. 
-Tak.- odpowiedział krótko z uśmiechem. 
Dziewczyna przekręciła oczami i dalej przypatrywała się swojemu chłopakowi. Ciekawość jednak nie dała za wygraną. 
-Kogo? 
Nathan zaśmiał się, licząc cicho ile noży przyniósł na stół. Kiedy skończył, uniósł wzrok i spojrzał zadowolony na Violettę. 
-A czy to ważne? 
-No tak.- odpowiedziała bez wahania.- Bo skoro masz gości, to ja idę z powrotem do swojego mieszkania.- zeskoczyła ze swojego miejsca, ale Sykes był szybszy. 
Zamknął jej drogę swoimi ramionami. Na początku próbowała go ominąć, ale po paru minutach poddała się. Wtedy ją pocałował. 
-Ty jesteś gościem honorowym tutaj, że tak powiem. 
Wypuściła głośno powietrze z płuc i zaczęła zastanawiać się nad gośćmi chłopaka. 
The Wanted na pewno odpadali, chociażby z tego powodu, że było za mało talerzy. Właściwie to odpadali wszyscy, których znała. 
-Chcesz mnie z kimś poznać?- spytała cicho. 
-Można i tak.- powiedział, nie patrząc na blondynkę. 
Skończył zastawiać do stołu, dlatego zajął się sprzątaniem mieszkania. 
-Czyli o co ci chodzi?- pytała dalej już lekko podirytowana.- Zaprosiłeś swoje dwie fanki na obiad? 
Szatyn odwrócił się i z uwagą przyjrzał się zniecierpliwionej już blondynce. Patrzyła na niego tak, jakby zamierzała zabić go wzrokiem. 
-Można je uznać za moje fanki.- zaśmiał się.- Nie wiem nawet, czy nie są największymi fankami. 
Violetta niepewnie podążała za Nathanem. Kiedy ten skończył sprzątać, opadł na kanapę, gestem dłoni wskazując na miejsce obok siebie. Dziewczyna pokręciła głową. Chciała wiedzieć, o co dokładnie mu chodziło. 
-Ale to nie jest chyba twoja mama? 
-Sama nie.- odpowiedział w chwili, gdy usłyszeli dzwonek do drzwi. Szatyn poszedł otworzyć, a przestraszona blondynka cofnęła się krok do tyłu. Z opowiadania Lynsey słyszała, że matka Nathana była strasznie wymagająca co do jego dziewczyn, czego Braun nie rozumiała. W końcu to było jego życie, jego miłości.-Cześć mamo.- szatyn ucałował kobietę w polik, a Violetta skrzywiła się. Tego właśnie się bała. 
Chwilę później do środka weszły dwie osoby. Jedna starsza, druga nieco młodsza od pary. Braun rozpoznała tą drugą- była to Jess, siostra Nathana. Uśmiechała się do niej przyjaźnie, w odróżnieniu od matki jej chłopaka, która uważnie mierzyła ją wzrokiem. 
-Poznajcie się.- zachęcił Nath.- Mamo, to moja ukochana, Violetta.- blondynka podała dłoń szatynce, a ta niechętnie ścisnęła ją.-No i Violetto, to moja siostra.- zaśmiał się wskazując na niższą od siebie blondynkę. 
Jess od razu przytuliła do siebie Violettę, ignorując kolejny wybuch śmiechu. Matka Nathana przekręciła oczami i usiadła przy stole. 
-Cieszę się, że jesteście ze sobą. Naprawdę uszczęśliwiasz mojego brata. 
-Dziękuję.- na policzki Violetty wpłynął ogromny rumieniec. 
Nathan przejął inicjatywę i zaprowadził pozostałe dziewczyny na miejsce, a następnie poszedł po jedzenie. Violetta chciała mu pomóc, jednak on zaprzeczył. Z każdą kolejną sekundą widziała jak bardzo spadała w oczach pani Sykes.
-Wyglądasz na miłą i fajną osobę.- powiedziała Jess, która poprawiała zastawę położoną przez szatyna.- Więc dlaczego jesteś z moim bratem?- zaśmiała się. 
-Słyszałem!- krzyknął z kuchni Nath, a jego mama delikatnie stuknęła swoją córkę w kolano. 
-Bo go kocham.- odpowiedziała speszona.-Poza tym on też jest fajny i miły.- uśmiechnęła się. 
-Może dla ciebie tak, ale dla mnie nie.- kolejny raz wybuchnęła śmiechem. 
Obie dziewczyny polubiły się, czego nie można było powiedzieć o mamie szatyna. Kobieta siedziała cicho i co chwilę spoglądała na wybrankę swojego syna. Nie podobała jej się, odrzucała ją. 
Przy obiedzie najwięcej mówił Nathan, który nie zauważył chłodnej atmosfery, która panowała pomiędzy jego matką a ukochaną. Właściwie to on i jego siostra ciągle opowiadali kawały, albo jakieś anegdoty z życia. Kobieta prawie w ogóle nie odzywała się, chyba że upominała któreś ze swoich dzieci, albo kiedy odpowiadała na pytanie. 
Violetta modliła się, by ten dzień dobiegł końca, chociaż że polubiła Jess. Martwił ją fakt, że była kolejną dziewczyną, którą pani Sykes nie polubiła. To była jej wewnętrzna katastrofa. Domyślała się, że z tego powodu powstaną ogromne kłopoty. W końcu "kłopoty" to było jej drugie imię. Za każdym razem musiała wpakować się w coś złego, czego po prostu nienawidziła. Miała nadzieję, że zmieniło się to odkąd zaczęła być z Nathanem- wszystko szło bardzo dobrze, bo nawet Scooter zmienił zdanie co do ich związku, ale teraz znowu mogło się wszystko rozsypać, prawie jak domino. 
Jeden nieprawidłowy ruch, który mógłby pociągnąć za sobą łańcuch nieszczęścia. 
-My już chyba musimy iść.- powiedziała matka Nathana, odkładając sztuczce na talerz. Braun w głębi duszy cieszyła się z tego powodu. 
-Tak wcześnie?- chłopak jakby od razu posmutniał.- Myślałem że spędzimy ze sobą więcej czasu. 
Kobieta uniosła brwi i spojrzała na Violettę. Dziewczyna ponownie speszyła się i spuściła głowę. 
-Nath, chcę z tobą porozmawiać.- mówiąc to wstała z miejsca, a zdezorientowany szatyn poszedł w jej ślady. 
-Wszystko będzie dobrze.- Jess przesiadła się obok Violetty, widząc jej zmartwioną minę.- Uwierz mi.- uśmiechnęła się. 
-Wasza mama mnie nie lubi.- skrzywiła się. 
Blondynka westchnęła i przytuliła dziewczynę swojego brata. 
-Nie ma wyjścia, będzie musiała cię polubić.- zaśmiała się. 
Nathan zaprowadził swoją matkę do swojego pokoju. Delikatnie zatrzasnął za sobą drzwi i z wyczekiwaniem spojrzał na szatynkę, która skrzyżowała ręce na piersi. 
-Tak właściwie to dlaczego z nią jesteś? 
Szatyn przekręcił oczami i przetarł twarz rękoma. Tego nie chciał- nie zamierzał tłumaczyć się swojej matce. Poza tym, jego obawy potwierdziły się. Nie polubiła Violetty. 
-Bo ją kocham.- odpowiedział krótko.- Kocham, rozumiesz? 
-Oczywiście, że rozumiem, ale...- urwała nie wiedząc jak dobrać słowa, żeby nie urazić swojego syna. 
-Mamo, nie ma żadnego ale.- przerwał jej.- Miłość jest bezwarunkowa, nie ma tam miejsca na tego typu rzeczy. Dlaczego znowu nie możesz zrozumieć, że jestem szczęśliwy? Nie chcesz tego? Nie chcesz mojego szczęścia? 
-Oczywiście, że chcę.- odpowiedziała oburzona.- Ale możesz być równie szczęśliwy z kimś innym. 
-Nie, nie mogę.- niemalże warknął.- Niby kto by sprawił, że chciałoby mi się żyć? Że uśmiechałbym się do siebie jak głupi? Nikt inny, mamo.
-A Dionne?- spytała szybko. 
Chłopak zamilkł. Zdenerwowała go tym, bo dobrze wiedziała, że pomiędzy nimi nigdy do niczego nie doszło, chociaż ona tego bardzo pragnęła. Z hukiem otworzył drzwi i uśmiechnął się sztucznie. 
