Kropelki deszczu powoli spadały z nieba. Ludzie pośpiesznie wyjmowali swoje parasole z toreb i chowali się pod nimi, ale nie Violetta. Ona nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że padał deszcz, była za bardzo zamyślona. Nadal zastanawiała się nad słowami Nathana. Nie mogła uwierzyć w to, że naprawdę zastanawiał się nad Dionne. Po jej policzku spłynęła łza, która natychmiastowo wymieszała się z kropelkami spadającymi z góry. Zaciągnęła rękaw na dłoń i otarła nią policzek. Od jakiegoś momentu zaczęła kopać kamyk. Wiele ludzi pytało się o coś, lub po prostu zwracała jej uwagę, ale ona szła dalej, nie oglądając się za siebie. Nie była to kwestia złego wychowania; zamyśliła się i to dość poważnie.
Gdzieś w oddali usłyszała krzyk, który jakby niósł ze sobą jej imię. Ożywiona uniosła głowę, ale nie odwróciła się. Nie wiedziała kto ją wołał, ani czy to na pewno chodziło o nią. Chwilę później poczuła czyjeś palce na swoim ramieniu. Okręciła się jak oparzona, a jej oczom ukazał się zmachany Niall. Próbował odzyskać oddech, jednocześnie uśmiechając się przyjaźnie w stronę przyjaciółki.
-Mogłaś...Poczekać...Żebym...Nie musiał...Biec.- wydyszał.
Blondynka szczerze zaśmiała się i mocno przytuliła Irlandczyka.
-Odejdź, jesteś cała mokra.- wybuchnął śmiechem, pokazując język Violettcie.
-To może pójdziemy do kawiarni?- zaproponowała.- Nie dość, że jestem mokra, to jeszcze mi zimno.
Blondyn mrugnął i oddał dziewczynie parasol. Na początku wcale nie chciała go przyjąć, ale siłą wcisnął jej go do ręki. Cel do którego zmierzali, wcale nie znajdował się daleko. Do kawiarni dotarli w miarę szybko. Wchodząc do środka, rozejrzeli się przestraszeni dookoła. Prawie w ogóle nie było wolnych miejsc, ale nie było co się dziwić. W końcu była sobota, a na zewnątrz panowała prawdziwa, londyńska pogoda. Horan wypatrzył wolny dwuosobowy stolik z tyłu pomieszczenia i kazał Violettcie zająć tam miejsce, podczas gdy sam poszedł złożyć zamówienie do kasy.
Braun skinęła głową i postąpiła według poleceń przyjaciela. Kiedy usiadła, jej telefon zaczął grać. Pośpiesznie wyjęła telefon z torebki i wpatrywała się w wyświetlacz, na którym było napisane "Nathan". Bała się odebrać. Bała się tego, że szatyn będzie chciał się z nią umówić tylko po to, żeby z nią zerwać. Odwróciła się i w oddali zauważyła wesołego Irlandczyka zmierzającego w jej stronę. Szybko schowała komórkę z powrotem i próbowała uśmiechnąć się przed nim przyjaźnie.
-To powiesz mi co się stało, że spacerujesz sama w taką pogodę, kompletnie nie zwracając uwagi na to, co się dzieje wokół?- postawił przed nią kubek, jeszcze parującej herbaty.- Aż tak dobrze układa ci się z Nath'em?
Poderwała głowę i spojrzała na niego zdziwiona.
-Mam to brać raczej sarkastycznie?- upewniała się.
-A jak jest?- wzruszył ramionami.- Ostatni było dobrze, więc mam nadzieję, że wiele się nie zmieniło.
Westchnęła, rozrywając saszetkę z cukrem. Trochę kryształków wyleciało, ale nie przejęła się tym, tylko dłonią przejechała po blacie, by spadły, a następnie wsypała biały proszek do napoju.
-No to nie masz racji.- odpowiedziała smutno.-Mam nieodparte wrażenie, że nasz związek skończy się równie szybko jak się zaczął.
Niall roześmiał się, ale zaraz po tym spoważniał.
-Znaczy...-odchrząknął.-Wcale nie zaczęliście szybko.- uniósł brwi, chcąc, żeby dziewczyna dobrze go zrozumiała.-Musiało trochę minąć.
Blondynka pokręciła głową, w duchu przyznając przyjacielowi rację. Aż tak szybko nie zaczęli ze sobą być, ale ona i tak wiedziała, że ten związek skończy się w najbliższej przyszłości.
-Nie wiem co mam robić.- powiedziała po chwili ciszy.- Matka Nathana nadal mnie nie lubi, a on...On chyba też woli być z Dionne.
-No wątpię.- wypalił szybko Horan.- Gdyby wolałby być z nią, nie byłby z tobą.
Braun uniosła głowę i spojrzała w tęczówki przyjaciela. Jej oczy zaczęły robić się szklane, powstrzymywała się całą siłą woli, by nie wybuchnąć płaczem. Naprawdę kochała Nathana.
-Dzisiaj słyszałam coś innego.- niemalże wyszeptała, a te słowa wprawiły Niall'a w osłupienie. Sykes zwierzał mu się i był prawie pewien, że sytuacja musiała wyglądać inaczej. Nie wierzył w to, że szatyn jej nie kochał.-Nie chcę, żeby on zerwał ze mną pierwszy.- wzięła głęboki wdech.-Więc to chyba ja zerwę z nim. Dam mu wolną rękę. Poza tym jego matka też się ucieszy.- skrzywiła się.
-Jesteś pewna, że chcesz zerwać z miłością swojego życia?
-Ja już nie jestem niczego pewna, Niall.- wzruszyła ramionami.- Jestem kompletnie zdezorientowana. Jednego dnia mówi coś innego, a drugiego...Drugiego mówi swojej matce, że chyba woli Dionne.
Tym razem to Irlandczyk głośno wypuścił powietrze z ust. Kolejna rozmowa z Violettą dezorientowała go jeszcze bardziej. Już sam nie wiedział, co miał o tym myśleć.
-Słuchaj...-zaczął ostrożnie, pochylając się.-Wiesz kto najlepiej doradzi ci w tej sprawie?- spytał, a ona pokręciła głową.-Serce. Ono jedyne zna całą prawdę.
Chciała coś powiedzieć, ale zaraz zamknęła usta. Kochała Nathana i naprawdę chciała z nim być, ale bała się, że ją porzuci.
-Zaufaj mu.- powiedział jeszcze.
Violetta niepewnie zmierzała w kierunku mieszkania Sykes'a. Pragnęła porozmawiać z nim o sytuacji związanej z jego matką, ale miała wątpliwości. Nadal myślała, że szatyn postąpi tak, jak kazała mu kobieta, a tego by nie zniosła. Tuż przed wejściem do klatki schodowej, wpadł na nią Jay. Chłopak zmieszał się na jej widok, czego Braun nie przyjęła zbyt dobrze.
-Nie wiem, czy chcesz tam wchodzić.- skrzywił się.
-Dlaczego?- spytała przerażona.
Loczek zaśmiał się i energicznie pokręcił głową. Domyślił się, że Violetta myślała o zdradzie.
-Po prostu jego mama go odwiedziła.
Dziewczyna skinęła głową i spuściła wzrok.
Nie mogła ciągle chować głowy w piasek przed matką swojego ukochanego. Podziękowała Jay'owi, a następnie pchnęła drzwi i wbiegła do góry. Uniosła zaciśniętą pięść do góry i wtedy niepewność powróciła. Wzięła głęboki wdech, zacisnęła powieki i zapukała.
Nie musiała długo czekać. Chwilę później otworzył jej uśmiechnięty Nathan.
Chłopak również lekko zmieszał się, kiedy ujrzał przed sobą swoją dziewczyną.
-Chciałam tylko z tobą pogadać.- powiedziała.
Szatyn przegryzł wargę i obejrzał się za siebie. Zaciekawiona blondynka uniosła się delikatnie na palcach i wyjrzała przez jego ramię. To, co tam zobaczyła kompletnie zbiło ją z tropu.
-Nathan, kotku!- krzyknęła brunetka.-Zamknij te drzwi i chodź tu!
Sykes miał ochotę odwrócić się i wyciągnąć Dionne z mieszkania. Spojrzał przerażony na dziewczynę przed sobą. Po jej policzku zaczęły spływać łzy.
-Mówiłeś, że mnie kochasz...-mówiła cicho.
-Bo kocham.
-Nie kłam.- przerwała mu, ocierając policzek.- Mogłeś mi wcześniej powiedzieć, że wolisz Dionne.
Zdezorientowany szatyn nie wiedział co odpowiedzieć. To wcale nie była jego wina, że Mulatka znalazła się u niego w mieszkaniu. Poza tym również nie wiedział, dlaczego Bromfield krzyknęła do niego coś takiego.
-Wiesz co ci powiem?- spytała szeptem, a Nathanowi w tym momencie serce zaczęło bić szybciej. Wyczekiwał najgorszego.- To koniec. Zrywam z tobą, Nath.
Świat Sykes'a właśnie legł w gruzach. Chciał pobiec za swoją ukochaną, zatrzymać ją, wszystko wytłumaczyć, ale nie zdążył. Blondynka energicznie odwróciła się i zbiegła na dół, a na klatce rozbrzmiał tylko krzyk niosący ze sobą jej imię.
-I dobrze.- usłyszał głos swojej matki, która zatrzasnęła przed nim drzwi.- Teraz masz szansę być z Dionne.- powiedziała szeptem, kiwając głową w stronę uśmiechniętej brunetki.
Przenosił wzrok to z Mulatki, to na matkę. Sam do końca nie wiedział co się właśnie stało. Kiedy dotarło do niego to, że Violetta zerwała z nim, łzy wezbrały w jego oczach.
-Wyjdźcie.- odparł chłodnym tonem, otwierając, wcześniej zamknięte przez panią Sykes, drzwi. Kobiety były zdziwione, dlatego nie ruszyły się z miejsca.- Wynocha!- wrzasnął zdenerwowany.
__________________________________________
da buuuuuuuum.
ten kto mnie zna powinien się domyślić, że spieprzę życie bohaterom. xd
POWIEM WAM, ŻE POWOLI ZBLIŻAMY SIĘ DO KOŃCA, CIESZCIE SIĘ.