sobota, 25 maja 2013

31- Możesz być równie szczęśliwy z kimś innym.

Nathan pośpiesznie układał wszystko na stole, chcąc zdążyć przed Violettą, która przebierała się w jego pokoju. Dziewczyna nie wiedziała jeszcze, że chłopak zaprosił swoją matkę. Tak samo jak jego matka nie wiedziała, że Violetta znajdowała się u niego w mieszkaniu. Pragnął, by się poznały. Jego mama nie przepadała za Lynsey, ale tolerowała ją. Miał nadzieję, że z nową dziewczyną będzie lepiej. Chciał, żeby się polubiły. W końcu razem z Jess, były najważniejszymi kobietami w jego życiu. 
Braun weszła do salonu i od razu przystanęła. Zdziwiło ja to, że Sykes pracował tak szybko i dokładnie układał wszystkie ozdoby. Podeszła do niego cicho i oparła się łokciem o blat. Gdy tylko szatyn ją zauważył, przestraszony podskoczył, prawie upuszczając dwie puste szklanki. 
-Nie strasz mnie.- powiedział z wyrzutem. 
Blondynka zaśmiała się i chwyciła jabłko. Usiadła na blacie i liczyła zastawę. Zastanawiała się, dlaczego na stole znajdowały się cztery talerze. 
-Nath, spodziewasz się kogoś?- spytała cicho. 
-Tak.- odpowiedział krótko z uśmiechem. 
Dziewczyna przekręciła oczami i dalej przypatrywała się swojemu chłopakowi. Ciekawość jednak nie dała za wygraną. 
-Kogo? 
Nathan zaśmiał się, licząc cicho ile noży przyniósł na stół. Kiedy skończył, uniósł wzrok i spojrzał zadowolony na Violettę. 
-A czy to ważne? 
-No tak.- odpowiedziała bez wahania.- Bo skoro masz gości, to ja idę z powrotem do swojego mieszkania.- zeskoczyła ze swojego miejsca, ale Sykes był szybszy. 
Zamknął jej drogę swoimi ramionami. Na początku próbowała go ominąć, ale po paru minutach poddała się. Wtedy ją pocałował. 
-Ty jesteś gościem honorowym tutaj, że tak powiem. 
Wypuściła głośno powietrze z płuc i zaczęła zastanawiać się nad gośćmi chłopaka. 
The Wanted na pewno odpadali, chociażby z tego powodu, że było za mało talerzy. Właściwie to odpadali wszyscy, których znała. 
-Chcesz mnie z kimś poznać?- spytała cicho. 
-Można i tak.- powiedział, nie patrząc na blondynkę. 
Skończył zastawiać do stołu, dlatego zajął się sprzątaniem mieszkania. 
-Czyli o co ci chodzi?- pytała dalej już lekko podirytowana.- Zaprosiłeś swoje dwie fanki na obiad? 
Szatyn odwrócił się i z uwagą przyjrzał się zniecierpliwionej już blondynce. Patrzyła na niego tak, jakby zamierzała zabić go wzrokiem. 
-Można je uznać za moje fanki.- zaśmiał się.- Nie wiem nawet, czy nie są największymi fankami. 
Violetta niepewnie podążała za Nathanem. Kiedy ten skończył sprzątać, opadł na kanapę, gestem dłoni wskazując na miejsce obok siebie. Dziewczyna pokręciła głową. Chciała wiedzieć, o co dokładnie mu chodziło. 
-Ale to nie jest chyba twoja mama? 
-Sama nie.- odpowiedział w chwili, gdy usłyszeli dzwonek do drzwi. Szatyn poszedł otworzyć, a przestraszona blondynka cofnęła się krok do tyłu. Z opowiadania Lynsey słyszała, że matka Nathana była strasznie wymagająca co do jego dziewczyn, czego Braun nie rozumiała. W końcu to było jego życie, jego miłości.-Cześć mamo.- szatyn ucałował kobietę w polik, a Violetta skrzywiła się. Tego właśnie się bała. 