-Dziękuję, że przyszłyście.
Violetta siedziała w kawiarni i wyglądała na ciemne już ulice. Zbliżała się dwudziesta trzecia, a ona po prostu wyszła z mieszkania. Ciągle chciało jej się płakać. Gnębił ją fakt, że matka jego ukochanego nie tolerowała ich związku. Czuła się znowu beznadziejnie, potrzebowała pocieszenia, ale Nathan nie potrafił jej tego pocieszenia dać, dlatego zadzwoniła do swojego przyjaciela. Pomimo późnej godziny, zgodził się z nią spotkać. 
Obracała styropianowym kubeczkiem w dłoni, wypatrując znajomą postać. W końcu drzwi otworzyły się, a zasygnalizował to dzwoneczek, który wisiał nad nimi. Chłopak uśmiechnął się do usypiającej za ladą dziewczyny i natychmiastowo skierował się do stolika, przy którym siedziała Violetta. Usiadł na przeciwko niej i złapał ją za dłoń. 
-O co chodzi?- spytał zmartwiony.
Przez chwilę nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w narysowane logo knajpy na kubku. Dopiero po minucie nieprzerwanej ciszy, odważyła się spojrzeć na Irlandczyka. 
-Ja po prostu czuję, że moje życie zaraz legnie w gruzach.- jej oczy zaczęły błyszczeć od wzbierających łez. Przestraszony blondyn przysiadł się, siadając obok niej. Mocno przycisnął do siebie Violettę, a ta powoli wypłakiwała się w jego tors. 
-Niall, czy ty...- zaczęła niepewnie, odsuwając się od chłopaka.-Czy rodzic którejś twojej ukochanej nie lubił cię?- spytała cicho. 
Horan zmarszczył brwi, a następnie przytaknął. Założył kosmyk jej blond włosów za ucho i uśmiechnął się ciepło. 
-Wydaje mi się, że rodzice zawsze na początku ostrożnie podchodzą do wybranków swoich dzieci.- odpowiedział. 
-Dlaczego już z nią nie jesteś? 
Otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale zaraz po tym szybko je zamknął. Rozstali się właśnie przez jej ojca, który nie pozwolił im spotykać się. Nie mógł przecież powiedzieć o tym Violettcie, załamałaby się jeszcze bardziej. 
-Stwierdziliśmy, że do siebie nie pasowaliśmy.- wzruszył ramionami, a jego głos delikatnie załamał się.-A dlaczego pytasz?
-Kłamiesz.- powiedziała szybko.-Nadal ją kochasz.
-Niby po czym to stwierdzasz?- spytał zdziwiony.
Tym razem to Violetta wypuściła głośno powietrze z ust i ponownie wtuliła się w tors Irlandczyka. 
-Wiem kiedy kłamiesz, jesteś moim przyjacielem, Niall. 
Blondyn mocniej przycisnął do siebie przyjaciółkę. Uwielbiał ten stan, kiedy czuł jej ciepło obok siebie. Kochał ją. Była dla niego jak młodsza siostra, a jego obowiązkiem było obronienie jej przed całym złem świata. Delikatnie musnął wargami czoło dziewczyny. 
-No może i kłamię.- westchnął ciężko.- Ale tylko dlatego, żeby cię nie załamać. Poza tym, może z tobą i Nathanem będzie inaczej? Kochacie się. 
Blondynka chwyciła wolną dłoń Niall'a i zaczęła kreślić na niej wzroki. Sama już nie wiedziała, co miała o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony pragnęła być ze swoim ukochanym, ale z drugiej bała się, że przez ten związek jego relacje z matką mogłyby się pogorszyć. A tego naprawdę nie chciała, bo wiedziała jak bardzo on ją kochał. 
-No i co z tego.- odpowiedziała po chwili.-Nie chcę stawać pomiędzy nimi. Wyobrażasz to sobie? Wybierać pomiędzy własną matką, a swoją ukochaną?- zapytała cicho. 
-Nikt mu nie każde wybierać.- powiedział twardo.-Violetto, będzie dobrze.- kolejny raz obdarzył ją swoim promiennym uśmiechem. 
-Nie możesz mi tego obiecać.- przetarła oczy, jednocześnie wycierając łzy. Bała się spojrzeć w lustro, bo wiedziała, że cały swój makijaż miała rozmazany na twarzy.-Skąd wiesz, że nic się nie spieprzy? 
-Bo to widzę. Zakochani często przechodzą jakieś próby i być może to będzie próba dla was. Dlaczego boisz się spróbować? 
Braun odsunęła się od Horana i spuściła wzrok. Była tchórzem, jeżeli chodziło o ryzyko i doskonale o tym wiedziała. Nie mogła tylko zrozumieć, dlaczego matka Nathana nie polubiła jej, chociaż nie spędziła z nią tak wiele czasu, żeby naprawdę mogła ją poznać. 
-Bo wiem jak to się skończy. 
Niall podirytowany uniósł palcem podbródek dziewczyny i przejechał kciukiem po policzku, po czym spojrzał prosto w jej zaszklone, niebieskie oczy. Denerwowało go to, że Violetta była osobą nastawioną pesymistycznie. 
-Nie bądź pesymistką.- skrzywił się. 
-Nie jestem.- odpowiedziała oburzona.-Ja tylko myślę realistycznie. 
Chłopak spojrzał na nią jak na idiotkę. Speszona blondynka zasłoniła twarz dłońmi i zaczęła śmiać się sama z siebie. 
-Dlaczego mi nie wierzysz? 
-Bo wszystko widzisz w czarnych kolorach.- usiadł prosto i zaczął wyliczać na palcach.- Bałaś się zaakceptować myśl, że kochasz Nathana, bo byłaś pewna, że jesteś dla niego nikim. Nie chciałaś przyjechać do Londynu, żeby zacząć nową pracę, bo myślałaś, że sknocisz wszystko zaledwie po godzinie. Bałaś się też ujawnić swój związek z Nathanem, bo sądziłaś, że wtedy długo nie pociągniecie...
-...Nie o to mi chodziło.- przerwała mu szybko.-Bałam się, bo wiedziałam, że leciałyby na mnie obraźliwe komentarze ze strony jego fanek. 
Irlandczyk kolejny raz głośno wypuścił powietrze z ust. Nie miał już siły na dyskusje ze swoją przyjaciółką.
-I co, wyzywają?- zapytał ironicznie.
Tym razem to ona spojrzała na niego jak na idiotę i pośpiesznie wyjęła swojego smartfona z kieszeni kurtki, którą nadal miała na sobie. Kliknęła na ikonka Twittera, a następnie podała telefon Niall'owi.
Pewny siebie chłopak przechwycił przedmiot od przyjaciółki, ale zaraz po tym zrozumiał jej obawy. Co drugi tweet dotyczył tego, że nie pasowała do Nathana. 
-Bo to dla nich coś nowego.- mówił Niall, starając przekonać Violettę jak zarówno i siebie, do pozytywnego myślenia na ten temat.- Poza tym, mało kto chodzi ze swoimi menadżerami. Poczekaj, przejdzie im. Zapytaj Nareeshę i Kelsey, czy na początku też były hejtowane.- w końcu oddał komórkę blondynce, bo te wpisy zaczęły przerażać również jego.- Niektórzy do tej pory nie akceptują związku Tom'a i Sivy. 
Dziewczyna bez słowa schowała telefon, ale nie uniosła wzroku. To był sygnał dla Horana, że jego przyjaciółka czuła się naprawdę źle. Przysunął się bliżej i mocno przytulił ją. 
-Będzie dobrze. A jeżeli coś się spieprzy, to obiecuję, że osobiście nakopię temu, kto cię skrzywdzi. 
Violetta zaśmiała się i pocałowała chłopaka w policzek. Cieszyła się, że miała takiego przyjaciela jak Niall. Bez względu na wszystko, mogła mu wyżalić się, wypłakać, szukać rady i dzwonić do niego późnym wieczorem, jak dzisiaj, a on nie był na nią ani odrobinę zły. W końcu poszli do mieszkania Braun, bo blondynka bała się zostać sama. Chciała mieć przy sobie kogoś bliskiego. 

