środa, 29 maja 2013

33- Ona nie jest dla ciebie.

-Nienawidzę cię.- usłyszała spokojny, dobrze jej znany głos. 
Wyszła z salonu i przeszła po całej jego szerokości, aż doszła do jednych z pierwszych drzwi. Delikatnie uchyliła je i niepewnie weszła do środka. 
Szatyn siedział na łóżku i wbił swój wzrok w Violettę. Dziewczyna wstrzymała oddech. Wyglądał bardzo poważnie, jakby długo się nad czymś zastanawiał. Po krótkiej chwili, kiedy upewnił się, że dziewczyna była zdezorientowana, chwycił ich wspólne zdjęcie i po prostu przedarł na pół. W oczach blondynki pojawiły się łzy, na co Nathan zareagował śmiechem. 
-Głupiutka.- pokręcił głową z dezaprobatą.- Myślałaś, że naprawdę cię kochałem?- podniósł się z miejsca i okrążył drobną postać dziewczyny.-Myślałaś, że byłaś pierwszą dziewczyną, którą przyprowadziłem do altany?- pytał dalej, a ona mimowolnie skinęła głową. To spowodowało tylko jeszcze większy wybuch śmiechu ze strony chłopaka.- Oj, gdybym miał ci przytoczyć imiona ich wszystkich, musiałabyś usiąść i siedzieć tu do rana.- skrzywił się.- A nie chcemy, żebyś tu siedziała. 
-O co ci chodzi?- spytała ledwie słyszalnie. 
-Jestem Nathan Sykes, kotku.- uniósł brew, jakby to było oczywistą sprawą.- Ja mogę mieć wszystkie. 
-Mówiłeś, że mnie kochasz.- powiedziała już głośniej. 
Szatyn położył rękę po lewej stronie swojej klatki piersiowej, właśnie tam gdzie znajdowało się serce. 
-Uwierzyłaś mi? 
Spojrzała na niego spod zmrużonych powiek i głośno przełknęła ślinę. Nie wierzyła w to, co właśnie słyszała.
-Tak.- odpowiedziała chłodno. 
W pokoju kolejny raz rozbrzmiał dźwięczny śmiech Sykes'a. 
-Mówiłeś, że nawet twoja mama nas nie rozdzieli. 
Na te słowa spoważniał. Wolnym krokiem podszedł do niej i chwycił podbródek, unosząc go delikatnie do góry. Pochylił się nad nią, jakby zamierzał ją pocałować, czego oczywiście nie zrobił. 
-Moja matka miała być tylko pretekstem, żeby z tobą zerwać. Ale jesteś grzeczną dziewczynką, chyba zasługujesz na prawdę?- jego usta wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu. Mimowolnie położyła ręce na torsie chłopaka i odepchnęła go do tyłu, co lekko Nathana zszokowało.- Och, może nie aż taka grzeczna.- skrzywił się. 
-Daj mi spokój.- całą siłą woli powstrzymała się od krzyku. Odwróciła się na pięcie i trzasnęła drzwiami od pokoju szatyna, ale ten nie zamierzał odpuścić. 
Poszedł za swoją dziewczyną i dosłownie w ostatniej chwili chwycił jej nadgarstek. Blondynka szarpnęła się, ale nie była w stanie uwolnić się z uścisku Brytyjczyka.
-Powiedziałem, że zasługujesz na prawdę, więc ci ją powiem.- niemalże warknął, pchając bezbronną i zdezorientowaną Violettę na kanapę.-Byłaś tylko zabawką.- mówił to z taką lekkością, że Violettcie robiło się niedobrze.- Lynsey mi się znudziła, poza tym chciałem uciec od tej całej umowy.- wzruszył ramionami.-Tak naprawdę nadal cię nienawidzę.- na jego twarzy ponownie pojawił się grymas. 