Chwilę później do środka weszły dwie osoby. Jedna starsza, druga nieco młodsza od pary. Braun rozpoznała tą drugą- była to Jess, siostra Nathana. Uśmiechała się do niej przyjaźnie, w odróżnieniu od matki jej chłopaka, która uważnie mierzyła ją wzrokiem. 
-Poznajcie się.- zachęcił Nath.- Mamo, to moja ukochana, Violetta.- blondynka podała dłoń szatynce, a ta niechętnie ścisnęła ją.-No i Violetto, to moja siostra.- zaśmiał się wskazując na niższą od siebie blondynkę. 
Jess od razu przytuliła do siebie Violettę, ignorując kolejny wybuch śmiechu. Matka Nathana przekręciła oczami i usiadła przy stole. 
-Cieszę się, że jesteście ze sobą. Naprawdę uszczęśliwiasz mojego brata. 
-Dziękuję.- na policzki Violetty wpłynął ogromny rumieniec. 
Nathan przejął inicjatywę i zaprowadził pozostałe dziewczyny na miejsce, a następnie poszedł po jedzenie. Violetta chciała mu pomóc, jednak on zaprzeczył. Z każdą kolejną sekundą widziała jak bardzo spadała w oczach pani Sykes.
-Wyglądasz na miłą i fajną osobę.- powiedziała Jess, która poprawiała zastawę położoną przez szatyna.- Więc dlaczego jesteś z moim bratem?- zaśmiała się. 
-Słyszałem!- krzyknął z kuchni Nath, a jego mama delikatnie stuknęła swoją córkę w kolano. 
-Bo go kocham.- odpowiedziała speszona.-Poza tym on też jest fajny i miły.- uśmiechnęła się. 
-Może dla ciebie tak, ale dla mnie nie.- kolejny raz wybuchnęła śmiechem. 
Obie dziewczyny polubiły się, czego nie można było powiedzieć o mamie szatyna. Kobieta siedziała cicho i co chwilę spoglądała na wybrankę swojego syna. Nie podobała jej się, odrzucała ją. 
Przy obiedzie najwięcej mówił Nathan, który nie zauważył chłodnej atmosfery, która panowała pomiędzy jego matką a ukochaną. Właściwie to on i jego siostra ciągle opowiadali kawały, albo jakieś anegdoty z życia. Kobieta prawie w ogóle nie odzywała się, chyba że upominała któreś ze swoich dzieci, albo kiedy odpowiadała na pytanie. 
Violetta modliła się, by ten dzień dobiegł końca, chociaż że polubiła Jess. Martwił ją fakt, że była kolejną dziewczyną, którą pani Sykes nie polubiła. To była jej wewnętrzna katastrofa. Domyślała się, że z tego powodu powstaną ogromne kłopoty. W końcu "kłopoty" to było jej drugie imię. Za każdym razem musiała wpakować się w coś złego, czego po prostu nienawidziła. Miała nadzieję, że zmieniło się to odkąd zaczęła być z Nathanem- wszystko szło bardzo dobrze, bo nawet Scooter zmienił zdanie co do ich związku, ale teraz znowu mogło się wszystko rozsypać, prawie jak domino. 
Jeden nieprawidłowy ruch, który mógłby pociągnąć za sobą łańcuch nieszczęścia. 
-My już chyba musimy iść.- powiedziała matka Nathana, odkładając sztuczce na talerz. Braun w głębi duszy cieszyła się z tego powodu. 
-Tak wcześnie?- chłopak jakby od razu posmutniał.- Myślałem że spędzimy ze sobą więcej czasu. 
Kobieta uniosła brwi i spojrzała na Violettę. Dziewczyna ponownie speszyła się i spuściła głowę. 
-Nath, chcę z tobą porozmawiać.- mówiąc to wstała z miejsca, a zdezorientowany szatyn poszedł w jej ślady. 
-Wszystko będzie dobrze.- Jess przesiadła się obok Violetty, widząc jej zmartwioną minę.- Uwierz mi.- uśmiechnęła się. 
-Wasza mama mnie nie lubi.- skrzywiła się. 
Blondynka westchnęła i przytuliła dziewczynę swojego brata. 
-Nie ma wyjścia, będzie musiała cię polubić.- zaśmiała się. 