czwartek, 23 maja 2013

30- To miłość na całe życie.

Florence krzątała się po kuchni przygotowując śniadanie dla imprezowiczów. Mimo że była na nich zła, to postanowiła o nich zadbać. Postawiła talerz z kanapkami na stole, tabletki oraz po butelce wody dla każdego. Z politowaniem spojrzała na trójkę swoich przyjaciół. Violetta, tak samo jak i Jay, spali wtuleni w Nathana. Zaśmiała się pod nosem i okręciła się. Usiadła przy wysepce i obserwowała śpiochów. Czekała, aż zaczną marudzić na ból, wywołany wczorajszym tatuażem. 
Nie musiała długo czekać. Chwilę później blondynka jęknęła i zaczęła drapać się w miejscu, w którym miała założony opatrunek. Kiedy poczuła palący ból, jak na zawołanie zerwała się z miejsca z krzykiem. 
-Co to?- spytała spanikowana, patrząc na swój nadgarstek. Chwilę później zgięła się, odczuwając skutki wczorajszej imprezy. 
-Tatuaż.- odpowiedziała spokojnie Flo, nie zaszczycając wzrokiem swojej przyjaciółki.
-Jaki, kurwa, tatuaż?- pytała dalej zdezorientowana. 
Starsza dziewczyna wzruszyła ramionami i obserwowała poruszającego się Jay'a. Chłopak mocno się zdziwił, kiedy zauważył, że przytulał swojego młodszego przyjaciela. Rozejrzał się przymrużonymi oczami po pomieszczeniu, a gdy napotkał wzrokiem swoją ukochaną, wstał i podszedł do niej. Chciał ją pocałować, ale ta odepchnęła go.
-O co ci chodzi?
-Zgadnij.- warknęła i wściekła wyszła z powrotem do kuchni. 
Nie upilnowała ich i za to była na siebie zła, jednak to oni nie mieli najmniejszego zamiaru słuchać jej, więc to była również ich wina. Robiła co mogłam ale i tak postanowiła nie odzywać się do nich. 
-O co jej chodzi?- spojrzał na Violettę, a kiedy zauważył opatrunek, natychmiastowo spoważniał.-Co to jest? 
-Podobno tatuaż.- mruknęła cicho. 
Odwróciła się w stronę Nathana. Na jego nadgarstku widniało dokładnie to samo. Usiadła na krawędzi łóżka i delikatnie zerwała gazę. Zdziwiło ją to, co tam zauważyła.
Na skórze chłopaka widniał zaczerwieniony napis "ever.". Ciekawiło ją to, co to miało oznaczać. 
-Co my wczoraj robiliśmy?- pytała coraz bardziej spanikowana. 
-Nic nie pamiętasz?
-Jak przez mgłę.- odpowiedziała, a następnie chwyciła uprzednio przygotowane przez Flo tabletki. 
Do jej mieszkania nagle weszła cała gromadka. Kelsey i Nareesha szły na przodzie, całkiem zadowolone z siebie. Nic nie piły, dlatego nie męczył ich kac. Tom mozolnie doczłapał się do łóżka, na którym spał szatyn i ciężko na nie opadł. W jego ślady ruszyła reszta The Wanted. Jedynie Niall i Leon usiedli na podłodze pod ścianą, próbując ignorować ból głowy. 
-To były epickie urodziny.- wymruczał Max. 
-Tym bardziej, że prawie niczego nie pamiętam.- skrzywiła się blondynka. 
-Prawie to jak Kac Vegas.- usłyszeli cichy głos Niall'a z drugiego końca salonu. Siedzący obok niego Leon położył głowę na jego ramieniu. Wyglądali dość uroczo. 
-Nawet tego, że zrobiłaś tatuaż?- zapytał nieprzytomnie Blanco. 
Violetta nerwowo zerwała swój opatrunek i spojrzała na to, co tam zastała. Teraz wszystko układało jej się w logiczną całość. Obydwa tatuaże, jej i Nathana, tworzyły jedno słowo; Forever
-Ale to tandetne.- uśmiechnęła się pod nosem. 
-Ale się zgodziłaś.- wymruczał Nath.
-Bo byłam pijana.- zaśmiała się głośniej. 
Florence przeszła przez całą szerokość salonu i podała bratu tabletki przeciwbólowe. Chłopak podziękował jej i łapczywie wyrwał butelkę wody, którą trzymała w dłoni. 
-Próbowałam was odciągnąć.- powiedziała, nie zwracając uwagę na trójkę przyjaciół.- Ale musieliście być mądrzejsi.
-To dlatego jesteś zła?- zapytał Jay. 
-Bo to był twój pomysł, stary.- mówił półprzytomny Sykes.-Ej, Scooter nas zabije. 
-Nosisz zegarek, nie będzie widać.- Braun przewróciła oczami, a następnie ruszyła do łazienki, przebrać się w czyste ciuchy.

-Jesteś pewny, że właśnie dzisiaj chcesz ujawnić wszystkim swój związek z Violettą?- spytał Scooter, stojąc na przeciwko szatyna.
Nathan kiwnął głową, próbując ignorować ból. Okręcił się i spojrzał na swoją dziewczynę, która siedziała na jednym z krzeseł i z niedowierzaniem wpatrywała się w swój nadgarstek. Nie wierzyła w to, że dała namówić się na coś takiego. W dodatku Flo opowiadała jej, że to ona jako pierwsza wybiegła z klubu. Postanowiła, że już więcej nie da się aż tak upić. 
-Żałujesz?- zapytał roześmiany Nath, unosząc palcem podbródek dziewczyny.
-Bardziej jestem w szoku.- kolejny raz spojrzała na czarny napis, a do jej oczu napłynęły łzy.- Mama by mnie chyba zabiła. 
Przestraszony Sykes mocno przytulił blondynkę. Nadal bolała ją strata matki, co było zrozumiałe, a on nie lubił patrzeć na jej łzy. Delikatnie kołysał nią i szeptał miłe słowa do ucha. Chciał choć trochę poprawić nastrój swojej ukochanej. 
-Zaraz wchodzimy!- krzyknął Jay, rzucając czymś w Nathana. 
Szatyn natychmiastowo odwrócił się i wbił w swojego przyjaciela mordercze spojrzenie. Chwycił piłeczkę i odrzucił nią, jednak nie trafił w Loczka, tylko w Braun'a. Skrzywił się i zaczął pośpiesznie przepraszać. Brunet był dla niego trochę oziębły, bo nadal bał się o swoją siostrzenicę, ale powoli zaczął się przyzwyczajać. 
-Nie spieprz tego.- powiedział cicho i podszedł do prowadzącego, który miał poprowadzić wywiad. 
Właściwie była to prowadząca. Wysoka szatynka z delikatnie kręconymi włosami. Była naprawdę piękna, a Violetta widziała jak chłopacy na nią patrzyli. Można by powiedzieć, że każdy chłopak pragnąłby takiej dziewczyny. Wzięła głęboki wdech i zamknęła powieki. 
Chwilę później usłyszeli klaskanie, zapowiedź The Wanted i głośniejsze klaskanie połączone z piskami. Chłopcy wyszli na salę, a uśmiechnięta Violetta podeszła bliżej, by przyjrzeć się wywiadowi. Grzecznie przywitali się, a prowadząca rozpoczęła wywiad. Początkowo zadawała im pytania na temat nowych piosenek, płyty i kariery. Dopiero pod koniec zboczyła na temat bardziej prywatny. Zapytała o coś, czego Braun obawiała się najbardziej. 
-Nathan, podobno nie jesteś już z Lynsey.- powiedziała, patrząc w swoją kartkę. Następnie uniosła wzrok i przyjrzała się badawczo szatynowi.- To prawda?
-Tak.- odpowiedział uśmiechnięty.-Obydwoje stwierdziliśmy, że do siebie nie pasujemy. 
-Nie widać, żebyście byli smutni z powodu zerwania. 
-Bo są zakochani.- Jay dźgnął najmłodszego przyjaciela w bok.- Są strasznie słodcy. 
-Kogo masz na myśli?- spytała szatynka. 
Nathan odwrócił się delikatnie i ujrzał lekko przestraszoną Violettę. Scooter natychmiastowo podszedł do swojej siostrzenicy i mocno uściskał ją, kiwając głową w stronę podopiecznego. 
-Naszą menadżerkę.- usłyszał głos Sivy.-Tworzą naprawdę wspaniałą parę. 
Na widowni ludzie zaczęli szeptać między sobą, a Sykes nadal wpatrywał się w blondynkę. Coś nie pozwoliło mu oderwać od niej wzroku. Tym samym pisał się na tarapaty u Braun'a. Nie był skupiony na wywiadzie. 
-To dlatego ciągle spogląda w tamtą stronę.- zaśmiała się, wskazując palcem na rumieniącą się Violettę.-To prawda, Nath?
Tym razem Tom dźgnął przyjaciela, powodując, że przestraszony Sykes podskoczył na swoim miejscu. Spojrzał na prowadzącą i odchrząknął. 
-Słucham? 
-To prawda, że jesteś w związku z Violettą Braun?- powtórzyła pytanie, próbując się nie śmiać. 
-Tak, to prawda.- odpowiedział, a na jego ustach powstał szeroki uśmiech.- Jestem z nią naprawdę szczęśliwy. To co nas łączy jest zupełnie czymś innym, co łączyło mnie i Lynsey. Myślę, że ja i Lyns jesteśmy bardziej przyjaciółmi. A to miłość na całe życie. 
-Violetta to wasza menadżerka, a zarazem siostrzenica Scooter'a, waszego drugiego menadżera, tak?- wszyscy chłopcy przytaknęli z uśmiechami.- Słyszałam, że między wami na początku nie układało się dobrze. 
-I tu pasowało stwierdzenie kto się czubi ten się lubi.- wtrącił Jay.-Tak naprawdę wszyscy od początku ją lubili. 
-Myślę, że to był mój sposób na to, żeby wybić sobie z głowy myśl, że Violetta spodobała mi się. Wtedy jeszcze byłem zajęty i wmawiałem sobie, że tak naprawdę kocham Lynsey. Nasza kłótnia nie trwała długo, później udawaliśmy, żeby nikt niczego nie podejrzewał.- zaśmiał się.- Ale sądzę, że wszyscy na tym dobrze skorzystaliśmy. Ja znalazłem swoją ukochaną dziewczynę, tak samo jak Jay, a The Wanted zyskało wspaniałą menadżerkę i zarazem przyjaciółkę.
-Powiedziałeś, że Jay również zyskał dziewczynę. Czyli to oznacza, że poznał Florence za sprawą właśnie Violetty? 
-Tak.- tym razem to McGuiness przytaknął, nie dając przyjacielowi odpowiedzieć.- Są przyjaciółkami. 
Prowadząca uśmiechnęła się serdecznie i zaczęła przeglądać jeszcze raz swoje kartki. W końcu trafiła na pytanie, które zbiło Nathana z tropu. 
-Coraz częściej widywaliśmy Violettę w towarzystwie z Niall'em Horanem. Nie jesteś zazdrosny? 
Nathan odchrząknął, błądząc wzrokiem po studiu. Oczywiście że był zazdrosny, ale nie chciał tego pokazywać. 
-Nie, nie. Niall to jej przyjaciel, zarówno jak Leon. Pewnie że czasami mam momenty, w których wolałabym, żeby trzymali się od niej z daleka. Jestem tylko człowiekiem, boję się, że ktoś zabierze mi moją ukochaną. Ale ufam Violettcie, wiem jakim uczuciem mnie darzy. Tak jak mówiłem wcześniej- ta miłość nie skończy się szybko. 
Prowadząca zadała jeszcze kilka pytań. W tym czasie Siva zdążył pochwalić się, że niedługo żeni się i że zostanie ojcem. Tom zachował ciąże Kelsey w sekrecie. Nie chciał na razie narażać swojej dziewczynę na niepotrzebne plotki. 
Chwilę później wywiad skończył się i wszyscy poszli spędzić razem wolne popołudnie.
_________________________
Taa. 
Wiecie, ja już nic nie mówię.
Ale jeśli chcecie zobaczyć bloga, który prawdopodobnie będzie kontynuowany po skończeniu tego, to zapraszam http://dziewczyna-od-pamietnika.blogspot.com/
ale coraz bardziej jestem pewna tego, że daję sobie spokój z blogami. c: 