Violetta energicznie podniosła się do pionowej pozycji, oddychając głęboko. Rozejrzała się po pokoju i ze spokojem stwierdziła, że to był tylko sen. Odgarnęła niesforne kosmyki włosów, które wyswobodziły się z koka i spojrzała w bok, gdzie ujrzała przypatrującego jej się Nathana. 
-Stało się coś?- spytał, przecierając zaspane jeszcze oczy. 
-Miałam zły sen.- uśmiechnęła się. 
Mimo że to wszystko tylko jej się śniło, nadal odczuwała wstręt do Sykes'a. Bała się, że zaraz wygarnie jej to wszystko, co w śnie. Nie chciała być aż tak zraniona. 
Nie czekając na odpowiedź, zeszła z łóżka i udała się do kuchni, gdzie zaparzyła sobie herbatę. Usiadła przy wysepce i spuściła głowę. Nie wiedziała, co miała ze sobą zrobić. 
Chwilę później z sypialni wyszedł szatyn. Bez słowa podszedł do swojej dziewczyny i mocno przytulił ją. Była mu za to wdzięczna. Nie zadawał jej pytań, po prostu dawał jej to, czego w tej chwili potrzebowała. Dawał jej siebie i swoją miłość. Uniósł się i musnął wargami czubek głowy.
-Będzie dobrze. Jestem tu przy tobie. 
Te słowa miały ją pocieszyć, ale ponownie wywołały coś innego. Rozpłakała się w ramionach szatyna, a ten objął ją mocniej i uspokajał ją, szepcąc coś do ucha, jednocześnie lekko kołysał się z nią.
-Powiesz mi co ci się śniło?- spytał cicho. 
Odsunęła się od Nathana i spojrzała w jego oczy. Chciała zaprzeczyć, pokręcić głową, ale nie mogła. Wiedziała, że chłopak naprawdę ją kochał. Przynajmniej taką miała nadzieję. 
-Śniło mi się, że...- zaczęła niepewnie, ale on uśmiechnął się do niej zachęcająco.- Że powiedziałeś...Powiedziałeś, że mnie nienawidzisz i że nigdy mnie nie kochałeś.
-Och głuptasie.- zaśmiał się cicho, kolejny raz całując ją w czoło.-Jak mógłbym kłamać? Jesteś moim aniołem. 
Chciała mu odpowiedzieć, ale rozległ się dźwięk dzwonka. Nath musnął tylko usta Violetty i podszedł do drzwi. Wyjrzał przez wizjer, a to, co tam zauważył, wcale go nie zachwyciło. Westchnął, patrząc przepraszająco na Violettę, po czym wpuścił gościa do środka. 
-Cześć mamo.- blondynka usłyszała głos Nathana, witającego się z panią Sykes. 
Jęknęła, karcąc się w myślach za to, że akurat dzisiaj musiała u niego spać. Na domiar złego, na sobie miała tylko jego koszulkę, bo nadal zapominała, żeby przynieść tu koszulę nocną, chociaż on proponował jej, by przyniosła przynajmniej połowę szafy. 
Zagryzła wargę, myśląc o tym jak dojść do pokoju swojego chłopaka, by nie rzucać się w oczy jego matce. Niestety, nie zdążyła zrobić czegokolwiek. Matka Nathana weszła do kuchni i stanęła w progu od razu, gdy ją zobaczyła. 
-Dzień dobry.- powiedziała speszona Violetta. 
-Dzień dobry.- odpowiedziała mierząc dziewczynę wzrokiem. 
Braun nerwowo zaciągała koszulkę na dół, w myślach przeklinając Sykes'a za to, że prosił ją, by z nim spała.
-Tak właściwie co tu robisz, mamo?- w kuchni pojawił się szatyn. Podszedł do swojej dziewczyny i pomimo sprzeciwów, objął ją ramieniem. 
-Pójdę się przebrać.- przerwała cicho blondynka, po czym wyswobodziła się z uścisku chłopaka i ruszyła do sypialni. 
Starsza kobieta odprowadziła dziewczynę swojego syna wzrokiem. Kiedy zniknęła za drzwiami, okrążyła wysepkę i znalazła się tuż obok dwudziestolatka.
-Nadal z nią jesteś?- spytała jakby z odrazą w głosie.
Chłopak okręcił się i wstawił do zmywarki szklankę po soku. Nadal nie rozumiał dlaczego jego mama nie potrafiła przekonać się do Violetty. 
-Tak. Kocham ją, zrozum w końcu.- odpowiedział, patrząc prosto w oczy swojej matki. 
Kobieta westchnęła i zaczęła stukać paznokciami o blat. 
-A ja nadal twierdzę, że ona nie jest dla ciebie. Ty jesteś artystą, Nath.- powiedziała twardo.- Powinieneś być z artystką. 
-Chodzi ci o to, że nie jest rozpoznawalna?- prychnął.-O to tylko? Pamiętaj, że ja też kiedyś byłem nikim. 
-Nie.- przerwała mu ostro.- Nigdy nie byłeś nikim, kochanie. Od zawsze miałeś talent i od zawsze go wykorzystywałeś. Ludzie cię znali, nawet jeśli była to niewielka grupa. 
Nathan przymrużył oczy i bez słowa ruszył z powrotem do salonu. Obydwoje nie wiedzieli, że Violetta zdążyła już przebrać się i stała pod drzwiami. Oczywiście, chciała wyjść, jednak głos szatyna powstrzymał ją i coś kazało jej siedzieć nadal w pokoju. 
-To niby według ciebie kto jest dla mnie odpowiedni?- spytał zirytowany. 
-Dionne.- odpowiedziała bez wahania. 
Nathan miał wielką ochotę wybuchnąć śmiechem, jednak powstrzymał się, a serce Violetty stanęło ze strachu. 
-Och tak, oczywiście.- zakpił.- Przecież nikt nie jest lepszy niż Dionne. 
Braun nie wyczuła w tym zdaniu sarkazmu, dlatego oddychała coraz szybciej. Bała się, że jej sen może się ziścić. 
-No właśnie.- odpowiedziała mu kobieta, która również nie wyczuła ironii.-Więc dlaczego nadal jesteś z Violettą? 
Szatyn przekręcił oczami. Nie miał już sił na tłumaczenie swojej matce dlaczego tak bardzo kochał Violettę i dlaczego nie zamierzał z nią zrywać. 
-Tak, masz rację.- odpowiedział obojętnie, tylko po to, żeby matka dała mu spokój.- Zastanowię się nad tym dobra? A teraz możesz wyjść? Przepraszam, ale śpieszę się na wywiad. 
-Obiecasz mi? 
Skinął głową i odprowadził kobietę do drzwi. Tak naprawdę nie miał zamiaru nawet o tym myśleć. Kochał swoją dziewczynę, nie chciał żadnej innej. Nie wiedział tylko, że ona słyszała ich rozmowę od najmniej odpowiedniego momentu. Kiedy tylko drzwi wejściowe trzasnęły, Braun wyszła z salonu próbując nie rozpłakać się przy Nathanie. Sykes od razu do niej podszedł i mocno przytulił, ale blondynka nie odwzajemniła uścisku. Zamierzała z nim zerwać, bo nie chciała, by on zrobił to pierwszy. Chłopak jednak niespodziewanie pocałował ją, a to wpłynęło na zmianę decyzji Violetty. 
-Kocham cię.- szepnął prosto do ucha dziewczyny. 
Kolejny raz nie odpowiedziała mu, jedynie mocno przytuliła szatyna, jakby się bała, że już więcej nie będzie mogła tego zrobić. 