Nathan zaprowadził swoją matkę do swojego pokoju. Delikatnie zatrzasnął za sobą drzwi i z wyczekiwaniem spojrzał na szatynkę, która skrzyżowała ręce na piersi. 
-Tak właściwie to dlaczego z nią jesteś? 
Szatyn przekręcił oczami i przetarł twarz rękoma. Tego nie chciał- nie zamierzał tłumaczyć się swojej matce. Poza tym, jego obawy potwierdziły się. Nie polubiła Violetty. 
-Bo ją kocham.- odpowiedział krótko.- Kocham, rozumiesz? 
-Oczywiście, że rozumiem, ale...- urwała nie wiedząc jak dobrać słowa, żeby nie urazić swojego syna. 
-Mamo, nie ma żadnego ale.- przerwał jej.- Miłość jest bezwarunkowa, nie ma tam miejsca na tego typu rzeczy. Dlaczego znowu nie możesz zrozumieć, że jestem szczęśliwy? Nie chcesz tego? Nie chcesz mojego szczęścia? 
-Oczywiście, że chcę.- odpowiedziała oburzona.- Ale możesz być równie szczęśliwy z kimś innym. 
-Nie, nie mogę.- niemalże warknął.- Niby kto by sprawił, że chciałoby mi się żyć? Że uśmiechałbym się do siebie jak głupi? Nikt inny, mamo.
-A Dionne?- spytała szybko. 
Chłopak zamilkł. Zdenerwowała go tym, bo dobrze wiedziała, że pomiędzy nimi nigdy do niczego nie doszło, chociaż ona tego bardzo pragnęła. Z hukiem otworzył drzwi i uśmiechnął się sztucznie. 
-Dziękuję, że przyszłyście.
Violetta siedziała w kawiarni i wyglądała na ciemne już ulice. Zbliżała się dwudziesta trzecia, a ona po prostu wyszła z mieszkania. Ciągle chciało jej się płakać. Gnębił ją fakt, że matka jego ukochanego nie tolerowała ich związku. Czuła się znowu beznadziejnie, potrzebowała pocieszenia, ale Nathan nie potrafił jej tego pocieszenia dać, dlatego zadzwoniła do swojego przyjaciela. Pomimo późnej godziny, zgodził się z nią spotkać. 
Obracała styropianowym kubeczkiem w dłoni, wypatrując znajomą postać. W końcu drzwi otworzyły się, a zasygnalizował to dzwoneczek, który wisiał nad nimi. Chłopak uśmiechnął się do usypiającej za ladą dziewczyny i natychmiastowo skierował się do stolika, przy którym siedziała Violetta. Usiadł na przeciwko niej i złapał ją za dłoń. 
-O co chodzi?- spytał zmartwiony.
Przez chwilę nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w narysowane logo knajpy na kubku. Dopiero po minucie nieprzerwanej ciszy, odważyła się spojrzeć na Irlandczyka. 
-Ja po prostu czuję, że moje życie zaraz legnie w gruzach.- jej oczy zaczęły błyszczeć od wzbierających łez. Przestraszony blondyn przysiadł się, siadając obok niej. Mocno przycisnął do siebie Violettę, a ta powoli wypłakiwała się w jego tors. 
-Niall, czy ty...- zaczęła niepewnie, odsuwając się od chłopaka.-Czy rodzic którejś twojej ukochanej nie lubił cię?- spytała cicho. 
Horan zmarszczył brwi, a następnie przytaknął. Założył kosmyk jej blond włosów za ucho i uśmiechnął się ciepło. 
-Wydaje mi się, że rodzice zawsze na początku ostrożnie podchodzą do wybranków swoich dzieci.- odpowiedział. 
-Dlaczego już z nią nie jesteś? 
Otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale zaraz po tym szybko je zamknął. Rozstali się właśnie przez jej ojca, który nie pozwolił im spotykać się. Nie mógł przecież powiedzieć o tym Violettcie, załamałaby się jeszcze bardziej. 
-Stwierdziliśmy, że do siebie nie pasowaliśmy.- wzruszył ramionami, a jego głos delikatnie załamał się.-A dlaczego pytasz?