wtorek, 21 maja 2013

29- Chodźmy zrobić sobie tatuaże!


Violetta stała przed lustrem w swojej sypialni i przymierzała kolejną sukienkę. Co chwilę obracała się i marudziła pod nosem, że żadna jej nie pasowała. 
-I tak nad ranem nie będziesz pamiętała w co byłaś ubrana.- zaśmiała się Florence.
Blondynka tylko spiorunowała ją wzrokiem i ruszyła do łazienki, ubrać kolejny ciuch. Kelsey pośpiesznie odwróciła się do swoich koleżanek. 
-Myślicie, że jej się spodoba?- spytała cicho. 
-Nie wiem.- szepnęła Nareesha.-Nie jest chyba zbyt imprezowa. 
-Czyli totalne przeciwieństwo naszych chłopaków.- Blanco kolejny raz wybuchnęła śmiechem. 
Blondynka stała w łazience i przysłuchiwała się rozmowie swoich przyjaciółek. Chociaż nie wiele słyszała, to zdążyła wyłapać coś o jakieś imprezie. Nie do końca wiedziała o co chodziło, przecież Nathan zaprosił ją na kolację. Ostatecznie westchnęła i założyła sukienkę w miętowym kolorze. Podobała jej się najbardziej, ponieważ była najwygodniejsza. Nie przylegała ściśle do ciała, nie ograniczała ruchów. Oczywiście, chciała wyglądać seksownie dla swojego chłopaka, ale nie aż tak, żeby była pół naga.
-Idziecie dzisiaj na imprezę?- zapytała, wchodząc do środka. 
Dziewczyny odskoczyły od siebie, patrząc po sobie lekko zdezorientowane. Nie miały pojęcia, że Violetta przysłuchiwała im się. 
-Tak.- odpowiedziała pośpiesznie Hardwick.- Chłopcy chcą wyszaleć się w Londynie, zanim przeprowadzą się do Los Angeles.- skrzywiła się. 
Braun westchnęła, poprawiając jeszcze swoje włosy. Kiedy uznała, że wyglądała w miarę dobrze, odwróciła się w stronę przyjaciółek.
-Nie wyprowadzają się.- uśmiechnęła się, a następnie zaczęła szukać swojej torebki.- Scooter zrezygnował, bo chłopacy powiedzieli, że na razie tego nie chcą. 
-I nie pochwalili nam się?- spytała oburzona Nareesha.
-Oni sami jeszcze nie wiedzą. Jutro mają się wszystkiego dowiedzieć.- odpowiedziała spokojnie, znajdując zgubę, akurat w momencie gdy rozległ się odgłos dzwonka. 
Dziewczyna, która znajdowała się najbliżej, zerwała się z miejsca i poszła otworzyć drzwi. Za nimi stał elegancko ubrany Nathan z bukietem czerwonych róż w ręku. Violetta natychmiastowo znalazła się obok i pocałowała chłopaka w polik. 
-Poczekaj, wsadzę je do wazonu.- powiedziała, po czym zniknęła w kuchni. 
-Wszystko gotowe?- szepnął do Florence, a blondynka z uśmiechem przytaknęła.
-Możemy iść!- usłyszeli krzyk Violetty, która akurat pojawiła się w przejściu. 
Chwyciła swoją kurtkę, a następnie złapała chłopaka za rękę i wyszła z nim na zewnątrz. Nathan prowadził ją w jakieś zupełnie nieznane miejsce, jakby sam do końca nie wiedział, dokąd zmierzali. Nie martwiła się tym, bo wystarczyło jej to, że był obok. Mogła się do niego przytulić, pocałować i rozmawiać. A rozmawiało im się naprawdę dobrze. 
-Dokąd idziemy?- w końcu spytała lekko zniecierpliwiona.
-Niespodzianka.- odpowiedział, nachylając się. Zdążył tylko musnąć wargami jej policzek, bo dziewczyna odwróciła się. 
-Nie ma, dopóki nie dowiem się, gdzie mnie ciągniesz.- zaśmiała się.
Sykes jedynie uniósł brwi do góry i mruknął, że zgadza się na taki układ.
-Ludzie, oni zaraz tu będą!- wrzasnął zdenerwowany Jay.- Nathan już nie ma pomysł dokąd ją ciągnąć! 
Ktoś z tłumu odkrzyknął mu tylko, że ma się uspokoić. Głośno wypuścił powietrze z płuc i zszedł z krzesła, na którym stał, by wszyscy mogli lepiej go usłyszeć. Co chwilę wpadał na zabieganych przyjaciół Violetty, takich jak Niall czy Leon, którzy pomagali przygotować imprezę. Znalazło się też tutaj parę przypadkowych osób, na przykład z firmy, w której często mieli organizowane spotkania.
-Spokojnie.- usłyszał melodyjny głos swojej dziewczyny obok.-Wszystko już jest dobrze. 
Uśmiechnął się i delikatnie pocałował Florence. Niestety, przerwał im kolejny krzyk, który oznajmiał, że para zbliżała się.
Chwilę później usłyszeli trzask drzwi, a zaraz po tym ktoś zmachany wbiegł do środka. McGuiness wyszedł na środek, a tym gościem okazał się Scooter, który jak zwykle się spóźnił. Przekręcił oczami i kazał mu iść do Tom'a. Sam nie zdążył wrócić, a po pomieszczeniu rozległ się dźwięczny śmiech Violetty. Dziewczyna kiedy tylko zauważyła tłum czekający na nią, natychmiastowo cofnęła się, ale Nathan mocno przytulił ją. Wszyscy zaczęli śpiewać jej sto lat, a ona nie miała pojęcia co ze sobą zrobić. Nie oczekiwała takiego obrotu sprawy, naprawdę myślała, że Nath chciał zabrać ją na kolację z okazji jej urodzin. 
-Nie cieszysz się?- spytała zawiedziona Kelsey, gdy wszyscy ucichli. 
-Nie, nie.- zaprzeczyła, kręcąc głową.-Po prostu nie byłam przygotowana na takie coś.- uśmiechnęła się, patrząc na swojego chłopaka, który niewinnie wzruszył ramionami. 
-Wszystkiego najlepszego, kochanie.- wyszeptał do jej ucha, a następnie musnął jej gorące wargi. Cały klub zaczął piszczeć i kibicować im, dlatego speszona blondynka odsunęła się i podeszła do swoich przyjaciół. 
-W zupełności wystarczyłby mi wieczór spędzony z wami, ale domyślam się, że chcieliście zaszaleć i zapić się.- zaczęła się śmiać. 
Tom spojrzał na nią urażony. 
-Mówisz tak jak Kelsey. My po prostu chcieliśmy, żebyś dobrze bawiła się w Londynie. 
-Bawię się wyśmienicie i bez imprez.- wytknęła mu język.- Ale dziękuję wam.- po tych słowach przytuliła każdego z osobna. 
Chwilę później goście po kolei podchodzili i składali życzenia blondynce. Nathan oraz Niall pomagali przyjmować prezenty, które zaraz odkładali gdzieś na bok. Kiedy tylko skończyła się ta część, wszyscy zaczęli mocno imprezować. Nawet Violetta skusiła się na alkohol. Jednak nie skończyło się na jednym wypitym drinku. Wiele osób chciało postawić solenizantce coś do picia, a że dziewczyna miała słabą głowę, to już w połowie imprezy zaczęła majaczyć i chodzić jak poszkodowana. 
Jedynie Florence, Nareesha i Kelsey nie piły. Dwie ostatnie pozostały trzeźwe z wiadomych przyczyn, a ta pierwsza czuła obowiązek zaopiekowania się Jay'em. Poza tym chciała mieć na oku najmłodszą parę. Wiedziała, że ktoś z tej trójki wpadłby na głupi pomysł, dlatego wolała na nich uważać. 
-Ale na pewno nie jesteś w ciąży?- po raz kolejny spytał Max, który prawie leżał na blondynce. 
-Nie.- odpowiedziała lekko speszona, przekręcając oczami.-To, że nie piję, nie oznacza że jestem w ciąży. Po prostu jakoś specjalnie nie przepadam za alkoholem. Ty też mógłbyś się ogarnąć. 
George jęknął przeciągle i przerzucił się na kolana Nathana. Szatyn jedynie zaśmiał się i zaczął głaskać chłopaka po łysinie. 
-Ej, mam pomysł!- wrzasnął nagle Jay, a oczy Flo rozszerzyły się do rozmiaru pięciozłotówek. Tego bała się najbardziej. Na domiar złego, po McGuiness'ie można było spodziewać się wszystkiego.-Chodźmy zrobić sobie tatuaże!
-Mało masz?- szepnęła Blanco, kładąc rękę na ramieniu Jay'a. Ten spojrzał na nią zmroczonymi oczami i szeroko uśmiechnął się. 
-Nie, ale nie mam też tego jednego wyjątkowego.- zaczął śmiesznie poruszać brwiami.-A co wy na to?- odwrócił się w stronę swoich przyjaciół, jednak prawie nikogo nie zastał. Wszystkie pary, oprócz Nathana i Violetty poszły na parkiet. Ci, którzy zostali oczywiście obściskiwali się na kanapie.-Nath!- warknął, dźgając przyjaciela w bok.
Szatyn oderwał się od swojej dziewczyny i wbił w niego groźne spojrzenie. 
-Co ty na to, żeby iść sobie zrobić jakiś tatuaż? No nie wiem, na przykład, żeby uwiecznić naszą miłość. Znaczy, miłość do naszych dziewczyn. 
-Chyba głupi jesteś!- pisnęła Florence, a Violetta z uwagą przysłuchiwała się im.-Jeżeli myślisz, że puszczę cię w takim stanie do studia tatuażu, to jesteś w błędzie. Ty też, Nath. 
Wtedy Braun zerwała się z miejsca i pociągnęła za sobą szatyna. 
-Mi nie zakazała!- krzyknęła zadowolona i mimo że ledwo trzymała się na nogach, ruszyła ze swoim chłopakiem do wyjścia. 
Podobnie postąpił McGuiness, a zdenerwowana Florence poszła za nimi. Nie chciała dopuścić do takiej sytuacji, ale to było jasne, że jej nie posłuchają. Byli zbyt podchmieleni. Wkurzona ciągle próbowała ich zatrzymać. Nawet krzyk nie pomógł, wręcz przeciwnie. Tylko podsycał ich pragnienie posiadania tatuażu. W końcu zbuntowała się i stanęła na środku ulicy.
-Jay!- wrzasnęła, a szatyn odwrócił się.-Jeżeli pójdziesz zrobić sobie tatuaż, nie ruszę się stąd. Jeżeli zamarznę, to będziesz miał mnie na sumieniu! Tak samo wy!- palcem wskazała na roześmianych przyjaciół, którzy natychmiast spoważnieli. 
McGuiness z kamiennym wyrazem twarzy podszedł do swojej ukochanej i wziął ją na ręce. Ta zaczęła piszczeć, ale on nic sobie z tego nie robił, tylko szedł dalej, szukając jakiegoś dobrego studia.
Po krótkim spacerze, doszli do upragnionego miejsca. Jay postawił dziewczynę na ziemi, ale nie puszczał jej ręki. Mimo kolejnych sprzeciwów Florence, cała trójka weszła do środka. Zaczęli rozglądać się dookoła, w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego, a naburmuszona blondynka stała przy wyjściu, ze skrzyżowanymi rękoma na piersi. 
-Jay, wyjdę.- uprzedziła.
-Nie wyjdziesz.- odparł spokojnie, przewracając kolejne karty.-Robię to dla ciebie.- spojrzał na nią i szeroko uśmiechnął się. 
-Gdybyś robił to dla mnie, to wszedłbyś razem ze mną. Teraz.- wyraźnie podkreśliła ostatnie słowo, ale ten tylko wysłał jej buziaka.
-Wiem co chcę!- krzyknął Sykes, uśmiechając się do swojej dziewczyny.- Chodź.- złapał ją za rękę i wprowadził gdzieś w głąb studia. Zapewne to tam robili tatuaże.
-Ja też już wiem.-Jay podszedł do Blanco, musnął jej policzek, ale ta odepchnęła go. Ponownie wziął ją na ręce i zaprowadził do miejsca, w którym chwilę wcześniej zniknął Nath razem z Violettą. Florence nawet już nie protestowała, tylko nie odzywała się. Była wściekła i wiedziała, że cała trójka pożałuje tego wszystkiego już jutro z samego rana.
___________________________
heheszki. 
widzicie, dotrzymuję słowa! 
*zdradzę Wam sekret, że zbliżamy się do takiego bardzo ważnego momentu mianowicie PUNKT KULMINACYJNY, heheszki*
no i jeszcze coś!
JEŚLI CHCECIE COŚ NOWEGO Z MOJEJ STRONY, TO ZAPRASZAM NA MÓJ PROFIL NA BLOGGERZE, NAPRAWDĘ ZAJRZYJCIE. C:
do czwartku. <3

niedziela, 19 maja 2013

28- Nie przestanę z nią być.

-Mówi pan o Nathanie?- spytał zdziwiony.-Przecież on nie ma dziewczyny. 
-Ma, ma.- wzruszył ramionami.-Taka blondynka...Zresztą...Przypomina mi pan ją.- zaśmiał się.-Może jesteście rodziną?
Braun otworzył oczy szerzej ze zdziwienia. Była tylko jedna dziewczyna, która pasowała do niepełnego opisu starszego mężczyzny- Violetta.
-Często tu przychodzi? 
-Bardzo.- przytaknął.- Mam znajomego, który mieszka w tym samym bloku co ona. Zaledwie ulicę dalej.- wskazał palcem na dany obszar. I to również zgadzało się co do jego siostrzenicy.- On też często u niej bywa. 