6 komentarzy:

  1. Nie ja tu się rozryczałam!
    Ty potrafisz straszyć ludzi :P
    Rozdział no co no smutny taki ;cc
    ale bisty *.*
    Do nn :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże
    myślałam że mi serce stanie, a tu się okazało, że to tylko sen Uff
    kurde, jego mama mnie denerwuje
    Violetta zerwie z Nathanem ? przecież dopiero się zeszli
    ale ma dziewczyna problemy sercowe, nie zazdroszczę
    zapraszam do sb, gdzie jest nowy rozdział ; http://alltimethewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgodzę, się z poprzednimi komentarzami, ze rozdział smutny :)
    Jak już wcześniej było widać Violetta nastawia się na najgorsze :)
    Może nie chce przeżyć ogromnego zawodu jaki ją może spotkać :)
    Mam nadzieję, że więcej już nie bd takich smutnych rozdziałów :)
    A co do pana Sykesa to może wreszcie przekona Violettę do swoich uczuć, i ta nie bd miała już co do nich wątpliwości :) Czekam z nie cierpliwością na następny :)
    Likebloggerka <3

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG nawet nie wiesz, z jakim wyrazem twarzy czytałam ten kuźwa jego mać sen O.O TEN.SEN.BYŁ.STRASZNY!
    Ale jaką odczułam ulgę jak się obudziła i Sykesiak leżał koło niej. Co prawda ta ulga nie potrwała długo, bo pojawiła się teściówa, ale zawsze coś. A proposito teściowej... No ona to jest jak wrzut na dupie. Ujebie jej się jakaś, hm jak jej to? Bonnie? Nieeee. Dionne? Chyba tak na nią wołają. Kuźwa i przez taką emm pannicę, pani Sykes woli ją od naszej Violci. Toż to jest nie do pojęcia. Wolę nie myśleć, co ta emm dziewczyna namiesza, bo samo to, że gdzieś tam istnieje i może wtargnąć w związek gołąbkow, mnie ewidentnie przeraża.
    Na dzisiaj tyle rozmyślań anonimowej Eli^^
    Czekam na następny<3
    Elżunia

    OdpowiedzUsuń
  5. Bożuniu święty, ja myślałam, że to tak na serio. Ja prawie miałam zawał. ADA. NIGDY. NIE. RÓB. TEGO. PONOWNIE. bo Ci przy czytaniu na zawał zejdę.
    A wgl matka Natha mnie wkurwia. Niech się sama z Dionne ożeni i każdy będzie szczęśliwy. Weny Ada :* ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Naczy nie weny, tylko do kolejnego - zawszę się pomyle, ale wena się na inne blogi przyda. A dział był świetny i chcę kolejny i ten tego, papa :*

    OdpowiedzUsuń