-Kłamiesz.- powiedziała szybko.-Nadal ją kochasz.
-Niby po czym to stwierdzasz?- spytał zdziwiony.
Tym razem to Violetta wypuściła głośno powietrze z ust i ponownie wtuliła się w tors Irlandczyka. 
-Wiem kiedy kłamiesz, jesteś moim przyjacielem, Niall. 
Blondyn mocniej przycisnął do siebie przyjaciółkę. Uwielbiał ten stan, kiedy czuł jej ciepło obok siebie. Kochał ją. Była dla niego jak młodsza siostra, a jego obowiązkiem było obronienie jej przed całym złem świata. Delikatnie musnął wargami czoło dziewczyny. 
-No może i kłamię.- westchnął ciężko.- Ale tylko dlatego, żeby cię nie załamać. Poza tym, może z tobą i Nathanem będzie inaczej? Kochacie się. 
Blondynka chwyciła wolną dłoń Niall'a i zaczęła kreślić na niej wzroki. Sama już nie wiedziała, co miała o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony pragnęła być ze swoim ukochanym, ale z drugiej bała się, że przez ten związek jego relacje z matką mogłyby się pogorszyć. A tego naprawdę nie chciała, bo wiedziała jak bardzo on ją kochał. 
-No i co z tego.- odpowiedziała po chwili.-Nie chcę stawać pomiędzy nimi. Wyobrażasz to sobie? Wybierać pomiędzy własną matką, a swoją ukochaną?- zapytała cicho. 
-Nikt mu nie każde wybierać.- powiedział twardo.-Violetto, będzie dobrze.- kolejny raz obdarzył ją swoim promiennym uśmiechem. 
-Nie możesz mi tego obiecać.- przetarła oczy, jednocześnie wycierając łzy. Bała się spojrzeć w lustro, bo wiedziała, że cały swój makijaż miała rozmazany na twarzy.-Skąd wiesz, że nic się nie spieprzy? 
-Bo to widzę. Zakochani często przechodzą jakieś próby i być może to będzie próba dla was. Dlaczego boisz się spróbować? 
Braun odsunęła się od Horana i spuściła wzrok. Była tchórzem, jeżeli chodziło o ryzyko i doskonale o tym wiedziała. Nie mogła tylko zrozumieć, dlaczego matka Nathana nie polubiła jej, chociaż nie spędziła z nią tak wiele czasu, żeby naprawdę mogła ją poznać. 
-Bo wiem jak to się skończy. 
Niall podirytowany uniósł palcem podbródek dziewczyny i przejechał kciukiem po policzku, po czym spojrzał prosto w jej zaszklone, niebieskie oczy. Denerwowało go to, że Violetta była osobą nastawioną pesymistycznie. 
-Nie bądź pesymistką.- skrzywił się. 
-Nie jestem.- odpowiedziała oburzona.-Ja tylko myślę realistycznie. 
Chłopak spojrzał na nią jak na idiotkę. Speszona blondynka zasłoniła twarz dłońmi i zaczęła śmiać się sama z siebie. 
-Dlaczego mi nie wierzysz? 
-Bo wszystko widzisz w czarnych kolorach.- usiadł prosto i zaczął wyliczać na palcach.- Bałaś się zaakceptować myśl, że kochasz Nathana, bo byłaś pewna, że jesteś dla niego nikim. Nie chciałaś przyjechać do Londynu, żeby zacząć nową pracę, bo myślałaś, że sknocisz wszystko zaledwie po godzinie. Bałaś się też ujawnić swój związek z Nathanem, bo sądziłaś, że wtedy długo nie pociągniecie...
-...Nie o to mi chodziło.- przerwała mu szybko.-Bałam się, bo wiedziałam, że leciałyby na mnie obraźliwe komentarze ze strony jego fanek. 
Irlandczyk kolejny raz głośno wypuścił powietrze z ust. Nie miał już siły na dyskusje ze swoją przyjaciółką.
-I co, wyzywają?- zapytał ironicznie.