-Dziękuję.- brunet skinął i będąc nadal w szoku wszedł do klatki schodowej. Na początku zamierzał wejść do Sivy, jednak zmienił zdanie i wbiegł piętro wyżej. Stanął przed drzwiami kierującymi do mieszkania Nathana, zaciągnął głęboko powietrze do płuc i nacisnął klamkę, która mu ustąpiła. Stanął w przejściu i sam nie wiedział, co miał powiedzieć.
____________________________________________________


Sykes w pierwszej chwili nie zorientował się, że ktoś wszedł do środka. Dopiero kiedy Scooter odchrząknął, Nathan poderwał głowę przestraszony, upuszczając szklankę soku. 
-Jest tu ktoś jeszcze?- spytał, unosząc brew do góry. 
Chłopak pokręcił głową, modląc się, by Violetta nie wychodziła z pokoju. Jednak jego prośby nie zostały wysłuchane. Chwilę później drzwi trzasnęły, a w przejściu pojawiła się blondynka, ubrana jedynie w bluzkę Nathana, która sięgała jej za pośladki. 
-Co ty tu robisz?- spytała spanikowana, próbując zakryć się bardziej. 
-Pytanie co wy tu robiliście.- podszedł bliżej, a swój wzrok wbił w szatyna.-Jeden pan skarżył mi się, że ktoś tu jęczał.- spojrzał na siostrzenicę, która zalała się czerwonym rumieńcem.-Wszystko wskazuje na to, że naprawdę uprawialiście seks, a przecież tak się nienawidzicie.- skrzyżował ręce na piersi. 
-Nie, my wcale się nie kochaliśmy.- powiedziała szybko.-Po prostu pomagaliśmy Sivie z oświadczynami, a że było już późno to zanocowałam u Nath'a.- ostatnie słowa wypowiadała coraz ciszej. Coraz mniej miała pewności, że Scooter jej uwierzył.
-Tak nagle staliście się przyjaciółmi?- zapytał z nutką kpiny. 
Violetta spuściła głowę, nie wiedząc co powiedzieć. Nathan za to przypatrywał jej się i bił się z własnymi myślami. Chciał skończyć to wszystko, te całe ukrywanie się i powiedzieć Scooter'owi prawdą.
-Złamaliście moje zasady!- krzyknął rozdrażniony.-Oszukiwaliście mnie! Violetto, jak mogłaś mnie oszukiwać?
-Nie oszukiwałam.- pociągnęła nosem, próbując nie płakać.-Mówiłam, że nic mnie z Nathanem nie łączy.- wyszeptała.
Te słowa zabolały szatyna
-Wyjdź Scooter.- powiedział przez zęby.- Wyjdź z mojego mieszkania. 
-Nie wyjdę, dopóki mi tego nie wytłumaczycie!- wrzasnął. 
Wtedy blondynka nie wytrzymała i popłakała się. Sykes podszedł do niej i przytulił. Próbował uspokoić ją, szepcząc pocieszające słowa na ucho. Mówił, jak bardzo ją kochał, co Braun doskonale usłyszał. Brunetowi zrobiło się trochę głupio. Widział, że Nathan starał się troszczyć o jego siostrzenicę. 
-Chcesz znać prawdę?- spytał cicho dwudziestolatek, a mężczyzna skinął.- Ja i Violetta jesteśmy parą.- na te słowa dziewczyna odsunęła się od chłopaka, po czym otarła łzy. Szatyn nie spuszczał wzroku ze swojego menadżera.-Kocham ją ponad życie. Możesz myśleć o mnie co chcesz, ale ja naprawdę się zmieniłem. Nie obchodzi mnie to, co myślisz. Nie przestanę z nią być. Nigdy. 
Brunet spoglądał raz na swoją siostrzenicę, raz na swojego podopiecznego. Nie sądził, że chłopakowi tak łatwo przychodziło mówienie o swoim uczuciu. 
-Nie wiem, czy mogę wam na to pozwolić. 
-Nie potrzebujemy twojego pozwolenia.- Sykes niemalże warknął. 
Scooter zdziwiony uniósł brwi do góry. Szatyn był zdeterminowany. Nic nie mogło po powstrzymać od bycia z jego ukochaną. 
-Oszukiwaliście mnie.- mówił dalej. 
-Przepraszam.- powiedziała cicho.-Ale co mieliśmy zrobić? Nie pozwoliłbyś nam ze sobą być. Ale teraz to i tak nie ma sensu, bo wyprowadzacie się do Los Angeles!- krzyknęła, odwróciła się i zamknęła w pokoju swojego chłopaka, gdzie od razu zaczęła płakać. Ulżyło jej, że Scooter dowiedział się o wszystkim, ale z drugiej strony bała się konsekwencji, które ich czekały. 
Nathan okręcił się i krzyknął coś do blondynki, jednak Braun przytrzymał go za ramię. Chciał wyrwać mu się, ale zrezygnował, kiedy uścisk mężczyzny z każdą sekundą stawał się mocniejszy. Zdenerwowany szarpnął ramieniem i wbił w niego gniewny wzrok. 
-Dobrze. Pozwolę wam ze sobą być.- zaczął, a wyraz twarzy Nathana zmieniał się z słowa na słowa.- Ale jest jeden warunek. Jeżeli ją zranisz, to obiecuję, że ukręcę ci głowę. 
-Będę o nią dbał.- chłopak mimowolnie uśmiechnął się. 
Brunet skinął i bez słowa wyszedł z mieszkania, trzaskając przy tym drzwiami. Szczęśliwy Nathan pobiegł do swojego pokoju i od razu mocno przytulił swoją dziewczynę. 
-Zgodził się, wiesz?- powiedział, gdy odsunął się. Odgarnął kosmyk wilgotnych od łez włosów i spojrzał prosto w jej niebieskie tęczówki.-Pozwolił nam.- uśmiech na jego twarzy stawał się większy z każdą kolejną sekundą, w której uświadamiał sobie, że już nie musiał ukrywać się ze swoją ukochaną.
-Jak to?- spytała lekko zdezorientowana. 
Szatyn przejechał placem po bladym policzku dziewczyny, wycierając przy okazji łzy. 
-Nie musimy już się ukrywać. 
Szczęśliwa blondynka mocno wtuliła się w swojego chłopaka. Nie sądziła, że Scoorer tak łatwo się zgodzi. Była pewna, że najpierw musieliby przejść przez piekło, żeby zacząć pokazywać się publicznie.
-To może ten klub?- spytał Tom, pokazując palcem na jakąś informację zamieszczoną na ulotce.- Wydaje się fajny. 
-Moja kuzynka miała tam urodziny.- Florence skrzywiła się.- Uwierz, oni tylko sprawiają pozory dobrego klubu. 
Szatyn westchnął, zgniótł ulotkę i rzucił ją gdzieś przed siebie. Jay za to otworzył szampana i ostrożnie wlewał płyn do kieliszków. Zaczął rozdawać wszystkim, omijając oczywiście Nareeshę, ale Kelsey również odmówiła. 
-Myślicie, że Violetta chce urodziny w klubie?- spytał Max. 
McGuiness kompletnie wyłączył się z prowadzonej konwersacji i usiadł obok przyjaciółki. 
-Ty nie chcesz?- zapytał cicho. 
Blondynka zawstydzona kiwnęła głową. Na razie nie chciała mówić nikomu o swojej ciąży, ale wiedziała, że Jay łatwo jej nie odpuści. 
-Oczywiście, że tak!- krzyknął oburzony Parker, w odpowiedzi do swojego przyjaciela. Zwrócił tym samym uwagę Jay'a i Kelsey.- Kto by nie chciał? Poza tym, nie przypominam sobie, żeby była na jakiejkolwiek imprezie odkąd jest w Londynie, a jej pobyt tutaj trzeba uczcić. 
-Czyli chcecie się wszyscy upić?- zaśmiała się Hardwick, kompletnie ignorując pytający wzrok Loczka. Postanowiła, że powie mu o wszystkim, ale dopiero później. 
-Od razu wszyscy.- burknął, siadając obok swojej dziewczyny.-Łyk piwa, czy czegoś mocniejszego nikomu nie zaszkodził.- pocałował ją w policzek, a zaraz po tym spojrzał na pełny kieliszek szampana, który blondynka odstawiła daleko od siebie.- Ty nie pijesz?- spytał zdziwiony. 
-Pytałem o to samo.- McGuiness przekręcił oczami, po czym podszedł do swojej ukochanej. 
-Nie mogę.- szepnęła. 
-Dlaczego? 
Pokręciła tylko głową i udała się w kierunku kuchni. Nie wiedziała dlaczego, ale miała łzy w oczach. Być może bała się reakcji Tom'a na wieść, że zostanie ojcem, ale w końcu musiała mu powiedzieć. Nie mogła utrzymywać tego w tajemnicy, tym bardziej, że za osiem miesięcy będzie rodziła.
-Idź do niej.- szepnęła Nareesha, do zdezorientowanego Parkera.- Coś jej leży na sercu, a ty chyba ją kochasz, tak? 
-Jak nikogo.- odpowiedział, wciąż wpatrując się w wejście do pomieszczenia, w którym chwilę temu zniknęła Kelsey. 
Brunetka zaśmiała się i pchnęła przyjaciela w tamtym kierunku. Chłopak niepewnie wkroczył do środka. Bez słowa przytulił dziewczynę od tyłu, a następnie odgarnął wszystkie blond kosmyki na bok, żeby mieć lepszy dostęp do jej ucha. 
-Stało się coś złego?- szepnął. 
-Złego nie.- odpowiedziała, pociągając nosem.
Szatyn westchnął, wiedząc, że szybko nie wyciągnie z dziewczyny niczego. Stanowczym ruchem przekręcił ją w swoją stronę i przysunął się jeszcze bliżej, tak że stykali się czołami. 
-Kocham cię Kels. Możesz mi powiedzieć o wszystkim. 
-Wiem, że mogę.- odsunęła się, zaczynając niespokojną przechadzkę po pomieszczeniu.-Ale bardziej boję się reakcji. 
Tom z uwagą lustrował każdy ruch blondynki, po czym zgrabnie wspiął się na blat. Siedział i przysłuchiwał się dalszym wyjaśnieniom.
-I wiem, że mnie kochasz, ale jaką mam gwarancję, że bierzesz nasz związek na poważnie? 
-Ranisz moje serce mówiąc, że nie kocham cię na serio.- przyłożył dłoń do lewej strony swojej klatki piersiowej, dokładnie tam, gdzie biło serce.-Kocham cię. Nie marnowałbym tylu lat na byciu z jedną osobą, gdybym nie czuł czegoś takiego. 
-Wiem.- westchnęła, w końcu zatrzymując się w miejscu. Spuściła głowę i wpatrywała się w jeden punkt na ziemi.-Ale nadal się boję. 
Szatyn zeskoczył na dół, po czym ponownie mocno przytulił dziewczynę. 
-Jesteś w ciąży?- spytał. 
Odsunęła się od niego i z przerażeniem wpatrywała w jego brązowe oczy. On za to cicho zaśmiał się. 
-Co jak co, ale ja głupi nie jestem. 
-Ale skąd wiesz?- pytała zdezorientowana.-Widać?- lekko spanikowała. 
-Nie.- kolejny raz na jego ustach powstał szeroki uśmiech.-Ale zaczynasz mieć dziwne zachcianki, coś ostatnio nie marudziłaś, że brzuch się boli od okresu i co najważniejsze, nie pijesz.
Przekręciła oczami, chcąc wrócić do salonu, ale Tom kolejny raz przycisnął Hardwick do siebie. 
-Kocham was.
W salonie trwała kłótnia na temat urodzin Violetty. Cała grupa chciała zrobić imprezę niespodziankę, tylko nie bardzo mieli na nią pomysł, a nie chcieli wyjść na niezorganizowanych. 
-Cześć!- usłyszeli krzyk, a następnie trzask drzwi. 
Do środka właśnie wszedł Nathan, a za nim Violetta z szerokim uśmiechem na ustach. Wszyscy zerwali się jak na zawołanie, zamknęli z hukiem laptopa, a ulotki klubów zgnietli w dłoni i włożyli za poduszki w kanapie, rozwalając się na niej tak, żeby dziewczyna nie miała do niej dojścia.
-Co kombinujecie?- spytała podejrzliwie blondynka.
-My?- Flo odpowiedziała pytaniem na pytanie-Nic! 
Uniosła pytająco brew, ale jej przyjaciółka wyprzedziła ją i złapała dziewczyną za nadgarstek, ciągnąc z powrotem do drzwi. 
-Gdzie idziesz z moją dziewczyną?- spytał równie zdezorientowany Nathan. 
-Porywam ją na chwilę, Violetta nie jest tylko twoja.- wytknęła język w jego stronę i chwilę później dziewczyny zniknęły za drzwiami.
-Nie martw się, tam też była moja dziewczyna.- zaśmiał się Jay. 
Sykes tylko przejechał dłonią po swoich włosach i usiadł między chłopakami, wsłuchując się w ich plan wyprawienia urodzin Violetty. 
____________________________________
Chcieliście dzisiaj to macie, ale nie będę dodawała rozdziałów codziennie. Może tak co dwa dni? Rozumiecie, następny były we wtorek, później czwartek, sobota, poniedziałek i tak w kółko?
Mówiliście, żebym prowadziła jeszcze drugą część, ale żeby ją prowadzić, trzeba mieć pomysł, którego oczywiście nie mam. To opowiadanie skończy się za kilkanaście rozdziałów już definitywnie.
Ewentualnie mogę pomyśleć o nowym opowiadaniu.
To do następnego. c;

sobota, 18 maja 2013

27- Wyjdziesz za mnie?


Weszła głębiej do pokoju, a Siva z zamkniętymi oczami klęknął przed dziewczyną. Był pewien, iż była to jego ukochana. Wziął głęboki wdech i zaczął mówić.
-Kocham cię najbardziej na świecie, wyjdziesz za mnie?
Blondynka nie wiedziała co powiedzieć. Przestraszyła się, bo w tym samym momencie do środka wszedł jej chłopak razem z Mulatką. Brunetce łzy cisnęły się do oczu. Ta scena wyglądała dwuznacznie. Właściwie każdy obcy, który by teraz wszedł, stwierdziłby że Kaneswaran oświadczał się Violettcie. Nathana również to zszokowało, jednak w nieco mniejszym stopniu.
-To mi chcieliście pokazać?!- krzyknęła wścieła i zarazem zrozpaczona. Łzy ciurkiem leciały po jej policzkach, razem z resztkami tuszu.-Siva, to koniec!- wrzasnęła i głośno wyszła. Cała trójka nie miała pojęcia co powiedzieć.
__________________________________________________

-Co się właściwie stało?- spytał wciąż klęczący Siva. 
Violetta przekręciła oczami i odwróciła się w stronę szatyna. On również wpatrywał się w nich z otwartą buzią. 
-Chyba oświadczyłeś się mojej dziewczynie, stary.- oznajmił, patrząc na przyjaciela. Chwilę później przeniósł wzrok na blondynkę.-Nie powiedziałaś "Tak", prawda? 
-Oczywiście że nie, głupku.- powiedziała, podchodząc do niego.-Ale teraz musimy znaleźć Nareeshę. Znalazłam się tu po prostu w nieodpowiedniej chwili. Poza tym wiesz, że ja kocham tylko ciebie.- uśmiechnęła się i musnęła usta Nathana.
Mulat pośpiesznie zerwał się z miejsca i omijając parę, wybiegł z mieszkania. Braun złapała Sykes'a za rękę i wyprowadziła go na zewnątrz. Biegli za Sivą, chcieli również to wszystko wytłumaczyć. Szczególnie Violetta, to ona wyszła na niewartą zaufania przyjaciółkę. Chwilę później do dziewczyny zadzwoniła Kelsey, wyjaśniając że brunetka jest w mieszkaniu Tom'a, tam gdzie cała reszta. Przywołali rozdygotanego chłopaka i zaprowadzili go na górę. 
Na samym wejściu Kaneswaran wpadł jak burza w kierunku Nareeshy. Pomimo jej prób wyrwania się, on nie odpuszczał i mocno tulił ją do siebie. 
-Nareesha, to nie tak.- zaczęła szybko Violetta podchodząc do dziewczyny. Ona nie chciała ich słuchać. Wyrwała się z objęć ukochanego i wyminęła zszokowaną blondynkę.- Znalazłam się po prostu w złym miejscu!- krzyknęła zdruzgotana.-Ja kocham kogoś innego, jestem szczęśliwa z kimś innym, więc nie mogłabym być kochanką Sivy!
Wtedy Mulatka zatrzymała się. Powoli odwróciła się w ich stronę, a tym razem to Nathan do niej podszedł. 
-Siva kocha cię najbardziej na świecie. To tobie zamierzał się oświadczyć, myślał, że to ty weszłaś do domu. Uwierz mi, gdyby naprawdę proponował małżeństwo mojej dziewczynie, to sam ukręciłbym mu głowę.
-Violetta to twoja dziewczyna?- spytała zdziwiona, a Sykes spojrzał na Braun, szukając ratunku. 
-Brawo.- mruknęła pod nosem i skrzyżowała ręce na piersi. 
Pchnęła bruneta do przodu, by choć trochę ominąć temat jej związku z najmłodszym członkiem The Wanted. Chłopak niepewnie podszedł do swojej ukochanej i wyjął czerwone pudełeczko, w którym znajdował się złoty pierścionek. Wtedy Nathan usunął się na bok, stając obok Violetty. Mimowolnie objął ją ramieniem i delikatnie musnął wargami policzek.
-Wyjdziesz za mnie?- spytał drżącym głosem. 
Nareesha przegryzła wargę, ocierając łzy wierzchem dłoni. Spojrzała na Violettę, która z uśmiechem na twarzy przytaknęła. Kiedy zorientowała się, że brunetka spojrzała na obejmującego ją Nathana, natychmiastowo strzepnęła jego rękę ze swojego ramienia. 
-Tak.- odpowiedziała uśmiechnięta. 
Siva jeszcze przez chwilę nie dowierzał usłyszanym słowom, ale zaraz po tym objął Mulatkę w pasie i okręcił się razem z nią. 
-Nie obchodzi mnie to, co powiedzą inni.- mruknął Nathan i jednym zwinnym ruchem obrócił Violettę ku sobie. Przycisnął swoje usta do jej warg, a ciałem prawie że przywarł do zgrabnego ciała blondynki. Taka bliskość tak bardzo cieszyła dziewczynę, że nawet nie myślała o tym, żeby odsunąć się od ukochanego. 
-A ja od początku wiedziałam, że ze sobą będziecie.- powiedziała Nareesha. 
Wtedy przestraszona Braun odsunęła się od szatyna, ale zaraz po tym wybuchnęła śmiechem. 
-Przychodził do mnie z pytaniem jak zdobyć kobietę.- kontynuowała przyszła pani Kaneswaran.-I nagle te wszystkie rzeczy przydarzały się tobie. 
-Nie mów.- jęknął szatyn.-Poza tym zmieniałem trochę. 
-Dobra, dobra.- zaśmiała się dźwięcznie.-Teraz czekamy aż ty oświadczysz się swojej dziewczynie. 
Nathan w zabawny sposób poruszył brwiami i ponownie pocałował Violettę. 
-Jest jeszcze coś, o czym musicie wiedzieć.- powiedziała niepewnie Mulatka, po czym spojrzała na swojego narzeczonego.-Właściwie to ty.- wzięła głęboki wdech i zacisnęła powieki.- Jestem w ciąży. Zostaniesz tatą.
Sive przez moment zakręciło się w głowie. Zdążył tylko zapytać "Co?" i runął jak długi na ziemi.
-Mówił mi, że zemdleje, ale nie wiedziałem że to prawda.- Sykes podszedł do przyjaciela i próbował go obudzić. 
-Jay, ty też tak zareagujesz?- spytała Florence. 
-Jasne, że nie.- zaśmiał się, ale zaraz spoważniał.- A co, jesteś w ciąży? 
Na te słowa Violetta odwróciła się w ich kierunku i zaczęła się głośno śmiać. Gdyby tylko Leon to usłyszał, z pewnością zrobiłby jej wywody na temat seksu, zabezpieczeń i dzieci, chociaż że był młodszy od niej. 
-Nie.- podobnie jak swoja przyjaciółka, wybuchnęła śmiechem. 
Kelsey w tym momencie spuściła głowę, zaczynając bawić się pierścionkiem na swoim palcu. Ona również podejrzewała u siebie ciążę, ale bała się mówić o tym Tom'owi. Chłopak jeszcze nie chciał wiązać się tak na poważnie. 
Sykes w końcu strzelił Mulatowi z tak zwanego "liścia". Nie mógł się powstrzymać, a to okazało się strzałem w dziesiątkę. Starszy przyjaciel natychmiastowo otworzył oczy, siadając jak napięta struna. 
-Śniło mi się, że przypadkowo oświadczyłem się Violettcie, Nareesha ze mną zerwała, po czym jednak przyjęła oświadczyny i powiedziała, że jest w ciąży.- mówił zdezorientowany, patrząc na swoje dłonie. Chwilę później podniósł głowę i spojrzał na szatyna.- Proszę, powiedz mi że te dwie ostatnie rzeczy to nie sen.
-Czyli jednak chcesz dziecko?- spytała uważnie brunetka. 
-Oczywiście, że tak.- chłopak wstał i podszedł do dziewczyny.- Czasami dziurawiłem prezerwatywy, albo po prostu mówiłem, że ich nie mam.- zaśmiał jej się w ucho.
-Ja z tobą seksu nie uprawiam.- szepnęła Violetta do szatyna. 
-Dlaczego?
-Bo zrobisz mi to samo co Siva swojej dziewczynie.- odwróciła się i przyciągnęła go za koszulkę do siebie.
Tom zauważył smutną minę Kelsey. Z uśmiechem podszedł do niej, odgarnął włosy na bok i ustami zaczął składać pocałunki od jej szyi aż do ucha. 
-Za dziewięć miesięcy chcę malca w domu.- wyszeptał. 
Zdziwiona odwróciła się i bez słowa pocałowała swojego ukochanego. Teraz była naprawdę szczęśliwa.
Sykes złapał Violettę za rękę i pociągnął ku wyjściu. Kiedy już złapał za klamkę, powiadomił wszystkich, dokąd wychodzili. 
-My idziemy do mnie do domu.- powiedział, próbując nie śmiać się.-Proszę nam nie przeszkadzać, bo będziemy pracować nad dzieckiem.
Scooter zmierzał do bloku w którym mieszkali The Wanted. Chciał osobiście pogratulować Sivie oraz jego narzeczonej. Cieszył się ze szczęścia swojego podopiecznego. 
Jednak nadal nurtowała go sprawa Violetty i Nathana. Zastanawiał się, czy oni naprawdę byli parą, a im dłużej o tym myślał, tym bardziej był pewien, że coś z ich łączyło. Mimo kłótni zawsze starali się bronić siebie nawzajem, pocieszać. Często przyłapywano ich na wizytach u siebie w domu, poza tym ktoś doniósł mu, że prawdopodobnie kochali się wtedy w pokoju, kiedy kazał im się pogodzić. Robili to wszystko specjalnie. Teraz to do niego doszło. 
Najpierw chcieli pokazać mu jak bardzo się nienawidzili, później mieli pogodzić się, co miało oczywiście wyjść z jego inicjatywy, żeby na końcu zostać przyjaciółmi i pokazać mu jaką wspaniałą parą by byli.
Ta myśl sprawiała, że był wściekły. Owszem, nie pozwalał im ze sobą być, ale mogli do niego przyjść i na spokojnie porozmawiać. To, że kłamali i łamali wszystkie jego zakazy za jego plecami, tylko dolewało oliwy do ognia. Sam już nie wiedział, czy powinien pozwolić im być razem. 
Najprawdopodobniej nie zgodzi się na to, dopóki Violetta będzie menadżerką, albo dopóki Nathan będzie członkiem zespołu. 
Już chciał otwierać drzwi prowadzące do klatki, aż powstrzymał go czyiś głos. Odwrócił się, a przed sobą ujrzał lekko zdenerwowanego, siwego mężczyznę. 
-Pan pracuje z tymi całymi chłopakami z tego The Wanted, tak?- przekręcił oczami, a zdezorientowany Scooter skinął głową.-Denerwują mnie pana podopieczni. Jeden by ciągle imprezował, drugi wrzeszczał jak małe dziecko, a trzeci grał na pianinie, albo sprowadzał swoją dziewczynę do mieszkania. Wiem jak to jest mieć dwadzieścia lat, ale ja nie uprawiałem tak dużo seksu co on. I to wcale nie dlatego, że nie miałem powodzenia- pogroził palcem mężczyźnie, a Braun nawet nie zamierzał tego mówić.- miałem i to duże. Niech tylko ten cały Sykes uważa, żeby tatusiem nie został. 
-Mówi pan o Nathanie?- spytał zdziwiony.-Przecież on nie ma dziewczyny. 
-Ma, ma.- wzruszył ramionami.-Taka blondynka...Zresztą...Przypomina mi pan ją.- zaśmiał się.-Może jesteście rodziną?
Braun otworzył oczy szerzej ze zdziwienia. Była tylko jedna dziewczyna, która pasowała do niepełnego opisu starszego mężczyzny- Violetta.
-Często tu przychodzi? 
-Bardzo.- przytaknął.- Mam znajomego, który mieszka w tym samym bloku co ona. Zaledwie ulicę dalej.- wskazał palcem na dany obszar. I to również zgadzało się co do jego siostrzenicy.- On też często u niej bywa. 
-Dziękuję.- brunet skinął i będąc nadal w szoku wszedł do klatki schodowej. Na początku zamierzał wejść do Sivy, jednak zmienił zdanie i wbiegł piętro wyżej. Stanął przed drzwiami kierującymi do mieszkania Nathana, zaciągnął głęboko powietrze do płuc i nacisnął klamkę, która mu ustąpiła. Stanął w przejściu i sam nie wiedział, co miał powiedzieć. 
________________________________________
jeeeeeej. dodałam dzisiaj z dwóch powodów:
-TO TAKI URODZINY ROZDZIAŁ, PONIEWAŻ JUTRO KOŃCZĘ TE 16 LAT. <3
-ŚWIĘTUJĘ TO, ŻE SKOŃCZYŁAM PISAĆ TO OPOWIADANIE.
Tak, właśnie dzisiaj napisałam ostatni rozdział! [nie powiem Wam ile tego jest, to tajemnica :D]
Tak więc teraz przyjmuję Wasze wszelkie propozycje na temat kolejny rozdziałów; możecie mówić mi, kiedy chcecie następny. :D
i jeszcze jedna sprawa:
PRAWDOPODOBNIE PO TYM OPOWIADANIU PRZECHODZĘ NA EMERYTURĘ. <3 heheszki. 
i nie wierzcie temu co jest w moim profilu na bloggerze.
bo to mogą być kłamstwa. :3
najlepiej w ogóle tam nie zaglądajcie. XD
także ten. 
DO NASTĘPNEGO, KIEDY TAM CHCECIE. <3