Tym razem to ona spojrzała na niego jak na idiotę i pośpiesznie wyjęła swojego smartfona z kieszeni kurtki, którą nadal miała na sobie. Kliknęła na ikonka Twittera, a następnie podała telefon Niall'owi.
Pewny siebie chłopak przechwycił przedmiot od przyjaciółki, ale zaraz po tym zrozumiał jej obawy. Co drugi tweet dotyczył tego, że nie pasowała do Nathana. 
-Bo to dla nich coś nowego.- mówił Niall, starając przekonać Violettę jak zarówno i siebie, do pozytywnego myślenia na ten temat.- Poza tym, mało kto chodzi ze swoimi menadżerami. Poczekaj, przejdzie im. Zapytaj Nareeshę i Kelsey, czy na początku też były hejtowane.- w końcu oddał komórkę blondynce, bo te wpisy zaczęły przerażać również jego.- Niektórzy do tej pory nie akceptują związku Tom'a i Sivy. 
Dziewczyna bez słowa schowała telefon, ale nie uniosła wzroku. To był sygnał dla Horana, że jego przyjaciółka czuła się naprawdę źle. Przysunął się bliżej i mocno przytulił ją. 
-Będzie dobrze. A jeżeli coś się spieprzy, to obiecuję, że osobiście nakopię temu, kto cię skrzywdzi. 
Violetta zaśmiała się i pocałowała chłopaka w policzek. Cieszyła się, że miała takiego przyjaciela jak Niall. Bez względu na wszystko, mogła mu wyżalić się, wypłakać, szukać rady i dzwonić do niego późnym wieczorem, jak dzisiaj, a on nie był na nią ani odrobinę zły. W końcu poszli do mieszkania Braun, bo blondynka bała się zostać sama. Chciała mieć przy sobie kogoś bliskiego. 

5 komentarzy:

  1. kurdeee
    teściowa ... nie ma co, takiej "mamusi" to nikt nie chce
    nie wiem dlaczego, ale polubiłam ten moment, w którym Nathan mówi ze sztucznym uśmiechem "Dziękuje, że przyszłyście." Wkurzony Syko
    kurde, Niall został u niej na noc ?!
    no wiem, że są przyjaciółmi, ale kurdeee

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah, ta teściowa zawsze im coś nie pasuje :)
    Nie wiem czemu, Violetta się tak martwi, mama Nathana ma coś do każdej jego dziewczyny, wiec nie jest w sumie pierwsza :)
    Moim zdaniem Nathan powinien okazać jej troszkę więcej wsparcia, założę się że później bd miał pretensję i bd zazdrosny o to, że Violetta spotyka się ze swoim przyjacielem :)
    Mam nadzieję, że Violetta nabierze trochę więcej pozytywnego nastawienia, do całego świata :)
    Likebloggerka <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo teściowe zawsze muszą być wrednymi jędzami :P
    Rozdział super ^w^
    Niall jako taki przyjaciel bardzo mi pasuje :)
    Do nn *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hohoh widzę, że teściowa to twarda sztuka. Oj Violcia będziesz mieć z nią przesrane, jeśli Cię nie zaakceptuje. Bo ją zaakceptuje kiedyś prawda Ada?;>
    Hm przynajmniej Jess przyjęła szwagierkę z otwartymi ramionami. Gdzieś mi się obiło o oczy imię Dionne i wcale mi się to nie podoba, wcale. Nie wiem dlaczego, ale już jej nie lubię. Taka kobieca intuicja, wiesz o co mi chodzi. Z resztą mamuśka Sykesa ją lubi a to niczego dobrego nie może wróżyć.
    Dobra nie zapędzam się dalej, bo mam coraz to gorsze przeczucia co do panny Bromfield(haha na początku napisałam Bonffield, ech ja i ta moja pamięć do nazwisk:D)
    Do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  5. łeeee... Ta jego matka jest dziwna. I don't like her.
    Ale dobrze, że Jess ją zaakceptowała.
    Też mi się to nie podoba, że jest coś tam o Dionne, pewnie namiesza.
    Dobrze, że ma takiego przyjaciela jak Horan.
    Świetny rozdział.
    czekam na nn.
    zapraszam do mnie:
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń